„Gazeta Wyborcza” opisała sprawę Macieja L. z Homokomando, który miał dopuścić się gwałtu na innym mężczyźnie grożąc mu bronią i wstrzykując nieznaną substancję. Teraz internauci wskazują, że o podobnych skandalach pojawiały się informacje już wcześniej, a działacze Homokomando próbowali zdyskredytować zajmującego się sprawą dziennikarza.
- „Dać mu przed tym ostrzeżenie, że albo odpuści albo jego dobre imię zostanie zmieszane z błotem. Uderzyć w niego teraz, jak się tego nie spodziewa. Ja mogę się podłożyć i spotkać z nim, by przekazać nasze stanowisko”
- czytamy w jednej z ujawnionych konwersacji.
Afera w Homokomando?
— Myślozbir (@myslozbir) August 1, 2022
1. Pojawiają się oskarżenia wobec @Homokomando2
2. Były członek oskarża ich o odmowę pomocy, ukrywanie problemów z alkoholem i ryzkowny seks
3. Wyciekł czat - rzekomo od HK
4. Chat sugeruje, że HK chce profilaktycznie zdyskredytować/szantażować oskarżycieli pic.twitter.com/MlqOWc3MpP
Byli działacze organizacji przekonują, że w rzeczywistości nie miała ona służyć dobru mniejszości seksualnych, a jedynie „podrywaniu ludzi na tęczową opaskę w klubach gejowskich”.
- „Lewicowe zasady w Homokomando tak naprawdę nie istnieją. Liczą się grupówki i opowiadanie o tym, kto ostatnio komu robił dobrze ustami – niestety takie są realia bycia członkiem Homokomando”
- pisze jeden z byłych członków organizacji.