Milewski urodził się w Lipsku nad Biebrzą 1 maja 1928 roku. Z bezpieką związany od 1944 roku rok później już był – według Czesława Burzyńskiego, żołnierza AK, którego Milewski aresztował i wydał NKWD w roku 1947 (wywieziono go do Mińska i skazano za działalność wrogą Związkowi Sowieckiemu na karę śmierci, którą zamieniono później na 20 lat łagru. Na wolność wyszedł dopiero dziesięć lat później) - „ważną figurą”. Burzyński spotkał Milewskiego już wcześniej, w październiku 1945 roku przyszedł do urzędu gminy w Lipsku i zażądał od niego (Burzyńskiego, pracującego tamże) udostępnienia biura, w którym przesłuchiwał podejrzanych. Po tych „sesjach” na ścianach i podłodze zostawały ślady krwi. Burzyński w 1989 roku poszedł ze sprawą swojego bezprawnego aresztowania (obowiązywała już amnestia) do prokuratury, która sporządziła akt oskarżenia – sąd w Giżycku uznał jednak co następuje: „...nie ulega wątpliwości, że Mirosław Milewski współpracował z sowieckim wywiadem” jednak uniewinnił go z zarzutu bezprawnego aresztowania i wydania w ręce sowietów Czesława Burzyńskiego bo... dowody zebrane przez prokuraturę były, zdaniem tegoż sądu, niewystarczające...

Osiemnastolatek „ważną figurą” w UB? - już to powinno dać do myślenia...

Chwilowo, bo do roku 1962 był jednak „ważną figurą” wyłącznie lokalnie, w powiatowych i wojewódzkich strukturach Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego a po jego likwidacji w 1954 roku w strukturach Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Do centrali MSW trafił w roku 1962 na stanowisko wicedyrektora a później dyrektora Departamentu I (wywiadu). W 1971 został wiceministrem spraw wewnętrznych PRL – i tutaj akcja zaczyna nabierać tempa, bo jego nazwisko wiąże się ze słynną aferą „Żelazo”, polegającej na przenikaniu funkcjonariuszy polskiego wywiadu do grup przestępczych działających na zachodzie i transferowaniu do kraju ich łupów – złota, kosztowności, dzieł sztuki, które następnie miały być wykorzystywane do finansowania działalności wywiadu PRL. Miały, ale część (znaczna) z nich trafiła w prywatne ręce, czemu raczej trudno się dziwić, czy to bezpośrednio, czy to w postaci premii dla „szczególnie zasłużonych” funkcjonariuszy MSW. Sam Milewski tak opisywał tę akcję podczas posiedzenia KC PZPR w roku 1985, kiedy to ujrzała ona światło dzienne i wybuchła towarzyszom w twarz:

„Była operacja nietypowa, operacja taka, w której 'śmierdziało'. Stąd trzeba było mieć zgodę określonego wyższego szczebla. Na ogół ja sobie nie przypominam, żeby poza sprawami jakimiś szczegółowymi, operacjami, żeby sekretarz KC czy premier coś akceptował. Więc widocznie uznana była ta sprawa za tej skali, wagi. Brało się to z tego, że wówczas to zapotrzebowanie na pieniądze było wielkie, i stąd szukało się wszelkich sposobów”

W związku z tą aferą Milewski został usunięty z PZPR a w 1990 roku został nawet aresztowany, niestety – dokumenty, które mogłyby być dowodami w sprawie zostały zniszczone w słynnej akcji palenia akt MSW, prokuratura – jak to zwykle bywa, kiedy ma oskarżać osoby z wierchuszki władzy poprzedniego ustroju – jakoś nie paliła się do zakończenia śledztwa i w końcu przestępstwo (a raczej przestępstwa, bo nie tylko kradzieże wchodziły w grę) uległo przedawnieniu.

W 1980 roku Mirosław Milewski usiadł na stołku członka Komitetu Centralnego PZPR, przez krótki czas (1980-81) sprawował też urząd Ministra Spraw Wewnętrznych PRL, aż do swojego usunięcia z partii był zaufanym człowiekiem towarzysza generała Wojciecha Jaruzelskiego, był jednym z inspiratorów wprowadzenia stanu wojennego i zwolennikiem siłowego rozwiązania „problemu Solidarności”.

Ale wróćmy jeszcze do usunięcia Milewskiego z partii. Otóż istnieje hipoteza (którą popiera m.in. prof. Antoni Dudek), że miało to związek nie tyle z aferą „Żelazo”, co ze śmiercią księdza Jerzego Popiełuszki. W 2004 roku prof. Andrzej Paczkowski ujawnił notatkę ze spotkania pomiędzy Wojciechem Jaruzelskim, gen. Michałem Janiszewskim i płk. Bogusławem Kołodziejczakiem, które odbyło się tuż po przesłuchaniu Grzegorza Piotrowskiego, jednego z morderców kapelana „Solidarności”:

„Politycznym inspiratorem porwania - niezależnie od indywidualnego fanatyzmu sprawcy - mógł być wyłącznie towarzysz Mirosław Milewski (…) opowiedzieli się (Jaruzelski, Kołodziejczak i Janiszewski – przyp. mój) za natychmiastowym usunięciem tow. Milewskiego ze stanowiska sekretarza KC PZPR bez konieczności wyjaśniania przyczyn, które to spowodowały. Zwrócono uwagę nie tylko na działalność polityczną Milewskiego skierowaną przeciwko linii IX Zjazdu PZPR, ale także na afery o charakterze finansowym”. - notatka ta została sporządzona w jednym egzemplarzu i opatrzona klauzulą „ściśle tajne”.

Jednym słowem przestępcza działalność podległych Milewskiemu pracowników pionu wywiadowczego MSW miała być tylko pretekstem, zasłoną dymną – z czym trudno polemizować, bo jakoś nie sposób uwierzyć, że Jaruzelski nie miał o tym pojęcia – a rzeczywistą przyczyną było morderstwo księdza Jerzego, o które opinia publiczna od razu, tuż po znalezieniu zwłok, oskarżyła komunistyczny aparat bezpieczeństwa. Oczywiście w stan oskarżenia w związku z tą sprawą postawiony nie został nigdy, a tuż przed śmiercią na antenie radia ZET perorował: „Mogę absolutnie powiedzieć, bez cienia wątpliwości, że nigdy nikogo nie zabiłem, tym bardziej księdza jakiegoś. Mówię uczciwie i szczerze - ja nigdy nikogo nie zabiłem, nigdy. Mimo że były nawet ciężkie sytuacje, że trzeba było strzelać”...

Mirosław Milewski zmarł 23 lutego 2008 roku i, podobnie jak wielu (a właściwie wszyscy) jego „kumpli po fachu” nigdy za swoje zbrodnie nie odpowiedział...

Alexander Degrejt