Fornda.pl: Prezydent Francji Emmanuel Macron twierdzi, że Zachód powinien odpowiedzieć na „zgłaszaną przez Rosję potrzebę uzyskania gwarancji bezpieczeństwa”, jeśli Władimir Putin zgodzi się na negocjacje w celu zakończenia wojny z Ukrainą. Jak by pan skomentował postawę Macrona?

Prof. Romuald Szeremietiew (były minister oraz wiceminister obrony narodowej w latach 90. i 2000.): Postawa przyjęta przez Emmanuela Macrona wynika z pewnego rodzaju myślenia życzeniowego, charakterystycznego nie tylko dla prezydenta Francji, ale również dla innych przywódców Europy Zachodniej, które to myślenie, pomimo rosyjskiej napaści na Ukrainę, chciałoby traktować putinowską Rosję jako normalne europejskie państwo, z którym nawiązuje się współpracę międzynarodową. Jest to oczywiście fałszywy obraz a działania niektórych zachodnich przywódców politycznych są jego pokłosiem. Inny problem jest też taki, że moralność w polityce przez wielu postrzegana jest głównie jako „obciążenie”, które uniemożliwia prowadzenie skutecznej polityki.

Czy Rosja przetrwa jako mocarstwo? Czy jej schyłek, zapoczątkowany rozpadem ZSRR, wydaje się nieunikniony?

Zwróćmy uwagę na fakt, że rosyjskie społeczeństwo zgromadzone na tych ogromnych rosyjskich terytoriach funkcjonuje na co dzień według pewnych rozwiązań ustrojowych, które dla każdego normalnego człowieka wydają się być nie do przyjęcia. A mimo to, czy też dzięki temu, Rosjanie zdołali zbudować na przestrzeni ostatnich kilkuset lat wielkie mocarstwo. Najpierw było to imperium rosyjskie, potem Związek Radziecki, który był przecież w istocie państwem rosyjskim choć komunistycznym. Teraz mamy Federację Rosyjską, która jest po prostu pewną nową odsłoną tej mocarstwowej, dyktatorskiej Rosji.

I pojawia się teraz kluczowe pytanie, czy to rzeczywiście jest już ostatnia odsłona takiej Rosji? Osobiście mam nadzieję, że tak właśnie jest i że Władimir Putin spełni rolę grabarza tej wielkomocarstwowej Rosji, która po prostu się rozsypie. Bardzo prawdopodobne, że wpłynie na to nie tylko kryzys wewnętrzny, ale również efekty wojny na Ukrainie, które przekonują dobitnie, że obraz Rosji imperialnej nie wytrzymuje już konfrontacji z rzeczywistością.

Żyjemy w erze wielkich przetasowań geopolitycznych. Jeśli Rosja jako mocarstwo upadnie, kto przejmie jej rolę? W odniesieniu do dalekiego wschodu mogą być to zapewne Chiny i Indie. Czy jest możliwość, aby na zachodzie taką rolę przejęła Polska?

Tak, oczywiście i my taką rolę już w przeszłości odgrywaliśmy, wówczas, gdy istniała jeszcze Rzeczpospolita Obojga Narodów. Taką rolę próbowało też pełnić Cesarstwo Austriackie, gdy po upadku Rzeczpospolitej usiłowano tam konstruować mocarstwo wielonarodowe.

Tak więc Rzeczpospolita jako tego rodzaju pomysł geopolityczny staje się  czymś całkiem realnym, ale przy dwóch założeniach. Po pierwsze Stany Zjednoczone będą musiały chcieć nadal utrzymać swoją pozycję jako gwaranta ładu międzynarodowego, który powstał po rozpadzie Związku Radzieckiego, a którego elementem jest również utrzymanie w ryzach Rosji, tak aby nie była ona w stanie przeprowadzać jakichkolwiek akcji ofensywnych w przyszłości. Druga kwestia polega natomiast na tym, aby nadal kontynuowane było wcielanie w życie przez polskie władze pewnych generaliów, które obecnie rządzący realizują. Mówię tu choćby o modernizacji uzbrojenia polskiej armii, ale również o budowaniu bliskiej współpracy z innymi państwami regionu Europy środkowo-wschodniej. Jeśli ten kierunek zostanie utrzymany to Polska może być rzeczywiście bardzo silnym elementem stabilizującym bezpieczeństwo całego regionu.

Federacja Polski, Ukrainy, państw bałtyckich, a nawet Mołdawii - to political fiction czy realna perspektywa?

Tutaj również mamy już pewne doświadczenia z przeszłości, bo przecież trzeba mocno podkreślić i przypomnieć, że Rzeczpospolita Obojga Narodów była nie tylko państwem Polaków i Litwinów, ale również Ukraińców, Białorusinów i innych narodowości. Udało się wówczas taką rzeczywistość zbudować. Wydaje mi się więc, że jest także możliwe, by zbudować ją również i teraz. Przy czym nie musi to być przecież za wszelką cenę jakaś ściśle scementowana federacja państwowa. Może to równie dobrze funkcjonować na zasadach pewnego bliskiego sojuszu suwerennych państw tego regionu. Czyli mówimy tu zarówno o krajach bałtyckich, ale także Białorusi i Ukrainie czy nawet sięgając jeszcze bardziej na południe Rumunii i Mołdawii. Tak, to wszystko jest naprawdę bardzo możliwe.

Czy jesteśmy świadkami przesunięcia środka ciężkości w Unii Europejskiej i Europie na wschód? Czy możliwa jest marginalizacja Francji i osłabienie globalnej roli Niemiec?

To już się dzieje. Pamiętajmy cały czas o tym lewarze amerykańskim, czyli o kluczowej pozycji Stanów Zjednoczonych w świecie jako gwaranta bezpieczeństwa międzynarodowego. Niemcy przez ostatnie 20-30 lat próbowały zbudować inny ośrodek siły w opozycji do USA. Taką rolę miała właśnie pełnić zjednoczona  w obecnych strukturach Europa pod przewodnictwem Niemiec, z ewentualnym partnerstwem Francji. Jak widać ta próba zakończyła się katastrofą. A tę katastrofę zafundował Niemcom Władimir Putin.

Niemcy nadal są potęgą gospodarczą, ale w dziedzinie kształtowania polityki międzynarodowej ich europejskie przywództwo najwyraźniej się załamało. Niemcy zawiedli Europę. I prędzej czy później w międzynarodowej przestrzeni europejskiej pojawią się twarde pytania o to, komu zawdzięczamy obecny kryzys, dlaczego mamy do czynienia z inflacją czy też z wysokimi cenami prądu? A odpowiedź na te wszystkie bolesne pytania jest bardzo klarowna. Mamy to, co mamy, bo Niemcy przez całe lata kształtowały i opierały politykę europejską oraz bezpieczeństwo gospodarcze i energetyczne całego kontynentu na relacjach z Rosją.

Pamiętajmy również i o tym, że te, jak się okazało, bardzo niebezpieczne koncepcje geopolityczne Berlina ochoczo wcielała w Polsce w życie ta część dzisiejszej opozycji, która przed 2015 rokiem przez lata sprawowała władzę w naszym kraju.

Bardzo dziękuję za rozmowę.