Eksperci cytowani przez media zwracają uwagę na kilka elementów, które sprawiają, że seria ataków budzi niepokój: potężna masa głowicy bojowej Flamingo (około 1 150 kg według przekazów) oraz deklarowany zasięg do 3 000 km. Kluczowe dla odbioru takiej operacji jest też to, że żadna z opisywanych rakiet — przynajmniej według relacji — nie została przechwycona przez rosyjskie systemy obrony powietrznej.
W materiale Die Welt i cytujących go serwisach przywołano także słowa Fabriana Hoffmanna z Uniwersytetu w Oslo, który ocenił rozmiar wyrw w ziemi i skala zniszczeń. Jednocześnie eksperci podkreślają niepewność co do precyzji nowych pocisków: „dwa trafienia na trzy to nie jest może idealna precyzja, ale jeżeli trafiają — skutki są druzgocące” — czytamy w relacjach.
W tekście pojawiają się też informacje o tempie produkcji pocisków Flamingo. Firma Fire Point — wskazywana jako producent — miała uruchomić produkcję seryjną w połowie sierpnia. Wstępne szacunki (powtarzane przez media) mówiły o około 30 rakietach miesięcznie w pierwszym miesiącu, następnie o około 50 na miesiąc, z docelowym potencjałem produkcyjnym do 200 sztuk miesięcznie. Nawet przy ostrożnym podejściu do tych liczb, oznaczałoby to, że Ukraina dysponuje już co najmniej kilkudziesięcioma egzemplarzami Flamingo.
To rodzi kolejne pytania: czy ograniczone użycie wynika z ostrożności (chęć zachowania zapasów), problemów technicznych z precyzją, czy z taktycznego zamiaru „potrzymania” części siły uderzeniowej na wypadek większej operacji? Nie brakuje też spekulacji o potencjalnych celach wysokiej rangi — od instalacji wojskowych na Krymie po symboliczną demonstrację siły wobec samego Kremla — ale takie scenariusze wymagają daleko idącej ostrożności w ocenie.