„Polski kryzys praworządności proceduralnej jest pierwszym w powojennej Europie wstrząsem całego tego systemu o takiej skali. Warto mu się zatem uważnie przyglądać z nastawieniem analitycznym, albowiem – tego już dziś jestem pewien – niesie on ze sobą zwiastuny politycznej przemiany o dziejowym znaczeniu. Z tej historycznej perspektywy dwa aspekty tego kryzysu są szczególnie interesujące, gdyż noszą charakter precedensów. Pierwszy – to zastosowany przez nową władzę w Polsce nowatorski modus operandi, który chętnie nazwałbym „ograniczonym stanem wyjątkowym” – diagnozuje Jan Maria Rokita w tekście zamieszczonym na portalu Teologia Polityczna.

Zdaniem jednego z dawnych liderów Platformy Obywatelskiej, „nowatorski koncept ograniczonego stanu wyjątkowego” jest w istocie „ustrojowym pomysłem na zawieszenie jednej z konstytucyjnych prerogatyw głowy państwa, czyli krokiem o charakterze – co tu dużo mówić – skrycie rewolucyjnym”.

„Precedensowy aspekt drugi – to nieznany dotąd, i to (na ile sięga moja wiedza) w horyzoncie całej europejskiej nowożytności, przypadek zakwestionowania mocy prawnej kluczowych instytucji ustrojowych jakiegoś państwa, w tym powołanych na mocy jego ustawodawstwa sądów, teraz proklamowanych „nie-sądami”. Warto ze szczególną uwagą przyglądać się skutkom tego precedensowego faktu, tak w jego wymiarze krajowym, jak i międzynarodowym. I trzeba tu mieć krystaliczną jasność oglądu: coś podobnego nie przydarzyło się nikomu – ani sądom III Rzeszy w procesie denazyfikacji, ani sądom ZSSR, czy państw satelickich, po upadku komunizmu. Ani w Norymberdze, ani w Hadze, ani w żadnym innym trybunale, nie przyszło nikomu do głowy, aby nazistowskie czy sowieckie sądy uznać za „nie-sądy”, a ich wyroki zbiorczo za nieistniejące” – przekonuje Rokita.

Jak skonstatował były szef URM - „rozmach ataku na praworządność proceduralną, z jakim mierzy się teraz państwo polskie, jest w tym sensie zjawiskiem nowym i wyznaczającym jakąś całkiem nową epokę na naszym kontynencie”.

„Nie należy więc żywić żadnych złudzeń: wszędzie tam, gdzie proceduralna praworządność załamuje się, i to na dodatek – jak obecnie - w majestacie politycznego uznania, w jej miejsce musi wkraczać przemoc” – przestrzega Jan Maria Rokita.