Trwają nienaruszone mimo upływu lat, przecząc naturalnemu porządkowi. Szokują, są przedmiotem czci. I pozostają tajemnicą. Myśl o "wszystkich świętych" podąża przede wszystkim ku duszom zbawionych w niebie. Ale świętość dotyczy również ich ciał. Zdarza się, że ciała te zostają zachowane od rozkładu. Mimo że nie były konserwowane, a warunki pochówku jak najbardziej rozkładowi sprzyjały.

Zachowane ciała świętych

Gotowe za zmartwychwstanie

Trwają nienaruszone mimo upływu lat, przecząc naturalnemu porządkowi. Szokują, są przedmiotem czci. I pozostają tajemnicą.

Myśl o "wszystkich świętych" podąża przede wszystkim ku duszom zbawionych w niebie. Ale świętość dotyczy również ich ciał. Zdarza się, że ciała te zostają zachowane od rozkładu. Mimo że nie były konserwowane, a warunki pochówku jak najbardziej rozkładowi sprzyjały.

Amerykańska pisarka Joan Carrol Cruz w swojej książce "Niezniszczalni" (1977, wyd. polskie 1994) przytacza 102 takie przypadki świętych żyjących na przestrzeni 18 wieków chrześcijaństwa. Pierwszy dotyczy św. Cecylii, która poniosła śmierć męczeńską w 177 r. Jej ekshumowane po 777 latach ciało nadal pozostawało w pozycji, w której skonała: na boku, z twarzą zwróconą ku ziemi i raną ciętą na szyi, a palce jej rąk - jeden lewej i trzy prawej - były zgięte w milczącym wyznaniu wiary w Trójcę Świętą. Pozę tę oddaje rzeźba ówczesnego artysty Stafana Maderna, znajdująca się dziś w bazylice św. Cecylii w Rzymie, gdzie spoczywa patronka muzyki.

Przestudiowanie historii "Niezniszczalnych" może przyprawić kogoś o słabszych nerwach o zawrót głowy. Jednocześnie stawia przed nierozwiązywalnym chyba dylematem.

Wszyscy zmartwychwstaną we własnych ciałach, które mają teraz.
Sobór Laterański IV

Od śmierci wielu spośród tych świętych upłynęły wieki. Święta Żyta, której ciało spoczywające w szklanej trumnie w bazylice San Frediano w Lucca we Włoszech nadal jest kompletne, mimo że wysuszone i pociemniałe - zmarła 722 lata temu! Przetrwanie ciał wydaje się też niezależne od miejsca i sposobu pochówku. Zdarzało się, że były grzebane w długi czas po zgonie - choćby ciało bł. Bernardyna ze Sieny w 26, a św. Anieli Merici w 30 dni po śmierci. Spoczywały w wilgotnych, a nawet wspólnych grobach - jak pochowani bez trumny św. Katarzyna Bolońska czy św. Pacyfik z San Severino. Tak było też ze św. Charbelem Makhloufem, świątobliwym mnichem maronickim z Libanu, którego doskonale zachowane ciało odkryto w cztery miesiące po śmierci w 1898 r. zalane mułem, a mimo to przez dziesięciolecia towarzyszyło mu niewyjaśnione zjawisko wydzielania uzdrawiającego płynu przypominającego krew. Ciało św. Kolomana było przez dłuższy czas zawieszone na drzewie, ciało św. Jozafata Kuncewicza, unity-męczennika, wrzucono do rzeki, skąd wyłowiono je po niemal tygodniu. W przypadku trzech świętych: Franciszka Salezego, Jana od Krzyża i Pascala Baylona próbowano celowo - i całkowicie bezskutecznie - przyspieszyć rozkład ciał przez posypanie wapnem, by móc "bardziej higienicznie" przetransportować same kości lub oszczędzić wiernym "gorszącego" odoru.

Śmierć nieraz następowała wskutek ciężkiej choroby lub męczeństwa. Dodajmy do tego ekshumacje, przenoszenie z miejsca na miejsce, zabiegi mające na cełu pobranie relikwii i, delikatnie mówiąc, dość bezceremonialny sposób traktowania. A jednak w większości ciała te zachowywały "żywy" wygląd, pozostawały elastyczne (czego dowodzi choćby przykład św. Katarzyny Bolońskiej, w 12 lat po śmierci usadzonej na tronie, w której to pozycji pozostaje od ponad pięciu wieków w kaplicy macierzystego zakonu w Bolonii), często wydzielały przyjemny zapach, a czasem świeżą krew, pot lub czyste, wonne olejki. To musi co najmniej zastanawiać.

Formy kultu relikwii mogą się czasem wydawać - jak to określił Vittorio Messori w swojej książce "Opinie o Maryi" - "graniczące z makabreską". Jednak włoski dziennikarz podkreśla, że wierni wszystkich wieków oddawali cześć szczątkom ciał, które powołane zostały do chwały i na końcu czasów dostąpią zmartwychwstania. A słowa bp. Domenica D'Ambrosio, delegata Stolicy Apostolskiej ds. sanktuarium i dzieł o. Pio, rzucają dodatkowe światło na to zagadnienie: "Nie mamy tu do czynienia z fetyszyzmem. To podkreślenie godności i piękna naszego śmiertelnego ciała, które sstanowi jedno z naszą duszą".

TAJEMNICZY WYBÓR

Wśród świętych, których ciała zostały zachowane od rozkładu, mamy szereg postaci tak znanych jak Agata, Katarzyna Sieneńska, Rita z Cascia, Jan Boży, Kamil de Lellis, Filip Nereusz, Franciszek Salezy, Wincenty Pallotti, Jan Maria Vianney czy nasz ziomek Stanisław Kostka. Dlaczego akurat ci a nie inni zostali wyróżnieni w tak niezwyczajny sposób?

Wszystko ma swój kres,, więc w górę serca, bo przechodzimy od jednej rzeczy do drugiej, aż w końcu docieramy do wieczności. Nawet to, jak szybko sprawy tego świata znajdują swój koniec, powinno dodawać nam otuchy, ponieważ tym bliżej i szybciej zbliżamy się do owego kresu, ku któremu powinny zmierzać wszystkie nasze działania.
św. Teresa Małgorzata 
od Najświętszego Serca Jezusa,
karmelitanka bosa, zmarła w 1770 r.,
której nadal zachowane ciafo spoczywa
w kaplicy św. Teresy we Florencji

Odpowiedzi wprost na to pytanie próżno raczej szukać. Z całą pewnością zachowanie ciała nie jest dowodem świętości - choć oficjalnie stwierdzony został nadprzyrodzony charakter zachowania ciała św. Andrzeja Boboli. Podobnie jak rozkład ciała świętości nie zaprzecza. Gwardian klasztoru w San Giovanni Rotondo o. Carl Laborde po ekshumacji w 2008 r. ciała św. Ojca Pio przyznał, że miano nadzieję na ujrzenie go w zachowanym stanie, ale spełnienie tego oczekiwania nie zmieniłoby nic w podejściu do świętości stygmatyka. Jednak ciało jednego z największych świętych naszych czasów poddało się naturalnym procesom.

W tym kontekście warto może zwrócić uwagę na garść rozproszonych, a w tym miejscu zebranych szczegółów. Z ciała wielkiego i powszechnie kochanego świętego Antoniego z Padwy, zmarłego 13 czerwca 1231 r. prawdopodobnie na "brzuszną puchlinę", jaka wywiązała się m.in. wskutek wyczerpania w Wielkim Poście, podczas którego przez 40 dni głosił codziennie płomienne kazania pasyjne, doprowadzając tysiące wiernych do nawrócenia - w najlepszym stanie pozostają wciąż żuchwa, struny głosowe i język (którego żywa tkanka zaschła i poczerniała dopiero wskutek zabiegów konserwujących w 1981 r.) - "narzędzia pracy" każdego mówcy. Z pierwotnie doskonale zachowanego ciała św. Wincentego a Paulo, zmarłego 5 października 1660 r. ojca rozlicznych dzieł miłosierdzia - pozostało do tej pory nienaruszone serce. W zmasakrowanym ciele św. Andrzeja Boboli, zamordowanego 16 maja 1657 r., do dziś utrwaliły się ślady męczeństwa, jakie poniósł w obronie wiary. Oczy św. Katarzyny Laboure, zmarłej 31 grudnia 1876 r. wizjonerki, która dwukrotnie widziała Matkę Bożą, zachowały szaroniebieską barwę. Czy to również nie są przebłyski "Bożej świętości w narażonym na zniszczenie ciele"?

OD LOURDES DO NEVERS

Większość przypadków zachowania od rozkładu wspomnianych ciał jest dobrze udokumentowana. Jednak samo oddalenie w czasie tamtych wydarzeń może czasem skłaniać ku tłumaczeniu ich czymś w rodzaju legendy powstałej wokół postaci świętego. Pewien dystans bywa też skutkiem wcale nie odosobnionych praktyk, gdy szczątki świętych są eksponowane wewnątrz figur niebędących prawdziwymi ciałami - można tu przywołać choćby przypadek św. Franciszka Geronimo czy - z najbliższej przeszłości - św. Ojca Pio. Niektóre ciała świętych były też pierwotnie - jak np. św. Karola Boromeusza - lub wtórnie (po odkryciu ciała w dobrym stanie) - np. św. Katarzyny Laboure - poddawane zabiegom powstrzymującym rozkład. Nie jest też tajemnicą, że podobnym zabiegom poddawane są przed uroczystościami pogrzebowymi ciała papieży.

Wątpliwościom przeciwstawia się swoją autentycznością pośmiertna historia św. Bernadetty Soubirous, zmarłej 16 kwietnia 1879 r. w klasztorze w Nevers. Od dzieciństwa cierpiała na astmę, a potem na gruźlicę kości z komplikacjami, co było przyczyną śmierci. Ciało 35-letniej wizjonerki z Lourdes, dotychczas ukrywanej przez światem, chciały zobaczyć tłumy. Zaniepokojone tym "zamętem" władze, wyjątkowo podejrzliwe w czasach masońskiego antyklerykalizmu, zezwoliły na wystawienie ciała fylko przez trzy dni. Następnie złożono je w zaplombowanej dębowej trumnie obłożonej ocynkowaną blachą, sporządzając protokół podpisany nie tylko przez przedstawicieli Kościoła, ale także władz i policji. Pogrzeb odbył się 30 maja w krypcie kaplicy św. Józefa w klasztornym ogrodzie.

Ciała świętych męczenników i innych świętych obecnie żyjących z Chrystusem, ciała, które były Jego członkami i świątyniami Ducha Świętego, które pewnego dnia zostaną przez Niego wskrzeszone i obdarzone chwałą życia wiecznego/ powinny być czczone przez wiernych. Bóg zsyła ludziom przez nie wiele łask.
Sobór Trydencki

Po zakończeniu procesu beatyfikacyjnego na szczeblu diecezjalnym, zgodnie z obowiązującą procedurą, przystąpiono do "rozpoznania ciała". Oficjalne raporty, ze szczegółowym sprawozdaniem dwóch lekarzy, spisane pod przysięgą i opatrzone pieczęciami, znajdują się w archiwach klasztoru przy ul. Soint-Gildard. Pierwsza ekshumacja odbyła się 22 września 1909 r. Wśród licznych świadków były m.in. siostry, które uczestniczyły w pogrzebie Bernadetty - poruszone, że widzą ją taką, jaką przed 30 laty składały do grobu. Dostrzegły one tylko jedną różnicę: głowa Bernadetty przechyliła się w lewo, a ręce przesunęły, co zmarłej nadało wygląd śpiącej. Habit był wilgotny, krucyfiks na piersiach pokryty śniedzią, "doskonale zachowane (wraz z paznokciami) ręce, skrzyżowane były na piersi, a palce trzymały przeżarty przez rdzę różaniec". Siostry umyły ciało i przebrały w nowy habit. Podwójna trumna została zespawana, zaśrubowana, zapieczętowana i złożona ponownie w poprzednim miejscu. Jezuita Andre Ravier, badacz życia św. Bernadetty, napisał w swojej pracy o niej: "bez wahania określono jej stan jako zadziwiający. Jej choroby, kondycja w chwili śmierci, wilgotność miejsca, gdzie złożone było jej ciało (...) - wszystkie te czynniki zdawały się sprzyjać rozkładowi ciała, do którego, pomimo wszystko, nie doszło".

Kolejne "rozpoznanie ciała" odbyło się 3 kwietnia 1919 r., znów w obecności władz kościelnych i świeckich. Dwa osobne raporty lekarzy Comte'a i Talona stwierdzały to samo: nadal doskonałe zachowanie ciała, które bez trudu można było przenosić. Pojawiły się na nim tylko pleśń i sole, co przypisano obmyciu ciała przed dziesięcioma laty. Trzecia ekshumacja, przed beatyfikacją, miała miejsce 18 kwietnia 1925 r. Doktor Comte miał wtedy możliwość zbadania niektórych organów wewnętrznych. W artykule, jaki opublikował w jakiś czas potem w piśmie medycznym, napisał: "To, co podczas badań zdziwiło mnie w sposób szczególny, to doskonale zachowany szkielet, bardzo dobry stan wiązań i skóry, a także elastyczność i jędrność mięśni (...) Najbardziej zadziwił mnie stan wątroby, którego po 46 latach od śmierci absolutnie nikt nie mógł się spodziewać. Ten tak kruchy i delikatny organ powinien bardzo szybko ulec rozpadowi lub zwapnieniu i stać się bardzo twardy. Jednak nacinając go w celu pobrania relikwii, zauważyłem, ze ma normalną, elastyczną konsystencję. Natychmiast pokazałem to towarzyszącym mi osobom i powiedziałem im, że nie wydaje mi się by ten fakt był pochodzenia naturalnego".

Od 3 sierpnia 1925 r. Bernadetta spoczywa w szklanym sarkofagu. Jej pełna wdzięku i naturalności pozycja, podobnie jak piękne, przykryte lekką maską woskową twarz i dłonie, poruszają do dziś odwiedzających kaplicę w Nevers. Przywołajmy jeszcze raz o. Raviera: "Tu Bernadetta nadal wykonuje swoją misję: jest obecna, modli się, zaświadcza (...). I będzie z nami aż do ostatecznego zmartwychwstania, niczym narzędzie, którym same Niebiosa posługują się, by nas zapewnić, że Bóg jest Miłością, i by pomóc nam przejść z ciemności grzechu do światła Łaski".

 

Lidia Molak


Tekst pochodzi z Tygodnika  "Idziemy"

31 października 2010