– Będziemy o tym rozmawiać z Amerykanami. Zakładam, że Rosnieft otrzyma zwolnienie – powiedział Merz dziennikarzom po szczycie Unii Europejskiej w Brukseli.
Słowa te padły zaledwie dzień po decyzji prezydenta Donalda Trumpa, który ogłosił sankcje wobec Rosnieftu, Łukoilu oraz 34 spółek zależnych. To pierwsze tego typu restrykcje w czasie jego drugiej kadencji i – jak oceniają analitycy – początek nowej fali presji ekonomicznej USA na Kreml.
Mimo że niemiecki oddział Rosnieftu został w 2022 roku formalnie objęty kontrolą powierniczą przez rząd federalny, Merz otwarcie sugeruje, że spółka powinna być traktowana wyjątkowo. W jego opinii działalność Rosnieft Deutschland nie powinna podlegać restrykcjom, bo – jak twierdzi – nie ma pewności, czy „struktura własnościowa spełnia warunki sankcji”.
Słowa Merza po raz kolejny wyraźnie wpisują się w długą tradycję niemieckiego flirtu z Moskwą, który przez dekady szkodził solidarności Zachodu. To właśnie Niemcy – poprzez projekty takie jak Nord Stream 1 i 2 – otworzyły Rosji drogę do uzależnienia Europy od rosyjskiego gazu, jednocześnie marginalizując Europę Środkowo-Wschodnią i wzmacniając finansowo reżim Putina.
Kiedy w 2022 roku rozpoczęła się pełnoskalowa inwazja na Ukrainę, zyski Gazpromu i Rosnieftu finansowały rosyjską machinę wojenną, a Berlin przez wiele miesięcy zwlekał z realnym odcięciem się od rosyjskich surowców. Dziś, gdy świat demokratyczny konsoliduje się wokół nowej strategii sankcyjnej USA, kanclerz Niemiec znów staje po stronie interesów Kremla.
– Niemcy nie raz udowodniły, że ich polityka energetyczna była de facto polityką Kremla. Nord Stream był projektem sabotażu jedności Zachodu – gospodarczym ramieniem rosyjskiego imperializmu – komentują zachodni analitycy cytowani przez „Politico”.
Na deklarację Merza zareagował Biały Dom. Rzeczniczka administracji Trumpa, Karoline Leavitt, podkreśliła, że USA nie zamierzają robić wyjątków.
– Prezydent Trump naciska na naszych sojuszników, by ograniczyli zakupy rosyjskiej ropy. Chiny już ograniczyły import, Indie zrobiły to samo. Teraz czas na Europę. Presja na Rosję jest pełna i spodziewamy się, że te sankcje uderzą w finansowanie jej gospodarki wojennej – oświadczyła Leavitt.
Równocześnie, jak podał Reuters, chińskie koncerny PetroChina, Sinopec, CNOOC i Zhenhua Oil wstrzymały zakupy rosyjskiej ropy, a indyjskie rafinerie niemal całkowicie ograniczyły import surowca z Rosji.
W tym kontekście propozycja Merza brzmi jak jawny sabotaż wspólnej polityki Zachodu wobec Moskwy.
Dla wielu obserwatorów to nie przypadek, że właśnie Niemcy podważają sankcje USA. Od lat Berlin – niezależnie od tego, kto rządzi – stawia swoje interesy gospodarcze ponad bezpieczeństwem Europy.
Dziś, gdy Zachód próbuje osłabić finansowe zaplecze rosyjskiej armii, niemiecki rząd wciąż szuka pretekstów, by złagodzić sankcje wobec rosyjskich firm. To sygnał, że Berlin nie zrezygnował z dawnej strategii „business as usual” z Moskwą – nawet po Buczy, Mariupolu i tysiącach ofiar wojny.
– Nie ma suwerennej Europy bez odcięcia się od rosyjskich wpływów. Niemcy muszą w końcu wybrać: albo solidarność z Zachodem, albo dalsze lawirowanie między wartościami a biznesem – ocenia dr Klaus von Richter, ekspert ds. bezpieczeństwa z Uniwersytetu w Bonn.
Zenon Witkowski
