Zacznijmy od zwrócenia uwagi na to, że kiedy weźmiemy do ręki Regułę, zauważymy, że jedynym okresem liturgicznym, oprócz świętej Paschy, który jest w niej wprost wymieniany, jest Wielki Post. Nie ma ani słowa o Adwencie lub Bożym Narodzeniu. Zresztą nawet Wielkanoc jest wymienia tylko jako data orientacyjna – św. Benedykt wykorzystuje jej datę do określenia, kiedy zaczyna się lub kończy jakaś praktyka w klasztorze (tak mamy w tzw. kodeksie liturgicznym, czyli w rozdz. 8–20, czy rozdziale 48).

Natomiast Wielkiemu Postowi, jak pamiętamy, jest poświęcony osobny, 49. rozdział. To fragment, który dzisiaj może budzić pewne zakłopotanie, bo św. Benedykt mówi w nim, że wypada, aby mnich żył przez cały rok tak, jak w Wielkim Poście. Jednak zaraz trzeźwo dodaje, że „tylko nieliczni mają taki stopień cnoty”. Te wstępne uwagi wydają się być wystarczającym uzasadnieniem tytułu niniejszej części naszych rozważań, bo wynika z nich, że nasz Ojciec Wielki Post kochał, nie ulega to wątpliwości. Trzeba się jeszcze zastanowić, dlaczego?

W interesującym nas rozdziale Reguły jest zarysowana pewna metoda życia wewnętrznego. Bardzo pierwotna, którą św. Benedykt poleca mnichom do stosowania przynajmniej we wskazanym okresie liturgicznym, ale domyślnie mamy dążyć do tego, żeby była naszym narzędziem i pomocą przez cały rok. Składa się ona z czterech elementów: wyrzeczenia, ćwiczenia się w cnocie, lektury i modlitwy. Najlepiej podejść do tej metody jako do pewnej czteroczęściowej całości, w której jeden element stymuluje kolejny. Moglibyśmy tę konstrukcję opisać w następujący sposób: wyrzekam się zła, co pozwala mi umocnić się w cnocie, słabnąc zaś w tej walce, muszę szukać wzmocnienia się studium (lectio divina) i w modlitwie.

Zobaczmy teraz, jak praktykować poszczególne elementy owej metody.

Popatrzmy najpierw na wyrzeczenie i ćwiczenie się w cnocie. Fundamentem biblijnym pierwszego z nich jest zdanie z Ewangelii, w którym Pan Jezus mówi, że jeśli oko jest powodem do grzechu, to trzeba je sobie wyłupić (por. Mt 5,29–30). Ma oczywiście na myśli unikanie sytuacji, które prowadzą do grzechu, co czasem może wydawać się nam równie trudne jak amputacja dokonana własnymi rękoma. Tutaj jednak chodzi nie tylko o unikanie okoliczności prowadzących do grzechu, ale też o wyrzekanie się złych i niebezpiecznych myśli, zgubnych poglądów, niewłaściwych postaw, grzesznych nawyków, złych gestów, niefrasobliwego sposobu mówienia, czyli wszystkiego, co ostatecznie prowadzi nas do przekroczenia Bożego prawa, wszystkiego, co powoduje, że stajemy się gorsi. Tradycja monastyczna proponuje nam szeroki wachlarz sposobów postępowania, które zmierzają do wypracowania postawy skutecznego wyrzeczenia. Święty Benedykt miał zapewne na myśli przede wszystkim rady Jana Kasjana z Institutiones, zwłaszcza fragmenty mówiące o walce z wadami, czy też św. Bazylego Wielkiego z jego Reguł. Istnienie tych tekstów zdjęło ze św. Benedykta obowiązek dokładnego opisania metod ćwiczenia się w tym zakresie.

Wyrzeczenie to aspekt negatywny ascezy, a z kolei ćwiczenie się w cnocie – pozytywny. Możemy dodać, że obydwa te elementy powinny się wzmacniać, czyli np. wyrzekam się tego, co szkodzi tej cnocie, którą pragnę za łaską Bożą w sobie ugruntować.

Święty Benedykt jest świadomy tego, że ta praca może nas męczyć, bo trzeba ją ciągle powtarzać, dlatego bardzo ważna jest według niego dobrze dobrana lektura. Jak pamiętamy, zaleca w Regule, by każdy mnich w czasie Wielkiego Postu otrzymał z biblioteki i przeczytał od początku do końca jedną książkę. W ten sposób podkreśla rolę studium, ale jest to także zachęta, aby na nowo odkryć lectio, które jest jedną z podstawowych cech duchowości benedyktyńskiej; odkryć nie tylko radość z czytania słowa Bożego, ale i tego wszystkiego, co pozwala nam je zrozumieć.

Ostatni element metody, w której tu mówimy, to zachęta do częstszej modlitwy. W Prologu Reguły św. Benedykt mówi: „Przede wszystkim, gdy coś dobrego zamierzasz uczynić, módl się najpierw gorąco, aby On sam to do końca doprowadził”. Wówczas wymienione tu elementy tworzą pewną całość i rzeczywiście stają się spójnym narzędziem, dzięki któremu możemy podążać do Pana Boga. Oczywiście nie popadajmy w herezję pelagiańską, czyli przekonanie, że to od naszej własnej pracy wszystko zależy i to ona daje nam cnotę. Jednak nie zapominajmy też, że Panu Bogu trzeba dać szansę, żeby mógł nam udzielić łaski, i do nas należy to, by robić wszystko, co jesteśmy w stanie zrobić. Tylko głupiec myśli, że o własnych siłach osiągnie Bożą miłość, ale tylko ktoś nierozsądny nie będzie robił wszystkiego, co jest w stanie, żeby okazać Bogu, że Go kocha.

Jeśli chcielibyśmy przeżyć Wielki Post, jak nakazuje nam Reguła, to warto te cztery elementy zaplanować z nią w ręku. Są dwa rozdziały, które będą nam w tym bardzo pomocne: czwarty Jakie są „narzędzia” dobrych uczynków i siedemdziesiąty drugi O dobrej gorliwości, jaką mnisi mieć powinni.

Pierwszy z nich przypomina listę rad, zachęt i maksym mądrościowych skonstruowaną w oparciu o Pismo Święte. Czytając interesujący nas tekst, można, po pierwsze, potraktować go jako rachunek sumienia. Konfrontacja z nim pomoże nam zobaczyć, w których sferach jesteśmy najsłabsi, czego nam najbardziej brakuje, o czym zapomnieliśmy i w którym kierunku zacząć praktykę ćwiczenia się w cnocie.

Po drugie, czwarty rozdział zawiera wyjątkową wizję antropologiczną. Często załamujemy się, że jesteśmy słabi i grzeszni, a czytając tę część Reguły, widzimy, ile dobra leży w naszym zasięgu, jak duży potencjał Bóg złożył w nasze biedne ludzkie serca.

Z kolei rozdział 72 należy czytać jako appendix do rozdziału 4. Jego charakter jest bowiem bardzo podobny – jest to egzorta do życia pobożnego, ale skoncentrowana na zachęcie do miłowania. Ten aspekt w rozdziale 4 był zaledwie zaznaczony. Kolejne edycje Reguły wprawdzie nie zachowują układu rozdziału 4., czyli wyliczanych od nowej linijki kolejnych narzędzi dobrych uczynków, ale bez trudu można dostrzec, że taki druk siedemdziesiątego drugiego rozdziału, jako listy zachęt, byłby bardziej właściwy i zgodny z jego duchem.

Różnica między omawianymi rozdziałami tkwi jednak w adresatach: rozdział 4 nie zawiera, poza ostatnimi zdaniami, żadnych aluzji, że jest skierowany wyłącznie do mnichów. Wręcz przeciwnie – możemy nawet założyć, że ma on charakter ogólny i każdy chrześcijanin odnajdzie w nim porywającą wizję życia z Bogiem i dla Boga. Z kolei rozdział 72 od samego początku zwraca się do mnichów i na miłości, która ma ożywiać klasztor, jest skoncentrowany. Być może jednym z jego źródeł jest XVI Rozmowa Jana Kasjana, O przyjaźni, w której autor mówi nam o tym, że tylko ta wspólnota przetrwa, która będzie ożywiana miłością do jednego celu. Reguła mówi o miłości do Boga i opata, do tego, co widzialne i niewidzialne zatem, do świata, w którym żyjemy i świata, który wraz z Bożym sądem nadchodzi. Ta dialektyka, niezwykle subtelna, jest zarazem bardzo trzeźwa: trzeba przez widzialny świat zdążać do rozkoszy raju, nie prowadzi tam bowiem inna droga. Zdumiewające jest, że tę prostą prawdę odkrywać mamy podczas Wielkiego Postu, który wielu kojarzy się z pogardą dla widzialnego świata.

Obok owej metody życia duchowego interesujący nas tutaj rozdział zaskakuje czymś jeszcze. Jak wiemy z Dialogów św. Grzegorza Wielkiego, św. Benedykt opuścił Rzym powodowany obawą o zbawienie swej duszy. Usuwając się z Subiaco i udając się na Monte Cassino nasz Regułodawca musiał minąć Wieczne Miasto. Święty Papież nie wspomina jednak, aby wstąpił tam choć na chwilę. Czy zatem miało to miejsce? Wydaje się to raczej wątpliwe. Święty Benedykt miał zatem dystans do Rzymu. Tym bardziej paradoksalne jest, że w rozdziale o Wielkim Poście widać rzymski wpływ, a konkretnie kazań na Wielki Post wygłaszanych przez św. Leona Wielkiego. Papież zmarł w 461 r., mniej więcej 19 lat przed narodzinami św. Benedykta i około 40 lat przed jego przybyciem do Rzymu (jeśli przyjmiemy, że urodził się w 480 r.). Rozwijająca się w Rzymie liturgia stacyjna, której towarzyszył także rozwój homiletyki, to zapewne jedno z silnych wspomnień, które św. Benedykt zabrał z Rzymu. Jak można się domyślić, to tam zapoznał się z kazaniami św. Leona i musiały one na nim wywrzeć tak duże wrażenie, że opracował na nowo sposób przeżywania Wielkiego Postu w klasztorze. To od Leona w Regule mamy tytułowe dla rozdziału 49 słowo observatio, co tłumaczymy jako „zachowanie” (domyślnie – Wielkiego Postu); gdy św. Benedykt zachęca, aby „odmówić swemu ciału trochę jedzenia” (subtrahat corpori suo de cibo), powtarza formułę św. Leona: corpori esca subtrahatur. Wymagana przez Regułę czystość życia (chodzi oczywiście o życie „jak mnichowi przystało”), pod pióro Leona powraca nieustannie. Zaskakujące wydawać się może, że św. Benedykt zachęcał mnichów do praktykowania zaleceń udzielanych przez papieża ogółowi chrześcijan, ale z analogiczną sytuacją, kiedy to normy obowiązujące mnichów są niemal tożsame z zasadami ogólnochrześcijańskimi, mamy do czynienia we wspomnianym już czwartym rozdziale Reguły.

W kontekście Wielkiego Postu podkreślona zostaje radość – nazwana świętą i połączona z inwokacją do tęsknoty. Nic w tym dziwnego – św. Benedykt przekazał uczniom metodę wewnętrznej pracy, którą, jak się domyślamy, sam wytrwale praktykował, „bo święty mąż nie mógł postępować inaczej niż sam nauczał”; dopuścił nas także, przez swoje nauczenie, do doświadczenia, które zdobył jako młody człowiek (mam tu na myśli jego fascynację kazaniami św. Leona Wielkiego). Z tych to dwóch powodów: nadziei na nawrócenie człowieka przez współpracę z łaską na drodze wyrzeczenia, walki o cnotę modlitwy i lektury oraz ufności w jednające człowieka z samym sobą Boże miłosierdzie św. Benedykt kochał Wielki Post.

Wszystko to sprawia, że Wielki Post, także dzisiaj, staje się w klasztorze czasem szczególnie umiłowanym, okresem powrotu do normalności, momentem, w którym nawet trudna przeszłość (jak ta św. Benedykta w Rzymie), staje się bodźcem do czynienia dobra i służenia Bogu. Czy zatem warto żyć jak w Wielkim Poście? Wysłuchawszy św. Benedykta, możemy tylko powiedzieć, że nie warto żyć inaczej.

Fragment publikacji „Cywilizacja psałterza. Studia nad Regułą św. Benedykta”

Szymon Hiżycki OSB (ur. w 1980 r.) studiował teologię oraz filologię klasyczną; odbył specjalistyczne studia z zakresu starożytnego monastycyzmu w kolegium św. Anzelma w Rzymie. Jest miłośnikiem literatury klasycznej i Ojców Kościoła. W klasztorze pełnił funkcję opiekuna ministrantów, duszpasterza akademickiego, bibliotekarza i rektora studiów. Do momentu wyboru na urząd opacki był także mistrzem nowicjatu tynieckiego. Wykłada w Kolegium Teologiczno-Filozoficznym oo. Dominikanów. Autor książki na temat ośmiu duchów zła „Pomiędzy grzechem a myślą” oraz o praktyce modlitwy nieustannej „Modlitwa Jezusowa. Bardzo krótkie wprowadzenie”.