Wiemy już, że z tzw. „rodzin” LGBT albo homoseksualnych wywodzą się dzieci i młodzież z całą masą zaburzeń psychicznych, z niższym IQ, wykonujące mniej prestiżowe społecznie zawody, a badania takie już przeprowadzono w USA. Pewnie odległa rzeczywistość, prawda? Pewnie u nas w Polsce się to nie zdarza?

Nic bardziej mylnego. Cały okres neomarksizmu, konformizmu i walki kulturowej szczęśliwie nas przez jakiś czas omijał szerokim łukiem, a teraz mamy dobrze zarządzane Ministerstwo Edukacji.

Sprawa dotyczy prób manipulowania przy „zmianie płci”. Jakiś czas temu wprowadzono do obiegu tzw. płeć kulturową. Na bazie tego zaczęto dopuszczać zmianę płci biologicznej. Czy jednak mężczyzna po zmianie płci na kobietę będzie w stanie urodzić dziecko? Czy kobieta po zmianie płci na mężczyznę będzie w stanie zapłodnić kobietę? Czy ci ludzie nie widzą, jak bardzo są oszukiwani i nabijani w butelkę? Gdzie podziały się ich inteligencja, wiedza i nowoczesność, którą się tak chwalą? Gdzie jest krytyczne myślenie i nawet odrobina logiki?

Historia jest prawdziwa.

Miasto w Polsce, średniej wielkości z tych dużych. Zwyczajowo normalna rodzina, dwoje dzieci – dwie córki. Rodzice zamożni, zapracowani, mało czasu poświęcają dzieciom. W zasadzie w ogóle nie poświęcają czasu dzieciom, bo wszystko zlecają – szkołę, korepetycje, wychowanie i opiekunki. Tenis i pianino itd. Nowobogaccy – płacą i wymagają. Nie wychowują – hodują swoje dzieci.

Jedna z córek, 17-latka wchodzi w środowiska LGBT, queer i odrzucona przez rodziców i przyjaciół szuka tam bratnich dusz. Tam ktoś podpowiada jest możliwość „zmiany płci”. Po jakimś czasie w geście rozpaczy decyduje się na to. Do „zabiegu” brakowało jej kilka miesięcy, kiedy po kłótni z rodzicami postanawia wziąć za dużo tabletek zwiotczających mięśnie.

Mieszkają w dużym domu. Za dużo czasu leży sama w pokoju, bo rodzice mają kolację ze znajomymi. Przy kolacji załatwiają kolejny biznes. Jak pisałem wcześniej, dziećmi prawie się nie zajmują. Kiedy się okazuje, że córka targnęła się na własne życie, wzywają pogotowie. Pomimo płukania żołądka i starań lekarzy dziewczyny nie udaje się uratować. Umiera.

Na tym jednak nie koniec. Dziewczyna była przed operacją zmiany płci dość wysoko ubezpieczona. Co robią rodzice? Jak przystało na nowobogackich pragmatycznych ludzi biznesu, próbują wycisnąć z „interesu” ile się da. Skoro tyle zainwestowali w córkę, to chcą odzywać z ubezpieczenia całe pieniądze próbując za wszelką cenę udowodnić winę lekarzy. Do tego stopnia, że nawet wnioskują o przeniesienie sprawy do innego miasta. Na tym skończę, żeby nie podać zbyt wielu szczegółów i nie dawać możliwości ich zlokalizowania.

Tak niestety kończy się ta historia. Nie da się hodować dzieci. Trzeba je wychowywać. Trzeba spędzać z nimi czas osobiście. Trzeba je kochać i tą miłość im okazywać.

I nie da się zmienić płci biologicznej. Bóg nas stworzył tak, że są kobiety i są mężczyźni i do końca życia będą się różnili kodem genetycznym, nawet po zabiegach fizycznych czy hormonalnych mających im rzekomo zmienić płeć. I lepiej tego nie poprawiać, bo za każdym razem będzie się to kończyło podobnie nieszczęśliwie, jak w przypadku tej pozbawionej miłości rodziców młodej siedemnastoletniej dziewczyny. Wiele przypadków takich nieszczęść w Stanach Zjednoczonych opisuje Abigail Shrier w książce także wydanej w Polsce pt. „Nieodwracalna krzywda. Tragiczne losy nastolatek, które zmieniły płeć”.

I oby tych przypadków było jak najmniej. Warto uczulać więc innych na takie sytuacje.

Dbajmy też o nasze rodziny oraz nasze i nie nasze dzieci i młodzież. Bardzo tego potrzebują.

Jan Ptasznik