„Porozumiewaliśmy się za pomocą megafonu, a oni w odpowiedzi do nas krzyczeli” – powiedziała aktywistka lewicowej Fundacji Ocalenie Marianna Wartecka, pytana o sposób identyfikacji nielegalnych imigrantów na granicy polsko-białoruskiej. „Trzeba pamiętać, że ci ludzie mieli też coraz bardziej zdarte gardła i byli zmęczeni tym sposobem komunikacji, więc czasami zadawaliśmy pytania zamknięte. Wówczas odpowiadali poprzez podniesienie ręki, bo tak się umówiliśmy – na przykład podniesienie prawej ręki oznaczało potwierdzenie, a lewej zaprzeczenie” – opowiedziała Wartecka.

W rozmowie z DoRzeczy.pl Marianna Wartecka opisała, jak przebiegała obecność aktywistów Fundacji Ocalenie na granicy z Białorusią. O imigrantach znajdujących się w pobliżu Usnarza Górnego lewicowi aktywiści dowidzieli się od „lokalnego dziennikarza”. 18 sierpnia reprezentanci Fundacji byli już na miejscu. W ich gronie znajdowała się również władająca językiem perskim tłumaczka.

Wartecka powiedziała, że aktywistom towarzyszył też poseł lewicowego ugrupowania Razem - Maciej Konieczny. Chroniony przez immunitet miał rzekomo przekroczyć granicę z Białorusią i przekazać koczującym w obozowisku imigrantom przetłumaczone na kilka języków druki pełnomocnictw. Marianna Wartecka twierdzi, że wszyscy 32 imigranci wypełnili dostarczone im pełnomocnictwa.

Lewicowa aktywistka opowiada też o sposobie weryfikowania przez Fundację pochodzenia ludzi koczujących przy polsko-białoruskiej granicy. „Weryfikowaliśmy poprzez ich oświadczenia oraz przez język, którym się posługują” – zadeklarowała Wartecka.  Pytana czy osoby te podawały konkretne informacje o kraju swego pochodzenia, aktywistka powiedziała, że „dopiero później, gdy byliśmy już daleko od nich. Wówczas porozumiewaliśmy się za pomocą megafonu, a oni w odpowiedzi do nas krzyczeli. Często miało to miejsce w trudnych warunkach, gdy np. byliśmy zagłuszani przez Straż Graniczną za pomocą syren i silników. Czasami uniemożliwiały to też warunki pogodowe, gdy po prostu trudno było krzyczeć. Trzeba pamiętać, że ci ludzie mieli też coraz bardziej zdarte gardła i byli zmęczeni tym sposobem komunikacji, więc czasami zadawaliśmy pytania zamknięte. Wówczas odpowiadali poprzez podniesienie ręki, bo tak się umówiliśmy – na przykład podniesienie prawej ręki oznaczało potwierdzenie, a lewej zaprzeczenie”.

Wartecka dodała także, że aktywiści Fundacji Ocalenie, wspierającej również ochoczo LGBT, opuścili teren przygraniczny w czwartek przed północą, „żeby nie naruszyć ograniczeń wynikających ze stanu wyjątkowego” oraz przyznała, że obecnie nie mają już kontaktu z osobami koczującymi w obozowisku po białoruskiej stronie granicy z Rzeczpospolitą.

 

ren/DoRzeczy.pl