Podziwiane – głównie przez młodzież z Konfederacji i okolic – wystąpienia byłego już europosła Janusza Korwina-Mikkego w Parlamencie Europejskim wielu z nas pamięta. Nawet to jego lekceważące spanie w czasie obrad, podobnie zresztą jak w parlamencie polskim. I nawet ukaranie go w PE.

Jak pisze na Facebooku poseł Konfederacji, OLAF (Europejski Urząd ds. Zwalczania Nadużyć Finansowych) wydał komunikat, że Janusz Korwin-Mikke jako eurodeputowany w sposób niewłaściwy zatrudniał swoich asystentów w Brukseli i będzie musiał zwrócić bardzo pokaźną sumę pieniędzy.

Na jego profilu czytamy:

- No, i doigrałem się. Gadało się, że Unia Europejska musi być zniszczona - to trzeba się liczyć, że Unia Europejska uzna, że to JA powinienem zostać zniszczony!

I dalej wyjaśnia:

- Organ "antykorupcyjny" Unii, tzw. OLAF, spokojnie prowadził śledztwo w mojej sprawie - i właśnie doszedł do wniosku, że źle zatrudniałem swoich asystentów.

Jedni pracowali w Warszawie, choć powinni być w Katowicach, inni w Katowicach zamiast w Brukseli. Nie, nikt nie oszukiwał na żadnych przejazdach - ale wiadomo, że doradca klienta musi być w miejscu, gdzie przebywa klient, a nie doradzać np. przez Sieć lub telefon.

Z orzeczenie OLAF-u wynika, jak dalej pisze Korwin-Mikke, że to „powinna ścigać polska prokuratura!!!!”

Tak czy owak, wygląda więc na to, że biznesmen Korwin-Mikke wyszedł na posłowaniu w Parlamencie Europejskim wyszedł, jak Zabłocki na spławianiu mydła Wisłą.

mp/facebook/janusz korwin-mikke