Portal Fronda.pl: Prefekt Kongregacji Nauki Wiary stwierdził, że przypuszczalnie wiele katolickich małżeństw jest de facto nieważnych. To efekt braku odpowiedniej wiedzy u osób, które przystępowały do sakramentu. Pojawia się więc pytanie, jak zweryfikować poziom tej wiedzy, jaki jej zakres jest wystarczający do tego, aby małżeństwo było ważnie zawarte? Przychodzi do Brata para narzeczonych, którzy chcą się pobrać – jak Brat stwierdzi, że mają wystarczającą wiedzę?

Br. Marcin Radomski OFM Cap: Tak naprawdę, jedynym gwarantem jest zapewnienie o tej odpowiedniej wiedzy samych narzeczonych. Kościół kładzie duży nacisk na przygotowanie do małżeństwa – są kursy, nauki a wszystko właśnie po to, aby narzeczeni posiedli niezbędną wiedzę. Problem polega jednak na tym, że ciężko zweryfikować stan tej wiedzy – nie da się przecież zrobić egzaminu z przygotowania do małżeństwa. A nawet, gdyby takie egzaminy robić, to nie wiem, jak miałoby się oceniać poziom wiedzy odpowiedni do stwierdzenia ważności małżeństwa.

Nie ma Brat nigdy żadnych wątpliwości, patrząc na narzeczonych?

Pewne wątpliwości wychodzą w protokole, jaki jest spisywany przed zawarciem sakramentu. I wtedy można sprawę wyjaśniać. Jednak ważniejsza jest inna kwestia. Mogą być małżeństwa nieważnie zawarte, ale palącym problemem jest to, jak temu zapobiec. Owszem, ze strony duszpasterstwa można zrobić wszystko, co tylko możliwe – rozciągnąć w czasie przygotowanie do zawarcia małżeństwa, wprowadzić jakieś egzaminy ale przecież i tak tym, co ostatecznie decyduje o ważności jest wolna wola człowieka, który podchodzi do zawarcia sakramentu.

A co, jeśli ten człowiek ma tak silną wolę do zawarcia małżeństwa, że posuwa się do zatajania pewnych faktów albo wręcz oszukiwania?

Jeżeli narzeczona/y coś zataił, to przecież ja, jako duszpasterz nie mam na to wpływu. Robię wszystko, co mogę zrobić, aby przychodzący do mnie narzeczeni mieli świadomość na temat tego, co robią i by ich małżeństwo było ważne, ale tak naprawdę wszystko zależy od przyszłych małżonków. Myślę, że to nie jest tak, że oni nie mają wystarczającej wiedzy. Przecież te protokoły, są wyjątkowo szczegółowe – jeśli ktoś ma jakieś wątpliwości, to one powinny przy okazji wypełniania tego dokumentu wyjść.

Co można zrobić, aby tych wątpliwości było jak najmniej?

Skupić się na zapobieganiu tej dużej ilości nieważnie zawartych małżeństw, czyli odpowiednio przygotowywać narzeczonych. Nie chcę przez to powiedzieć, że obecne przygotowanie jest złe, ale sądzę, że można kłaść na nie jeszcze silniejszy akcent. Tylko znowu pojawia się problem, że jeśli Kościół będzie jeszcze bardziej śrubował narzeczonych, to wejdziemy w jakiś instytucjonalizmem a przygotowanie do małżeństwa stanie się egzaminem.

Mówił Brat o protokole, ale przecież wypełniający go narzeczeni teoretycznie mogą tam wpisać nieprawdziwe informacje, poczynając od tak, wydawałoby się banalnej rzeczy, jak wydłużenie okresu narzeczeństwa... Kapłan przecież nie będzie w stanie tego zweryfikować.

Proszę jednak pamiętać, że protokół nie jest formą przygotowania. Jest on potrzebny proboszczowi, by zbadał stan wolny narzeczonych. Jeśli ktoś kłamie, wypełniając ten protokół, to problem tkwi w nim samym. Kościół nic tu nie jest w stanie zrobić, bo po prostu ufa człowiekowi, który do niego przychodzi. Ja, jako kapłan, zakładam, że przychodzący do mnie narzeczeni, którzy chcą się pobrać, mają dobrą wolę i mówią prawdę. Nie jestem w stanie w żaden sposób tego zweryfikować. Jeżeli oszukują, to ja przecież nie mogę tego wiedzieć, nic na to nie poradzę. Oni sami decydują o ważności przyjmowanego sakramentu. Przecież oni wiedzą, że nie powinni kłamać. A i pytania nie są tak kosmicznie trudne, by narzeczeni nie wiedzieli, o co chodzi. Nawet jeśli nie rozumieją pytań, to przecież mogą zapytać księdza. Jeśli ktoś poważnie traktuje zawarcie związku małżeńskiego, to ma wiele możliwości, by zweryfikować swoją wiedzę i wolę.

Odwróćmy nieco sytuację i załóżmy, że ktoś nie miał tej odpowiedniej wiedzy niezbędnej do ważnego zawarcia małżeństwa, jak stwierdził kard. Gerhard Müller, ale żyje w tym małżeństwie, jest szczęśliwy i ani myśli się rozwodzić.

To nie wpływa na ważność sakramentu jako takiego, nie jest również przeszkodą zrywającą małżeństwo. Trzeba pamiętać, że do małżeństwa jest potrzebna świadomość i dobra wola narzeczonych. Nie trzeba patrzeć na protokół jako na litanię kryteriów, które wpływają na ważność związku. Protokół jest pomocą dla kapłana w weryfikacji, czy narzeczeni są w stanie wolnym i czy nie ma przeszkód do zawarcia sakramentu małżeństwa. To, czy narzeczeństwo trwało dziesięć, dwanaście czy dwadzieścia miesięcy, nie jest przeszkodą zrywającą. Jeśli jednak dochodzi do świadomego zatajenia i na przykład skrócenia tego okresu narzeczeństwa, bo w innym przypadku okazałoby się, że w tym czasie wydarzyło się coś, co wpływałoby na ważność małżeństwa czy stan wolny to już inna sprawa. Jednak chcę podkreślić, że każdy przypadek jest bardzo indywidualny i tak należy go rozpatrywać.

A nie boi się Brat, że to mówienie o braku odpowiedniej wiedzy do ważnego zawarcia małżeństwa stanie się taką furtką do ominięcia kościelnego zakazu rozwodów? Małżonek stwierdzi, że kiedy wchodził w związek był młody i niedojrzały, więc będzie domagał się jego unieważnienia, aby móc ponownie się ożenić/wyjść za mąż.

Może to być pewna furtka, ale takimi sprawami zajmuje się sąd biskupi. Nie jest tak, że przychodzi małżonek, mówi przykładową kwestię o swojej niedojrzałości w trakcie zawierania ślubu i od razu dostaje dokument, stwierdzający nieważność tego związku. Następuje długi proces weryfikacji, dlatego nie bałbym się, że będzie to furtka do obchodzenia braku zgody Kościoła na rozwody. Wnioski o nieważności małżeństwa nie są wydawane z automatu.

Odpowiedzialność za brak tej wiedzy spoczywa na Kościele i przygotowujących do małżeństwa czy na samych narzeczonych?

Jeśli wystąpił brak odpowiedniej wiedzy, to trzeba jasno powiedzieć, że to jest zaniedbanie przygotowujących się do małżeństwa. To jest też sygnał dla Kościoła, by kładł jeszcze większy akcent na dobre przygotowanie do zawarcia tego sakramentu. Brak wiedzy przecież bierze się stąd, że ktoś jej po prostu nie otrzymał, czyli z zaniedbania. A jeśli tak, to Kościół winien teraz zrobić wszystko, aby udostępnić tą wiedzę człowiekowi i doprowadzić, by sakrament był przyjęty na tyle świadomie, na ile jest to możliwe. Jeżeli jednak ktoś przychodzi na spotkania, udaje, że słucha ale w ogóle nie słyszy, to na to już nie mam wpływu...

Rozmawiała Marta Brzezińska-Waleszczyk