Z amerykańskim psychologiem, badaczem między innymi zjawiska homoseksualizmu rozmawia Andrzej Lachowski z portalu Fronda.pl.

W swojej karierze zawodowej naraził się Pan wielu grupom i środowiskom niewątpliwie największą z nich byli palacze. Chodzi mi o badania w których jako pierwszy wykazał Pan istnienie tzw. biernego palenia.

Może nie tyle palacze, co firmy tytoniowe. Mój ojciec zmarł z powodu palenia i moje badania były taką swoistą wendetą.  Moja praca naukowa nie była powodem zbiorowej nienawiści samych palaczy. Mimo, że po przeprowadzeniu moich badań sytuacja konsumenta tytoniu nieco zmieniła się, to przeciętny palacz raczej nie wie kim jestem. Obecnie raczej nie jestem kojarzony z tą sprawą.

Naprawdę po opublikowaniu tych badań nikt nie mówił o pańskiej nienawiści do osób palących? Przecież ostatecznie wyniki Pańskich badań spowodowały realną dyskryminację milionów tych osób. Już nie mogą jak kiedyś zapalić gdzie chcą, czynność palenia została odizolowana od niepalących, a nawet zupełnie zakazana. W wyniku Pańskich badań mogą czuć się dyskryminowani i po prostu realnie skrzywdzeni.

Zmiany te następowały powolnie. Z pewnością kiedy po raz pierwszy opublikowałem swoje dane, to firmy tytoniowe poczuły niebezpieczeństwo. Wyniki tych badań jednak zostały szeroko spopularyzowane. Mimo to musiało minąć 7, a może 8 lat zanim przedsięwzięto pierwsze praktyczne kroki, które były konsekwencją tych badań. Całe szczęście znalazłem sojusznika w osobie kongresmena, który często latał samolotami i narzekał, że można palić w samolocie. I to właśnie w samolotach przedsięwzięto pierwsze kroki przeciwko palaczom. Z początku wyznaczono jedną część dla palących, by ostatecznie całkowicie tego zakazać. Zakazy stały się wszędzie coraz bardziej powszechne. Od 1967 roku prowadziłem kampanie przeciwko paleniu w miejscach publicznych i owoce tej kampanii pojawiły się praktycznie po 30 latach od jej rozpoczęcia, czyli już w latach 90-tych.

Pańskie badania były rewolucyjne bo udowodniły, że nie tylko palenie szkodzi samym palaczom ale również osobom im towarzyszącym. Do podobnych wniosków wydaje się doszedł Pan w swoich ostatnich badaniach, tym razem dotyczących osób o homoseksualnych skłonnościach.

To prawda. Odniosłem również sukces na tym polu, a stało się mniej więcej na początku lat 80-tych , czyli wtedy kiedy pojawił się wirus HIV. Tak więc kiedy AIDS stało się bardzo powszechne zacząłem nawoływać, żeby do banków krwi nie przyjmowano krwi od osób homoseksualnych.

I banki krwi przystały na to?

Z początku obawiały się, że odstraszą ludzi od akcji ofiarowania krwi, jak również bały się, że zostaną posądzone o dyskryminację homoseksualistów. Zażądały więc dowodów na szkodliwość krwi osób z wirusem HIV. Z początku media chrześcijańskie podjęły mój apel, z czasem  dołączyły również media głównego nurtu, takie jak CNN.  W marcu 1985 roku miałem możliwość spotkać się z jednym z podsekretarzy do spraw zdrowia i nawiązałem kontakt z pewnym kongresmenem, który zainteresował się tą sprawą. Ostatecznie zablokowano transfuzje krwi od homoseksualistów. Wydaje się, że to był wielki sukces, bo uratowano wiele ludzki istnień przed śmiercią.

Ile osób zmarło w wyniku przeprowadzenia transfuzji krwi od ludzi zarażonych wirusem HIV zanim to  nastąpiło? Czy odnotowano jakiekolwiek ofiary?

W samych Stanach Zjednoczonych szacuje się, że zginęło w wyniku transfuzji zainfekowanej krwi około 10 tysięcy osób. Podobną liczbę ofiar szacuje się w Kanadzie. Ja postulowałem jeszcze większe zaostrzenie prawa w postaci  groźby więzienia dla osób, które przed badaniami nie przyznały się do zakażenia HIV. Do tego w Stanach Zjednoczonych nie doszło, natomiast Australia wprowadziła karalność za sfałszowanie wyników badań. W Kanadzie również zaostrzono przepisy, ponieważ tam z powodu zatajenia obecności HIV we krwi dawcy, zginęło kolejnych 500 osób. Natomiast Szwecja jakieś 3 lata temu zliberalizowała prawo dotyczące tej materii.

Jak obecnie wygląda ta kwestia w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie?

W Kanadzie od 5 lat zaczęto również domagać się liberalizacji prawa. Zarzucano, że prawo to dyskryminuje osoby homoseksualne. W Stanach Zjednoczonych co roku pojawiają się apele środowisk gejowskich aby również znieść dyskryminację homoseksualistów w bankach krwi. Na szczęście federalne agendy odpowiadające za zagrożenie epidemiologiczne podtrzymują moje stanowisko i nie pozwalają na zmianę przepisów. Z roku na rok presja jednak jest coraz większa mimo, że z pewnością homoseksualiści zdają sobie sprawę z zagrożenia. Z pewnością w przyszłym roku pojawią się kolejne postulaty i z pewnością jeszcze większa presją.

Czy może Pan odnotować moment, kiedy atmosfera wokół Pana zaczęła się zmieniać. Przykładowo w Polsce z każdym Pańskim przyjazdem jest to odczuwalne. W wielu miejscach jest Pan uważany za persona non grata. Jest Pan znany u nas nie tyle z tego, że zajmuje się  homoseksualizmem, ale z tego, że nie może Pan znaleźć miejsca gdzie mógłby Pan o tym mówić.

W latach 1981-82. Kiedy rozpocząłem krucjatę przeciwko zakażonej krwi, pojawiły się pierwsze oskarżenia. Wtedy również, w Lincoln w stanie Nebraska, oponowałem przeciwko  pojawiającym wówczas się postulatom o tzw. prawa gejowskie, co wywołał pierwszą falę oburzenia.

Kiedy tak naprawdę rozpoczęły się pierwsze oskarżenia wymierzone w Pańską metodologię naukową, oskarżenia o nierzetelność badań oraz o ich fałszywość i de facto bezużyteczność?

Po kampanii w Lincoln na moim uniwersytecie zaczęły pojawiać się pierwsze głosy zarzucające mi uproszczenie badań. Oczywiście każde badania są w jakimś stopniu niedoskonałe i uproszczone. Te same zarzuty pojawiły się wobec profesora Marka Regnerusa, który w 2010 roku opublikował wyniki swoich badań dotyczących dzieci wychowywanych w rodzinach homoseksualnych.

Pańscy oponenci zarzucają, że został Pan wyrzucony z Amerykańskiego Towarzystwa Psychologicznego jako dowód na Pańską nierzetelność.

W rzeczywistości  to ja zrezygnowałem z członkostwa w towarzystwie, a po kilku miesiącach oni sami mnie wykluczyli.

Czyli był Pan wyrzucony po tym jak sam Pan się wypisał? To brzmi jak absurd...

Tak to absurd. I co jest interesujące, nie wyrzucono mnie za niewłaściwe badania, oczywiście po tym jak sam zrezygnowałem, ale dlatego, że nie stawiłem się przed komisją etyki. Bardzo łatwo wysuwać wnioski wynikające z tej fałszywej interpretacji wydarzeń. Schemat jest następujący, wyrzucono go i skoro nadal w nim nie jest mamy rację. W stanie Kolorado, gdzie byłem ekspertem od spraw gejowskich, pewien dziennikarz oskarżył mnie, że straciłem licencję psychologa, a potem zostało to opublikowane przez Associated Press jako informacja prasowa. Poprosiłem o sprostowanie i faktycznie po mojej interwencji agencja to uczyniła. Były to czasy przed epoką internetu. Obecnie te fałszywe informacje funkcjonują w obiegu jako prawda. Można więc zdać sobie pytanie czy dla przeprowadzania badań warto uczynić swoje życie takim trudnym.

Czy więc warto? Bo chyba nie skończyło się na plotkach i pomówieniach, czy też medialnych wrzutkach?

Już w latach 80-tych, gdy jeszcze pracowałem na Uniwersytecie w Nebrasce, moi współpracownicy pisali listy przeciwko mnie. Przykładowo jeden z profesorów uniwersytetu stwierdził, że źle interpretuję zgromadzone przez niego dane. Nigdy nie powiedział jednak na czym polega ta zła interpretacja oraz o co dokładnie chodzi. Pojawiające się wobec mnie oskarżenia miały charter ogólny, powierzchowny. Większość z moich naukowych oponentów boi się publicznej debaty ze mną dlatego, że wyszłyby z ich strony nieprawidłowości. Na przykład wyniki badań niejakiego doktora Frischa z Danii, które zostały opublikowane w tym roku, bardzo mnie satysfakcjonują. Tym bardziej, że ten naukowiec opublikował wcześniej artykuł American Journal of Public Health, gdzie starał się zdyskredytować moje badania twierdząc, że długość życia osób homoseksualnych jest taka sama jak reszty społeczeństwa.  Otóż, co ciekawe, w tym roku w magazynie nie mniej ważnym, a mianowicie w International Journal of Epidemiology, opublikował swoje dane dotyczące osób żyjących w małżeństwach homoseksualnych w Danii. Wykazał w nich, że średni wiek zgonów gejów i lesbijek w tych związkach to 60 lat. Jest to więc rzeczywiście jakieś 3-4 lata więcej niż wykazały moje badania. Jednak wciąż to o około 20 lat mniej niż średni wiek śmierci w całej populacji.  Co, mimo niedużej różnicy, potwierdziło moje wyniki, w których dowodziłem, że osoby w związkach homoseksualnych żyją krócej niż osoby w związkach heteroseksualnych.

To wszystko działo się w środowiskach akademickich. Czy dotknęły Pana prześladowania pochodzące właśnie ze środowisk o których Pan mówi w swoich badaniach?

Ostatnimi czasy na szczęście nie, ale kiedy zeznawałem jako ekspert w Kansas czy chociażby w Nowym Jorku zdarzały się próby ataków fizycznych. W Waszyngtonie w 1987 roku podczas dużej międzynarodowej konferencji dotyczącej AIDS, gdzie nasza organizacja była jednym z panelistów, mieliśmy wielki plakat mówiący o relacjach seksualnych homoseksualistów i zagrożeniach z tego wynikających. Średnio co 2 godziny podchodziły do nas grupki homoseksualistów, którzy opluwali nas i grozili nam że wyrzucą nas z konferencji. Organizatorzy tej konferencji chcieli nas o dziwo z niej wyprosić. Jednak względów formalnych nie mogli tego zrobić, bo nasze stanowisko było wcześniej zatwierdzone komisyjnie i zaakceptowane, jednak ogłosili oficjalnie, że nie zgadzają się z poglądami Camerona.

Niestety w wyniku jednego ze splunięć z krwią, jedna z pielęgniarek z naszej grupy zachorowała. Co ciekawe organizatorzy nie podjęli żadnej interwencji wobec agresorów. Ostatecznie policja zatrzymała jednego z naszych oponentów, który dosłownie zaczął demolować nasze stanowisko. Wieczorem został on jednak wypuszczony z aresztu bez żadnych zarzutów.

To o czym Pan mówi dotykało Pańskiej osoby. Czy grożono również Pańskiej rodzinie?

Kiedy prowadziłem kampanię w Nebrasce, o której wspominałem ktoś zadzwonił do mojej żony i powiedział, że wie gdzie nasz syn przebywa. Wówczas syn robił doktorat w Stanford. Powiedziano jej , że jeżeli nie zmienię swojego postępowania, to zostanę zastrzelony, a potem nasze dzieci.  Po zawiadomieniu policji nasza córka, która wówczas chodziła jeszcze do szkoły podstawowej otrzymała ochronę. Pewnej nocy, gdzieś koło północy, przyjechała pod nasz dom grupka homoseksualistów, którzy zaczęli skandować hasła przeciwko mnie. Potem zabili królika mojej córki.

Czy przydzielono Panu ochronę?

Po tym incydencie policja przebywała często koło mojego domu i obserwowała czy nic się nie dzieje. Szczęśliwie złożyło się tak,że naszym sąsiadem był znany komentator radiowy, który nagłośnił tę sprawę i od tej pory homoseksualiści przestali pojawiać się pod naszym domem.

We wczesnych latach 90-tych kiedy jeździłem z moimi wykładami po koledżach byłem zaczepiany, popychany, czasem mnie uderzono.  Podczas jednej z moich konferencji w Krakowie pojawiła się grupa osób, która chciała mi wyrządzić krzywdę fizyczną, gdyby nie interwencja organizatorów, mogłoby tam dojść do przestępstwa.

Czy czuje się Pan zagrożony?

Jako chrześcijanin czuję stałą ochronę Boga. Jeżeli Pan Bóg zdecyduje, że mam odejść, wtedy odejdę.

Czyli mimo tego warto kontynuować te działania...

Dobrze się spełniać w życiu czyniąc właściwe rzeczy. Mimo że wielu reprezentantów moje profesji podchodzi niechętnie do sprawy moich badań uważam, to wszystko co robię za bardzo istotne i dające mi dużą satysfakcję. Poza tym pojawiła się w Stanach Zjednoczonych grupa młodych naukowców, takich jak chociażby profesor Regnerus, którzy podejmują ten temat, więc jest pewna nadzieja na zmianę. Po prostu uważam, że dobrze jest stać po właściwej stronie, nawet jeżeli miałoby się za to zapłacić swoim życiem.

 

Paul Drummond Cameron – (ur. 9 listopada 1939 roku w Pittsburgu) doktor psychologii. Jest recenzentem zagadnień dotyczących zjawiska homoseksualizmu „British Medical Journal” (jednego z najbardziej prestiżowych czasopism naukowych na świecie), a także „Psychological Reports” i „the Journal of the Canadian Medical Association”. Według danych National Library of Medicine jest jednym z najczęściej cytowanych badaczy zagadnień homoseksualizmu na świecie.  Autor ponad 90 artykułów oraz pięciu książek w tym: „Exposing the AIDS Scandal”. Był wykładowcą University of Louisville, the University of Nebraska, i  Fuller Theological Seminary. Obecnie dr Paul Cameron jest prezesem Family Reserch Institute (www.familyresearchinst.org).

W 1985 roku amerykański magazyn gejowski The Advocate nominował go „Najbardziej niebezpiecznym człowiekiem Ameryki”. W 2005 roku magazyn ten okrzyknął go tym razem mianem „Wroga publicznego nr 2”.