Drodzy bracia i siostry!

Co roku liturgia Mszy św. Krzyżma jest wezwaniem, byśmy ponowili owo «tak», które w odpowiedzi na Boże powołanie wypowiedzieliśmy w dniu naszych święceń kapłańskich. «Adsum — Oto ja» — powiedzieliśmy jak Izajasz, który usłyszawszy głos pytającego Boga: «Kogo mam posłać? Kto by Nam poszedł?», odpowiedział: «Oto ja, poślij mnie!» (Iz 6, 8). Później sam Pan, za pośrednictwem biskupa, położył na nas ręce, a my oddaliśmy się Jego misji. A potem, odpowiadając na Jego powołanie, przemierzyliśmy wiele dróg. Czy zawsze możemy powiedzieć to, co Paweł po latach służby Ewangelii, często uciążliwej i naznaczonej wszelkiego rodzaju cierpieniem, napisał do Koryntian: «Nie słabnie w nas zapał w tym posługiwaniu, które zostało nam zlecone przez miłosierdzie Boga» (por. 2 Kor 4, 1)? «Nie słabnie w nas zapał». Módlmy się dzisiaj, aby ów zapał wciąż na nowo się w nas rozpalał, aby wciąż na nowo podsycał go żywy płomień Ewangelii.

Zarazem jednak Wielki Czwartek jest dla nas okazją, byśmy wciąż na nowo stawiali sobie pytanie: W stosunku do czego odpowiedzieliśmy «tak»? Co oznacza owo «bycie kapłanem Jezusa Chrystusa»? Kanon II naszego Mszału, który prawdopodobnie powstał już pod koniec II w. w Rzymie, opisuje istotę posługi kapłańskiej słowami, którymi w Księdze Powtórzonego Prawa (18, 5. 7) opisana została istota kapłaństwa starotestamentalnego: astare coram te et tibi ministrare. Dwa zadania zatem określają istotę posługi kapłańskiej: po pierwsze, «stać przed Panem». W Księdze Powtórzonego Prawa słowa te należy odczytywać w kontekście wcześniejszego rozporządzenia, zgodnie z którym kapłani nie otrzymywali gruntu w Ziemi Świętej — oni żyli z Boga i dla Boga. Nie wykonywali zwykłej pracy, niezbędnej, by zapewnić sobie codzienne utrzymanie. Ich praca polegała na «staniu przed Panem», patrzeniu na Niego, byciu dla Niego. A zatem słowa te oznaczały ostatecznie życie w obecności Boga, a także posługę pełnioną w imieniu innych. Tak jak inni uprawiali ziemię, z której żył również kapłan, tak on dbał o to, by świat pozostawał otwarty na Boga, miał żyć ze wzrokiem zwróconym na Niego. Skoro słowa te znajdują się obecnie w Kanonie Mszy św. zaraz po konsekracji darów, po przyjściu Pana do modlącego się zgromadzenia, dla nas oznacza to, że stoimy przed Panem obecnym, że centrum kapłańskiego życia jest Eucharystia. Ale sens tego jest jeszcze głębszy. W hymnie Liturgii Godzin, który w Wielkim Poście rozpoczyna Godzinę Czytań — niegdyś mnisi odprawiali tę Liturgię w czasie godziny nocnego czuwania przed Bogiem i dla ludzi — jedno z wielkopostnych zadań zostało wyrażone jako polecenie: arctius perstemus in custodia — jeszcze bardziej miejmy się na baczności. W tradycji monastycyzmu syryjskiego mnichów określano jako «tych, którzy stoją»; stanie było wyrazem czujności. Możemy słusznie uznać, że to, co w tym wypadku uważano za zadanie mnichów, wyraża misję kapłańską i jest właściwą interpretacją słów Księgi Powtórzonego Prawa: kapłan ma być tym, który czuwa. Musi być czujny, gdy narastają siły zła. Musi czuwać, żeby świat był wrażliwy na Boga. Musi być tym, który stoi: niezłomny w obliczu nurtów epoki. Nieugięty w prawdzie. Nieugięty w czynieniu dobra. Stanie przed Panem zawsze musi być także, w najgłębszym sensie, występowaniem w imieniu ludzi przed Panem, który z kolei wstawia się za nami wszystkimi u Ojca. I musi być wzięciem na siebie odpowiedzialności za Niego, Chrystusa, za Jego słowo, Jego prawdę, Jego miłość. Kapłan musi być prawy, nieustraszony i dla Pana gotowy znosić również zniewagi, jak o tym piszą Dzieje Apostolskie: «A oni (...) cieszyli się, że stali się godni cierpieć dla imienia [Jezusa]» (5, 41).

Zastanówmy się teraz nad drugim słowem, które Kanon II podaje za Starym Testamentem: «stać przed Tobą i Tobie służyć». Kapłan musi być człowiekiem prawym, czujnym, musi być gotowy. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze służba. W tekście ze Starego Testamentu słowo to ma znaczenie zasadniczo rytualne: do kapłanów należały wszelkie czynności związane z kultem, przewidziane przez Prawo. A to postępowanie zgodnie z rytuałem było określane jako służba, jako obowiązek służby, co wyjaśnia, w jakim duchu czynności te powinny być wykonywane. Przyjęcie słowa «służyć» przez Kanon sprawia, że w pewnym sensie zostaje przyjęte owo znaczenie liturgiczne tego słowa — zgodnie z nowym charakterem kultu chrześcijańskiego. To, co robi kapłan, gdy sprawuje Eucharystię, jest służbą, pełnieniem służby na rzecz Boga i ludzi. Cześć, jaką Chrystus oddał Ojcu, polegała na oddaniu siebie za ludzi aż do końca. W ten kult, w tę posługę musi włączyć się kapłan. A zatem słowo «służyć» ma wiele wymiarów. Niewątpliwie w jego zakres wchodzi przede wszystkim właściwe sprawowanie liturgii i ogólnie sakramentów i czynienie tego z głębokim zaangażowaniem. Musimy uczyć się coraz lepiej rozumieć świętą liturgię w całej jej istocie, pogłębiać zażyłość z nią, tak aby stała się ona duszą naszego codziennego życia. Właśnie wtedy sprawujemy ją w należyty sposób, wtedy rodzi się ars celebrandi, sztuka celebracji. W tej sztuce nie może być żadnego fałszu. Jeśli liturgia jest głównym zadaniem kapłana, oznacza to, że również modlitwa musi być rzeczywistością, której należy przyznać pierwsze miejsce i uczyć się jej wciąż na nowo i coraz głębiej od Chrystusa i od świętych wszystkich czasów. A skoro liturgia chrześcijańska ze swej natury jest zawsze również głoszeniem, musimy być ludźmi odznaczającymi się dobrą znajomością słowa Bożego, kochać je i nim żyć: tylko wówczas będziemy mogli je we właściwy sposób wyjaśniać. «Służyć Panu» — posługa kapłańska oznacza właśnie uczyć się również poznawać Pana w Jego słowie i starać się, aby poznali Go wszyscy ci, których On nam powierza.

Istnieją jeszcze dwa inne aspekty służenia. Nikt nie jest tak blisko swego pana jak sługa, który ma dostęp do najbardziej prywatnej sfery Jego życia. W tym sensie «służba» oznacza bliskość, wymaga zażyłości. Z ową zażyłością wiąże się także pewne niebezpieczeństwo, a mianowicie, że sacrum, z którym stale się stykamy, stanie się dla nas czymś zwyczajnym. W konsekwencji słabnie bojaźń będąca przejawem czci. Uwarunkowani przez wszystkie przyzwyczajenia, nie dostrzegamy już, jak wielkie, nowe, zdumiewające jest to, że On sam jest obecny, że do nas mówi, nam się daje. Z tym przyzwyczajaniem się do rzeczywistości nadzwyczajnej, z obojętnością serca musimy walczyć bez ustanku, wciąż na nowo uznając naszą niedoskonałość i łaskę, że On oddaje się w nasze ręce. Służba oznacza bliskość, ale przede wszystkim oznacza też posłuszeństwo. Sługa kieruje się słowami: «Nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie!» (Łk 22, 42). Tymi słowami Jezus w Ogrodzie Oliwnym rozstrzygnął decydującą walkę z grzechem, z buntem upadłego serca. Grzech Adama polegał właśnie na tym, że on chciał realizować swoją wolę, a nie wolę Boga. Ludzkość zawsze odczuwa tę samą pokusę, a mianowicie chce pełnej autonomii, pragnie postępować jedynie według własnej woli, uważając, że tylko dzięki temu będziemy wolni; że tylko dzięki takiej wolności bez ograniczeń człowiek może być w pełni człowiekiem. Ale właśnie w ten sposób jesteśmy w sprzeczności z prawdą. Ponieważ prawdą jest, że musimy dzielić naszą wolność z innymi i że możemy być wolni jedynie w jedności z nimi. Ta wolność dzielona może być wolnością prawdziwą tylko wtedy, gdy dzięki niej przyjmujemy to, co stanowi samo kryterium wolności, gdy przyjmujemy wolę Boga. To zasadnicze posłuszeństwo, które należy do istoty człowieka, bytu, który nie istnieje sam z siebie ani tylko dla siebie, staje się jeszcze bardziej konkretne w wypadku kapłana: my nie głosimy samych siebie, lecz Boga i Jego słowo, których sami nie mogliśmy wymyślić. Słowo Chrystusa głosimy we właściwy sposób tylko wtedy, gdy trwamy w komunii Jego Ciała. Nasze posłuszeństwo wyraża się w tym, że wierzymy z Kościołem, że myślimy i mówimy w jedności z Kościołem, że razem z nim służymy. Zawiera się w tym zawsze również to, co Jezus zapowiedział Piotrowi: «Poprowadzą cię, dokąd nie chcesz». Zgoda na to, by nas prowadzono tam, dokąd nie chcemy, stanowi istotny wymiar naszej służby, i właśnie to czyni nas wolnymi. W fakcie, że jesteśmy prowadzeni w sposób, który może być sprzeczny z naszymi ideami i planami, doświadczamy czegoś nowego — bogactwa miłości Boga.

«Stać przed Panem i Jemu służyć» — Jezus Chrystus jako prawdziwy Najwyższy Kapłan świata nadał tym słowom niewyobrażalną dotąd głębię. On, który jako Syn był i jest Panem, zechciał stać się owym sługą Bożym, który był zapowiedziany w wizji zawartej w Księdze proroka Izajasza. Zechciał być sługą wszystkich. Całokształt swego najwyższego kapłaństwa wyraził symbolicznie w geście umycia nóg. W tym geście miłości aż do końca myje On nasze brudne nogi, pokorą swej służby oczyszcza nas z choroby, jaką jest nasza pycha. Dzięki temu możemy stać się współbiesiadnikami Boga. On się uniżył, a prawdziwe wywyższenie człowieka dokonuje się teraz w naszym uniżaniu się z Nim i ku Niemu. Jego wywyższeniem jest krzyż. Jest to największe uniżenie, a jako miłość aż do końca jest to zarazem najwyższe wywyższenie, prawdziwe «wywyższenie» człowieka. «Stać przed Nim i Jemu służyć» — oznacza to teraz przyjąć Jego powołanie sługi Bożego. Eucharystia jako uobecnianie uniżenia i wywyższenia Chrystusa odsyła zatem zawsze poza nią samą, do wielorakich form służby miłości bliźniego. Prośmy dziś Pana, abyśmy mogli w tym sensie powiedzieć na nowo nasze «tak» w odpowiedzi na Jego powołanie. «Oto ja, poślij mnie, Panie!» (por. Iz 6, 8). Amen.

Benedykt XVI, 20 III 2008 — Msza św. Krzyżma w Wielki Czwartek

dam/opoka.org.pl