Mariusz Paszko, portal Fronda.pl: Panie Profesorze, wiem że Budzik starał się pomóc już chyba w listopadzie tragicznie zmarłemu w Wielkiej Brytanii panu Sławomirowi w szpitalu w Plymuth. Co udało się w tej sprawie?

Prof. Wojciech Maksymowicz, kierownik katedry neurochirurgii na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie, szef kliniki „Budzik dla dorosłych”: Tak rzeczywiście. W sprawę była zaangażowana FUNDACJA Ewy Błaszczyk "AKOGO?" Doszło nawet do kontaktu z lekarzami prowadzącymi w szpitalu w Plymuth. Dokładnie 6. grudnia doktor Szczygielski współpracujący z nami neurochirurg, który jest ordynatorem oddziału neurochirurgii w Rzeszowie nawiązał kontakt i przeprowadził wideokonferencję z lekarzami prowadzącymi, zapoznając się z całą dokumentacją. Nastąpiło więc poważne medyczne omówienie przypadku tego pacjenta. Po tamtej stronie było zaproszonych trzech lekarzy i z nimi rozmawiał doktor Szczygielski, który działał w imieniu rodziny pacjenta, która o to poprosiła.

Jakie były efekty tych konsultacji?

Ta rozmowa zakończyła się stanowiskiem medycznym, które prof. Szczygielski przedłożył do wykorzystania ewentualnie przez sąd. Opinia ta mówiła, że pacjent jest w stanie ciężkim, z ciężkim uszkodzeniem mózgu i jeszcze przebywa w warunkach intensywnej terapii, był jeszcze podłączony do respiratora. Nie mniej można się spodziewać, że miał pewne szanse poprawy. To była wczesna faza.

Po tej rozmowie ani szpital w Plymuth ani tamtejszy sąd w Wielkiej Brytanii nie chciały już przyjmować kolejnych uwag związanych z pewnymi sygnałami poprawy stanu pacjenta. Te nasze uwagi nie były już wykorzystywane.

A jak wygląda sytuacja prawna takich pacjentów? Czy oni podlegają prawu polskiemu czy brytyjskiemu z uwagi na to, że mają status rezydenta czy osiedleńca? Czy decyduje opiekun prawny?

To było zdarzenie na terenie Wielkiej Brytanii. Ja nie jestem ekspertem w dziedzinie prawnej, ale rozmawiałem wielokrotnie z ambasadorem Rzegockim w Londynie i on potwierdzał, że tak wyglądają przepisy międzynarodowe, że pomimo iż jest jest to nasz obywatel, to w związku z jego długotrwałym pobytem, był rezydentem brytyjskim i podlegał tamtejszym przepisom. Również dla tamtejszego prawa opinia żony była wiążąca dla sądu. Zwłaszcza zeznanie mówiące o przeświadczeniu, że wola pacjenta byłaby taka a nie inna.

Pojawiały się różne przekłamania medialne na temat świadomości, śpiączki, niepełnej świadomości. Czy jego mózg umarł czy nie? Jak wyglądała ta sprawa?

Było rzeczywiście pełne spektrum przekłamań medialnych. Należy tu podkreślić, że w naszych przepisach prawnych śmierć mózgu jest równoznaczna ze śmiercią osobniczą. W przypadku chorego z Plymuth w ocenie jego stanu nigdy nie było brane pod uwagę podejrzenie śmierci mózgu. Na żadnym z tych etapów nie było to tak klasyfikowane. To było przekłamanie. Natomiast niewątpliwie pacjent miał bardzo ciężkie niedokrwienne uszkodzenie mózgu, które ewoluuje z czasem. Na początku dochodzi do obrzmienia mózgu i to jest bardzo niebezpieczny okres, ponieważ w pierwszej fazie najczęściej ludzie umierają, dlatego że te zmiany są bardzo gwałtowne. Później dochodzi do ewolucji tej zmiany i tworzą się pewne zaniki w zakresie pewnych struktur głębokich, jak i częściowo kory mózgowej. My mieliśmy też okazję zapoznać się z obrazem komputerowym uszkodzenia mózgu. Te uszkodzenia były bardziej rozwinięte w tylnych częściach mózgu, a mniej w przednich, co też dawało pewną większą nadzieję. Jeśli chodzi o procesy związane z psychiką człowieka, to wyższe czynności psychiczne zlokalizowane są w przednich częściach mózgu i one mogły być bardziej oszczędzone. To nie jest tak, jak przedstawiał to redaktor Terlikowski, który nie wiem dlaczego poczuł potrzebę wypowiedzi nie mając wiedzy na ten temat i założył od razu ten wariant inny, zresztą nieprawdziwy. Twierdził, że u tego pacjenta żył tylko pień mózgu, a kora mózgowa już nie żyła. Kora mózgowa była uszkodzona, ale nie było to zniszczenie całkowite, a co więcej myślę, że można było liczyć na własne mechanizmy plastyczności mózgu.

A jak wygląda sprawa regeneracji i plastyczności mózgu? Ludzki mózg podobno posiada w tych względach pewne możliwości?

Mózg zbyt dużych możliwości regeneracji nie ma, a tylko w określonym zakresie. Natomiast jeśli chodzi o plastyczność, to dostosowywanie i przerzucanie pewnych funkcji u dorosłego człowiek zachodzi pomiędzy pewnymi obszarami funkcyjnymi. U dzieci natomiast między półkulami.

Wie Pan, trzeba powiedzieć sobie jasno. Ja od razu wyłowiłem pewien sens treści komunikatu szpitala w Plymuth, który był podany na dwa dni przed śmiercią pacjenta. Ten komunikat zawierał pewną treść asekuracyjną. On zadowalał prawników brytyjskich, bo była mowa o ciężkim stanie pacjenta i o tym, że ten stan się pogarszał. Mówiono, że nie jest to stan śpiączki, ale stan wegetatywny oraz w niewielkim stopniu rokuje poprawę. To ostatnie zdanie jest istotne. Ale to jednak dawało szanse na poprawę, czyli przejście do stanu minimalnej świadomości.

Dla nas w klinice „Budzik dla dorosłych”, którą ja nadzoruję na uniwersytecie w Olsztynie, to my tego właśnie się uczepiamy. To samo jest także w klinice u dzieci, którą prowadzi pani Ewa Błaszczyk na terenie Centrum Zdrowia Dziecka. Właśnie tej nadziei człowiek się trzyma. Ta nadzieja powoduje, że te niewielkie nawet szanse, jeżeli występują po tego typu uszkodzeniach niedokrwiennych, próbujemy zwiększyć. I w wielu wypadkach to się udaje. Tutaj nie można mówić, że prawdopodobieństwo powrotu do świadomości było bardzo wysokie, ale ono było. I jak jest szansa, a anonimowo potwierdzili to Brytyjczycy, to mamy do czynienia z żywym mózgiem, który mógł ewoluować w kierunku zmian korzystnych, a człowiek żył i mógł żyć jeszcze lepiej. Niestety postanowiono, że nie powinien żyć.

W mediach wypowiadał się Pan dość ostro na temat „zabiegów medycznych” w ostatnich dniach życia pana Sławomira w szpitalu w Plymuth. O co dokładnie chodziło?

Tam miały miejsce dwie sprawy. Z jednej strony podskórnie podawano sól fizjologiczną, zamiast podawania dożylnie, bo – mówię to z mocnym sarkazmem – dożylnie naruszałoby godność pacjenta. To jest nie do wyobrażenia, dlaczego nie można było podać pacjentowi płynów normalnie, czyli albo dożylnie albo doustnie przez sondę, którą można zobaczyć na tym nagraniu popularnym w internecie. To jest normalne podawanie pacjentowi płynów. Natomiast sól fizjologiczna dawania podskórne to jest lekkie spowolnienie śmierci, która jest nieuchronna, ponieważ za mało tego płynu się podaje. A druga sprawa to jest podanie leku, który normalnie stosuje się w intensywnej terapii w premedykacji przez zabiegami do podtrzymania wyłączenia świadomości, czyli zmniejsza aktywność mózgu, po to, żeby można było prowadzić sztuczne oddychanie. W tym przypadku natomiast mieliśmy zupełnie inną sytuację. Podawano lek, który w zasadzie medycznego żadnego wskazania nie miał po to, żeby niby rzekomo poprawić komfort pacjenta. Ale w jakim celu? To znaczy, że na tyle ten mózg żył, że obawiano się, że może ten pacjent mieć złe doznania. Czyli z pełną świadomością było to działanie na żywym człowieku – w wyniku tego wyroku sądowego – w tym celu, żeby ten człowiek musiał umrzeć.

Czyli to była eutanazja?

Tak to była eutanazja oczywiście.

Podobno od samego początku żona zmarłego Polaka nie chciała się zgodzić na ratowanie pana Sławomira. Ona zdecydowała, żeby pozbawić męża życia. Czy jako Budzik mieliście z nią kontakt ? Czy znane są może przyczyny takiej jej decyzji? Czy chcieliście ją przekonać i pokazać, jak żyją ludzie po przejściu takiego stanu i wyjściu ze szpitala?

Wie Pan, zdawaliśmy sobie sprawę, że może nie znała zbyt dobrze medycznego języka angielskiego i udzielone jej tam informacje mogły być dla niej niezrozumiałe i niekompletne. Może nie mogła dowiedzieć się wszystkiego od tamtych lekarzy? I tu zaoferowaliśmy jej naszą pomoc. Chcieliśmy pokazać kogoś, kto przeżył taką sytuację – a mamy taki przypadek – i pokazać jej, jak można z taką osobą po przejściu takiego stanu żyć, radzić sobie. Może oddać do nas do kliniki.

Takiej roli podjęła się żona jednego z pacjentów, który był w bardzo analogicznej sytuacji i on był nawet w trudniejszym stanie ponieważ był starszy i w związku z tym jego rokowania były jeszcze słabsze. A jednak wrócił do życia i jest już piąty rok po tym, jak odzyskał świadomość. Obecnie przebywa w warunkach domowych, a jego żona mówi, że on jest szczęśliwy i on to rodzinie komunikuje. Nie ma oczywiście tej aktywności, którą miał. Pełna aktywność nie jest jednak – jak się okazuje – niezbędna do tego, żeby być w pełni szczęśliwym. Żona tego naszego pacjenta takie przesłanie przekazała żonie zmarłego w Wielkiej Brytanii Polaka. Niestety nie spotkało się to z wykorzystaniem tej szansy. Nie mam prawa oceniać i nie chcę tego robić, ale nie było z jej strony takiej reakcji, żeby wniosła do sądu wniosek o wycofanie decyzji o eutanazji. To byłoby nadzwyczajną reakcją. Mogła to zrobić, ponieważ mąż jej odzyskał oddech i zdolność samodzielnego funkcjonowania. Nawet w domu mógłby mieszkać i należałoby mu tylko podawać posiłki i płyny, bo tak to się zdarza niestety i ludzie się decydują na taką sytuację.

Pani Ewa Błaszczyk złożyła nawet propozycję pomocy i włączyła się w ten szczytny cel tworzenia ośrodków o podobnym profilu pomocy chorym, w ramach kliniki Budzik. On w takim ośrodku mógłby funkcjonować.

Dziękuję uprzejmie za rozmowę