Ze zdziwieniem obserwuje jak miliony katolików wspierają swoimi pieniędzmi kraje, które pośrednio bądź bezpośrednio finansują islamskich terrorystów.

Wśród najpopularniejszych kierunków turystycznych, wybieranych przez Polaków od lat znajdują się Tunezja, Turcja czy Egipt. Dopiero na dalszych miejscach są katolickie Włochy, Hiszpania czy Portugalia. Oczywiście powodów jest wiele, głównie finansowych.

Niektórzy odpowiadają, że lubią trochę egzotyki. Oczywiście wszystko pięknie. Ciekawe, gdzie ci katolicy udadzą się na niedzielną Eucharystię podczas wakacji? Chyba nie do meczetu. Albo są to też wakacje od Pana Boga.

Tego problemu nie mają turyści odwiedzający kraje katolickie. W miejscowościach turystycznych tych państw nie tylko nie ma problemu z dostępnością posługi duszpasterskiej, ale nierzadko, tam gdzie są skupiska Polaków, można natknąć się na Mszę św. w rodzimym języku.

Jest jeszcze jeden akcent – finansowy. Tunezja jest ostatnio jednym z głównych dostarczycieli „zasobów ludzkich” do terrorystycznego Państwa Islamskiego. W Egipcie „Prowincja Synaj” tylko czeka, aby zaatakować Strefę Gazy. Turcja niewykluczone, że nieoficjalnie wspiera IS i także jest uwikłana we wspieranie radykałów na Bliskim Wschodzie.

Dlatego turyści odwiedzający te kraje, chcąc nie chcąc dokładają się, zapewne w sposób całkowicie nieświadomy, do finansowania radykalnych organizacji islamskich, oczywiście nie bezpośrednio. Otrzeźwienie następuje dopiero po kolejnym zamachu, ale i tak na wielu to wrażenia nie robi, co było widać w obrazie wracających turystów z Tunezji kilka tygodni temu.

Konsumenci głosują pieniędzmi. Ta stara ekonomiczna zasada daje nam częściową władzę nad tym, co dzieje się w świecie. Nie można wiecznie zrzucać odpowiedzialności na bliżej nieokreślone siły, które sterują ziemskimi wydarzeniami, skoro znacznie częściej decydujemy my, a nie „oni”.

Tomasz Teluk