Dzieci przedszkolne w Poznaniu są poddawane genderowej indoktrynacji. W czasie wycieczki do Centrum Inicjatyw Rodzinnych (sic!) w Poznaniu pani Marta Mazurek, pełnomocnik prezydenta Poznania do Spraw Przeciwdziałania Wykluczeniom przeczytała przedszkolakom o małpie z dwoma mężami i ślimaku, nie mogącym się zdecydować, czy być chłopcem czy dziewczynką. W trosce o życiowe wybory najmłodszych usiłowano im zaimplementować przekonanie, że nie ma jednego prawidłowego sposobu życia i tworzenia rodziny. 

Luiza Dołęgowska, fronda.pl: Wydawnictwo Krytyka Polityczna wydało książeczkę dla dzieci ,,Kim jest ślimak Sam?'' w której są ,,wesołe opowiastki'' o ślimaku hermafrodycie, nie mogącym się zdecydować, jakiej jest płci i o małpie z dwoma mężami. Czy te przykłady miałyby dać do myślenia dzieciom, że mogą się jeszcze ,,namyślać'' co do płci lub wybrać np. życie w ,,trójkącie''? Rodzice dzieci są oburzeni - czy Pana zdaniem - słusznie?

Jan Sulanowski, filolog polski, radny miasta Poznania: Do naszych radnych zgłosili się oburzeni rodzice, zaniepokojeni tym, że ta historia została odczytana dzieciom panią pełnomocniczką do spraw przeciwdziałania wykluczeniom. Intencja tej akcji była jasna i czytelna. Można było się spotkać z takimi komentarzami, że my się tutaj oburzamy przeciwko czytaniu jakichś historyjek na temat biologii  -  a wiadomo, ślimaki mają przecież swoją specyfikę biologiczną!

Tak naprawdę chodziło o przesłanie, że ludzie są jak ślimaki i mogą dokonywać wyboru płci biologicznej, co nie jest zgodne z prawdą. Takie działania wobec kilkuletnich dzieci są przejawem zakamuflowanej walki ideologicznej, którą lewica uprawia na każdym kroku. Tego typu zagadnienia można omawiać z osobami dorosłymi czy ze starszymi dziećmi, które są już ukształtowane psychologicznie. Tutaj jednak doszło do próby indoktrynacji najmłodszych dzieci, takie jest jednak założenie skrajnie lewicowych środowisk - starają się one wpływać na kwestie edukacyjne, docierać do dzieci i tam już zaszczepiać pewne myśli czy pewne wątpliwości.

Dobrze, że ta sprawa wyszła na światło dzienne, może to sygnał dla rodziców, żeby przyjrzeli się zajęciom przedszkolnym swoich pociech, aby ich zbyt szybko nie seksualizować?

Z mojego punktu widzenia tematy związane z seksualnością należy zostawić przede wszystkim rodzicom, a nie jakimś edukatorom seksualnym, zupełnie obcym dla tych dzieci. To jest - moim zdaniem - wkraczanie z butami w sferę intymną.  Odradzam wszelkim tego typu pełnomocnikom czy edukatorom, aby rozmawiać z dziećmi na te tematy. To oczywiście jest przejaw takiego myślenia lewicowego, że szkoła, jacyś edukatorzy czy też członkowie stowarzyszeń będą ,,zmieniali świadomość” społeczeństwa wykorzystując do tego instytucje oświatowe, kulturalne i społeczne. Tak naprawdę nie chodzi tutaj o żadną edukację, ale o indoktrynację.

Zwróciłbym też uwagę na to, że w Poznaniu na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza funkcjonują Gender Studies. Jeśli wejdziemy na ich stronę internetową i dokładnie przeanalizujemy zawarte tam treści, to wcale nie chodzi im wyłącznie o to, żeby badać kategorię płci kulturowej, czyli „gender”, którą owszem, można badać, np. porównując status kobiet i mężczyzn w kulturze chrześcijańskiej, muzułmańskiej czy na Wyspie Wielkanocnej - w tym przypadku jest rzeczywiście o czym porozmawiać.

Tymczasem na Gender Studies, z których wywodzi się między innymi pełnomocniczka ds. przeciwdziałania wykluczeniom, wiele miejsca poświęcono indoktrynacji ideologicznej w oświacie, instytucjach samorządowych, państwowych, społecznych i kulturalnych – tzw. gender mainstreaming.

Uważam, że ludzie, którzy są naukowcami powinni przede wszystkim badać zjawiska, opisywać rzeczywistość, natomiast oni mają zupełnie inne podejście - nie chodzi im o badania, ale o indoktrynowanie, o uświadamianie i kształtowanie rzeczywistości społecznej.

Czyli również o wczesną seksualizację dzieci ?

Tak jest, o wcześniejszą seksualizację dzieci, a to wydaje mi się bardzo niewłaściwe. Seksualizacja czy treści o zabarwieniu seksualnym atakują nas wszystkich, z każdej strony, z każdej reklamy. Nawet proszek do prania też jest sprzedawany za pomocą skojarzeń seksualnych. Wydaje mi się, że powinniśmy od tego -  nie mówię, że uciekać, bo uciec się zupełnie nie da - ale nie powinniśmy tylko i wyłącznie skupiać się na tej sferze życia.

Dzieci mają określone potrzeby rozwojowe w określonym wieku – to elementarz każdego pedagoga. Trzeba być bardzo ostrożnym, żeby nie spaczyć ich psychiki. Niektóre treści dla dzieci mogą być szokujące. Historia o ślimaku, choć na pozór jest śmieszna, ale ma swoje przesłanie, swój morał – to właśnie może być szkodliwe. Zostawmy te kwestie rodzicom i wspierających i w tym wykwalifikowanym pedagogom, a nie zgadzajmy się, aby jacyś obcy ludzie mówili dzieciom o sprawach bardzo delikatnych i przy tej okazji je indoktrynowali.

Dzieci w wieku przedszkolnym ulegają autorytetowi pani przedszkolanki i takie bajki z ,,morałem'' usłyszane od pani utkwią dzieciom w głowach - czy  mogą im zdeformować psychikę, niegotową zupełnie na zbyt szybkie wprowadzanie w świat seksualny?

Dzieci potrafią zakomunikować rodzicom swoje potrzeby - jeśli coś je interesuje, to same pytają, a sztuka polega na tym, żeby mądrze im odpowiedzieć, żeby nie robić zbytnich tajemnic, albo nie odpowiadać im na pytania w sposób zbyt zawikłany. Sztuką jest nauczyć się mówić w sposób jak najbardziej prosty. Nie warto też mówić wszystkiego od razu, ponieważ dzieci nie są od razu zainteresowane wszelkimi szczegółami. W jakimś wieku zapytają o jedną rzecz, za parę miesięcy czy może za parę lat zapytają o inny szczegół – same wybiorą odpowiednią porę, a nie, że nagle odwiedza je jakiś edukator, który ma misję indoktrynacyjną do spełnienia.

Czy Pana zdaniem takie genederowe czytanki dla najmłodszych i wkładanie dzieciom do głowy bzdur o płci kulturowej - czy jest to element jakiejś szerszej akcji indoktrynacyjnej?

Tutaj na przykładzie Poznania mogę powiedzieć, że są to działania zaplanowane.  Wspomniałem o tym, że na Uniwersytecie im. Adama Mickiewiczasa są studia genederowe i właśnie ci, którzy te studia ukończyli, trafiają do stowarzyszeń, które np. organizują szkolenia dla nauczycieli. Parę lat temu udało się tutaj naszemu środowisku powstrzymać tego rodzaju szkolenia, które miały na celu propagować „edukację genderową”. Krótko mówiąc, dzięki oddolnej interwencji zrobiła się ,,afera”, sprawa została nagłośniona w mediach, a stowarzyszenie, które chciało takie szkolenie dla nauczycieli i rodziców przeprowadzić, po prostu się wycofało, że względów wizerunkowych. Nie chcieli, aby wokół nich pojawił się jakiś niepotrzebny szum.

Można tu wyszczególnić pewne etapy – pierwszy to kształtowanie kadr na Gender Studies, drugi to szkolenia nauczycieli i wkraczanie do instytucji, trzeci etap to już działania bezpośrednie,  uderzające w dzieci. W przypadku słynnego ,,ślimaka” mamy już do czynienia z tym trzecim etapem bardzo przemyślanej i konsekwentnie wdrażanej taktyki zmieniania świadomości społecznej w negatywnym kierunku.

Dziękuję za rozmowę