Zaraza oraz „lockdown” dla jednych państw mogą oznaczać spadek, ale dla innych relatywny wzrost bogactwa, wpływów oraz politycznej potęgi. I żadna unijna polityka „nowej spójności” czy „antykryzysowej solidarności” tej nowej relacji, wytwarzającej się po odejściu zarazy, nie zmieni – pisze Jan Rokita na łamach "Teologii Politycznej Co Tydzień".

 

Autor przytacza najpierw Bajkę o pszczołach Bernarda Mandeville'a. Mandeville pisze, że "pierwsi politycy" wmówili ludziom, iż ci muszą poskromić swój naturalny egoizm. Chcieli wzmocnić w ten sposób swoją władzę, a poddany sobie lud uczynić bardziej obliczalnym. Według Mandeville'a doprowadziło to do katastrofy - społeczność pszczół, która dała się przekonać politykom, wyginęła, a jej resztki zalęgły się w zmurszałej dziupli.


"Nie polecałbym – rzecz jasna – nikomu Mandeville'a, jako nauczyciela moralności. Jednak jego przewrotna szkoła polityki jest z pewnością co najmniej warta namysłu. Zwłaszcza w czasach zamętu, wojen, poważnych kryzysów. Najczęściej bowiem to właśnie takie czasy obnażają rozziew pomiędzy manifestami na rzecz międzynarodowego altruizmu, łączenia sił i solidaryzmu, a pragmatyczną koniecznością stawiania na narodowy interes, będący czasem nawet po prostu warunkiem przetrwania" - pisze Rokita.


"Owe internacjonalistyczne z ducha manifesty, które w czasach kryzysu pojawiają się niczym grzyby po deszczu, nie mogą dziwić ani zaskakiwać. Niczym w Mandevillowskiej społeczności pszczół, rodzi się bowiem wówczas silnie ugruntowane przekonanie, iż z kłopotów, jakie stały się doświadczeniem wszystkich, najlepiej wychodzić razem, wyrzekając się wszelakiego egoizmu. Tyle tylko, że w momentach głębokich kryzysów przekonanie owo nazbyt często okazuje się być jawnie sprzeczne z warunkami narzucanymi przez polityczną rzeczywistość" - dodaje.


"Nawet w przypadku tak bardzo wyczulonego na idee humanitaryzmu oraz wolnego handlu rządu Niemiec, jego pierwszym odruchem była blokada eksportu środków przydatnych do walki z zarazą. I trzeba było dopiero interwencji Brukseli, grożącej karami za złamanie reguł wspólnego unijnego rynku, aby Berlin – przynajmniej formalnie – wycofał wydane już zarządzenia" - zauważa autor.
Według Rokity nie można mieć żadnych złudzeń co do przyszłej ostrej walki o wydobycie się z kryzysu i gwałtownej zapaści gospodarczej.


"Po Mandevillowsku iluzoryczne są nadzieje Włochów czy Hiszpanów na przełomowe unijne „koronaobligacje”. Tak samo jak coraz liczniejsze apele o „wspólną strategię ekonomiczną w celu ratowania UE”, takie jak choćby ten, ogłoszony parę dni temu przez dwanaście europejskich lewicowych gazet (m.in. „Wyborczą”, „Le Soir”, „El Pais”, „Ouest-France”). Każdy kto dziś włada w swoim uderzonym przez zarazę ulu winien zatem pamiętać, że łatwo może go doprowadzić do ruiny. I nikt palcem nie kiwnie, kiedy jego zdziesiątkowany rój będzie musiał się wynosić do jakiejś zmurszałej dziupli" - przekonuje.

jns/Teologia Polityczna Co Tydzień