Często możemy spotkać się z nieprawdziwymi informacjami na temat tego, jak wyglądała obrona ludności polskiej przed mordami na Wołyniu. W rzeczywistości Polacy w dużej mierze w ogóle nie byli do takiej obrony przygotowani. 

Piszą o tym w swojej książce "Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939-1945" Ewa i Władysław Siemaszko. Prezentujemy fragment książki pochodzący z serwisu nawolyniu.pl.

Wokół polskiej obrony na Wołyniu przeciwko nacjonalistom ukraińskim krąży szereg błędnych pojęć i ocen, wynikających przede wszystkim z braku analizy całości wydarzeń na Wołyniu i położenia ludności polskiej. Najczęściej spotyka się: 1) wyolbrzymianie zjawiska polskiej samoobrony; 2) traktowanie jej jako siły równoważnej napastnikom i niszczącej przeciwnika w stopniu proporcjonalnym do zadanych uprzednio strat stronie polskiej; 3) przypisywanie jej szeroko zakrojonych akcji odwetowych.

Tymczasem ludność polska Wołynia, i to głównie wiejska, weszła w rok 1943 r. nieprzygotowana do przeciwstawienia się ludobójstwu. Istniejąca od 1942 r. wśród wąskiego grona Polaków konspiracja ZWZ była nastawiona na przygotowywanie ludności do walki z Niemcami, a nie z Ukraińcami. Nie dostrzegano wówczas jeszcze, że najpoważniejszym i najbliższym zagrożeniem dla Polaków są nacjonaliści ukraińscy. Zresztą działalność konspiracyjna, pozostając pod nieustanną obserwacją Ukraińców, którzy składali donosy policji ukraińskiej lub Niemcom, była związana ze szczególnym narażaniem wolności i życia, miała bardzo ograniczony zasięg i była słaba. Ludzi o doświadczeniu wojskowym i przywódczym, którzy byliby zdolni pokierować ludnością polską w ówczesnych okolicznościach było zbyt mało, ponieważ większość wybitniejszych lokalnych postaci została wyeliminowana przez Sowietów w latach 1939-1941. Trzy wielkie deportacje w głąb Związku Sowieckiego, aresztowania kończące się albo wywózką do łagru albo rozstrzelaniem dotyczyły najbardziej aktywnych członków społeczności polskiej, o doświadczeniu organizacyjnym i w przypadku osadników wojskowych - z przygotowaniem wojskowym. Właśnie tych ludzi brakowało na Wołyniu, gdy zaszła potrzeba organizowania samoobrony przeciwko Ukraińcom.

Istotnym problemem był również brak broni i amunicji, której ludność polska w latach 1939-1942 nie gromadziła w obawie przed utratą życia i represjami w przypadku najmniejszego podejrzenia w tym zakresie. Tylko jednostki posiadały głęboko ukryte pojedyncze sztuki broni palnej, z minimalną ilością amunicji. Zaś możliwości zdobycia broni i amunicji były niewielkie. Toteż dochodziło do takich sytuacji, że w 1943 r. w niektórych polskich miejscowościach warty, które miały ostrzec o napadzie, posługiwały się atrapami karabinów wykonanymi przez miejscowych stolarzy. Miały one wprowadzić w błąd, że osiedle będzie się bronić, i odstraszyć napastników. Elementem utrudniającym zorganizowanie samoobrony była też postawa wiejskiej starszyzny, która z jednej strony nie doceniała zagrożenia, a z drugiej strony uważała, że pojawienie się jakiejkolwiek grupy obronnej rozdrażni Ukraińców i pogorszy sytuację Polaków (np. Budy Ossowskie, gm. Turzysk w pow. Kowel). W związku z tym w niektórych miejscowościach czysto polskich, gdzie można byłoby zorganizować samoobronę, do tego nie doszło (np. cytowana już wyżej wieś Budy Ossowskie). Dodatkowo dość rozpowszechnione było przekonanie, mimo oczywistych symptomów nadchodzącej zagłady, że Ukraińcy nie mają powodów do mordowania Polaków, bo jako współmieszkańcy tej ziemi nie uczynili oni nic, czym mogliby Ukraińcom w czymkolwiek zaszkodzić.

Na Wołyniu występowały dwie formy polskiej obrony:
- samoobrona, czyli grupy, oddziały, placówki, ośrodki i bazy samoobrony,
- oddziały partyzanckie.

Samoobrona była to zorganizowana i uzbrojona w broń palną grupa, kierowana przez jedną osobę lub przez komitet samoobrony (jak np. w Hucie Stepańskiej, gm. Stepań, pow. Kostopol).

Wszelkie inne sposoby ochrony życia, w których nie używano siły w obronie własnej nie były samoobroną w ścisłym słowa tego znaczeniu. Było to: gromadzenie się wielu rodzin na noce w jednym gospodarstwie (lub kilku), szkole, domu ludowym, budynku stacyjnym itp. obiekcie, strzeżonym przez mężczyzn, którzy w razie niebezpieczeństwa napadu mieli ułatwić szybką ucieczkę; warty i patrole alarmujące o zbliżaniu się podejrzanych osób czy grup, ale nie podejmujące w przypadku napadu walki; przygotowywanie kryjówek, schronów i korzystanie z nich w razie napadu; instalowanie w różnych punktach osiedla "alarmów", tj. różnych metalowych przedmiotów, które w razie zagrożenia uderzano, a wydawane głośne dźwięki dawały sygnał do ucieczki. Te sposoby ochrony życia z założenia nie przewidywały czynnego przeciwstawienia się napastnikom, a jedynie uniknięcie napadu; nie przeciwdziałały napadom, a tylko w jakimś stopniu zmniejszały liczbę śmiertelnych ofiar. Również nie należy za1iczać do samoobrony przypadków desperackiej obrony przez zaskoczonych napadem przy użyciu będących pod ręką narzędzi czy innych przedmiotów - bez względu na to, czy bronili się pojedynczy ludzie czy grupa, i z jakim skutkiem. W tym miejscu zwracamy więc uwagę na spotykaną w różnych publikacjach nieprawidłową kwalifikację obrony w kościele w Kisielinie (zob. w gm. Kisielim pow. Horochów) - jako samoobrony, i w konsekwencji tworzenie po kilkudziesięciu latach od napadu na kościół nie istniejącej tam placówki, gdy w rzeczywistości w kisielińskim kościele garstka przybyłych tam na mszę św. bezbronnych ludzi, oblężonych przez uzbrojone w broń palną bojówki, broniła się w sposób całkowicie improwizowany cegłami i innymi znalezionymi ciężkimi przedmiotami.

Pewne nieporozumienia powstają też z błędnego traktowania jako samoobrony konspiracyjnych grup ZWZ-AK, których sieć tworzona była od 1942 r. Działalność grup konspiracyjnych, skierowana na przygotowywanie powstania przeciwko Niemcom, polegała głównie na: zbieraniu informacji o przeciwniku i nastrojach społeczeństwa, kolportażu podziemnej prasy, wpływaniu na nastroje społeczne, gromadzeniu broni, typowaniu ludzi do przyszłej akcji zbrojnej. I chociaż wielu członków konspiracji ZWZ-AK znalazło się w samoobronach, inspirowało je, organizowało i było dowódcami, to nie można stawiać znaku równości pomiędzy komórką konspiracyjną i samoobroną. Dla przykładu, w powiecie włodzimierskim w gminach Chotiaczów i Grzybowica, istniała konspiracja ZWZ-AK, a nie było tam ani jednej placówki samoobrony.

Placówki i ośrodki (bazy) samoobrony, oddziały partyzanckie

Placówkami samoobrony były polskie osiedla, w których bezpieczeństwa Polaków strzegły grupy (oddziały) samoobrony. Natomiast ośrodkiem (lub bazą) samoobrony były zespoły polskich osiedli (wsi i kolonii) związanych ze sobą wspólnym systemem obronnym, wzajemnie się wspierających i podejmujących wspólne akcje (np. Przebraże /gm. Trościaniec, pow. Łuck/, Huta Stepańska /gm. Stepań, pow. Kostopol/ - z okolicznymi osiedlami).

Placówki samoobrony zaczęły powstawać samorzutnie w początkach 1943 r. w części polskich wsi i kolonii lub osiedli z przytłaczającą częścią Polaków. W miejscowościach mieszanych, z przewagą ludności ukraińskiej w stosunku do polskiej, a takich miejscowości była większość, samoobron nie było i nie miały one szans istnienia. Tak więc rozproszenie ludności polskiej wśród ludności ukraińskiej uniemożliwiało organizowanie samoobron, a żyjąca wśród Ukraińców polska ludność była całkowicie bezbronna. Samoobrony istniały na terenach wiejskich i w małych miasteczkach. Natomiast w miastach, gdzie stały załogi niemieckie, a więc było bezpieczniej, były rzadkością (Dubno, Ostróg, Rokitno, Włodzimierz Woł.), organizowano je głównie na przedmieściach, na które napadały bojówki UPA.

Jednym z najważniejszych warunków powstania placówek samoobrony była obecność w danym środowisku jednostki lub jednostek przywódczych oraz akceptacja przedsięwzięcia przez całą społeczność. Tymczasem prawie dwuletni sowiecki reżim okupacyjny (1939-1941) dość skutecznie społeczeństwo polskie na Wołyniu "odgłowił", o czym była już mowa wyżej. Istotnym dla tworzenia samoobrony były też warunki terenowe, jak istnienie budynków murowanych, w których skupiała się ludność i urządzane były stanowiska obronne, zwartość zabudowy osiedla, ukształtowanie terenu sprzyjające obronie. Brak odpowiednich warunków terenowych, obok braku przywódców i biernej postawy ogółu mieszkańców, były np. przyczyną nie powstania wspólnej samoobrony w skupisku dużych polskich osiedli w północnej części pow. włodzimierskiego, tj. w: Stanisławowie, Sokołówce, Jasienówce, Świętocinie, Głęboczycy, Soroczynie, kolonii Grabina, czego konsekwencją było wymordowanie mieszkańców tych miejscowości.

W większości placówek grupa samoobrony liczyła kilku czy kilkunastu mężczyzn, którzy nocami pełnili warty i patrolowali teren wsi czy kolonii. Nie wszyscy posiadali broń palną. Ich rola obronna sprowadzała się głównie do wszczęcia alarmu, który podrywał mieszkańców do ucieczki oraz ostrzeliwania napastników, dzięki czemu ludność miała więcej czasu na ucieczkę i było mniej ofiar. Rzadkie były przypadki, ażeby tego typu samoobrony, posiadające od jednej do kilku sztuk byle jakiej broni palnej, były w stanie czasowo odeprzeć napad i nie dopuścić do ofiar. Istotną sprawą był tu właśnie brak broni i amunicji, o które wcześniej nie zabiegano ze strachu przed represjami okupanta. Starania o broń wszczynano dopiero wtedy, gdy okazało się, że w każdej chwili można stracić życie, lecz małe możliwości jej zdobycia nie zaspokajały zapotrzebowania. Te małe placówki samoobrony nie były w stanie przetrwać samodzielnie ulegały rozbiciu podczas napadu UPA; ewakuowały się wraz z ludnością do większych miejscowości i albo przyłączały się do miejscowej samoobrony, jeśli tam była, albo rozwiązywały się, gdy np. przybywały do miast.

Pierwsze grupy samoobrony powstały w powiecie łuckim w styczniu 1943 r. Była to wspólna samoobrona kolonii Zalesie i Zaułek w gm. Silno, zorganizowana prawdopodobnie pod wrażeniem wymordowania przez policjantów ukraińskich (pod dowództwem Niemca) w listopadzie 1942 r. niedalekiej kolonii Obórki (gm. Kołki) oraz morderstw w okolicy pojedynczych osób i rodzin. Samoobrona ta nie była w stanie przeciwstawić się UPA, trwała niecałe trzy miesiące, pod koniec marca obie kolonie i kilka sąsiednich przestało istnieć, a ocalała ludność ewakuowała się do Huty Stepańskiej (gm. Stepań, pow. Kostopol) i sąsiadujących z nią kolonii.

Wymordowanie kolonii Parośla I (gm. Antonówka, pow. Sarny) oraz gromadzenie się na północy Wołynia i Polesiu Wołyńskim nacjonalistycznych bojówek ukraińskich spowodowało dalsze powstawanie placówek samoobrony w powiecie sarneńskim i kostopolskim. W lutym 1943 r. w powiecie kostopolskim istniało 9 samodzielnych placówek samoobrony i 2 ośrodki samoobrony (Huta Stepańska i Wyrka /gm. Stepań, pow. Kostopol/, w skład których wchodziło 27 placówek, w powiecie sarneńskim - 7 placówek samodzielnych, a w powiecie łuckim 3 placówki.

Nasilanie się napadów ukraińskich w następnych miesiącach wywołało zawiązywanie się kolejnych placówek samoobrony także w innych powiatach: dubieńskim, rówieńskim, zdołbunowskim, krzemienieckim. Część z nich była niszczona przez UPA, część sama rozwiązywała się, powstawały też nowe. Czas trwania placówek był różny od jednego miesiąca do prawie roku. Najwięcej samodzielnych placówek samoobrony istniało w maju 1943 r. - 56, w miesiącach następnych liczba ich stopniowo spadała - w grudniu 1943 r. było 14. Większe szanse obrony miały ośrodki (bazy) samoobrony, w których współpracowało ze sobą od kilku do kilkunastu placówek. Ogółem w 1943 r. zaistniało 15 ośrodków (baz), a w ich skład wchodziło łącznie 95 placówek. W styczniu 1944 r. działało 13 ośrodków (baz) i były one kolejno w następnych miesiącach likwidowane po zajęciu terenu przez Armię Czerwoną. W związku z zatrzymaniem się frontu sowiecko - niemieckiego w okolicach Kowla, najdłużej działał ośrodek samoobrony Jagodzin - Rymacze w powiecie lubomelskim, bo aż do lipca 1944 r. Maksymalna liczba istniejących jednocześnie placówek samoobrony samodzielnych i wchodzących w skład ośrodków (baz) wynosiła 128 i wystąpiła w lipcu 1943 r. Liczba ta w zestawieniu z blisko 3400 miejscowościami, w których żyli Polacy i liczbą zamordowanych 50-60 tysięcy osób uświadamia skromne rozmiary polskiej samoobrony. Gdyby samoobrona na Wołyniu była bardziej rozwinięta, a także gdyby była w stanie nie tylko przeciwstawiać się napadom OUN-UPA, ale także prowadzić walki ofensywne i dokonywać akcji odwetowych - nie byłoby na Wołyniu tylu ofiar.

za: Ewa i Władysław Siemaszko, "Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939-1945"

CAŁOŚĆ NA NAWOLYNIU.PL