Mniej uważnie śledzącym polską politykę czytelnikom warto przypomnieć, że Roman Giertych został wybrany posłem z list PO w 2023 roku, ale jak dotąd członkiem Platformy nie był. Teraz, po przegranej Rafała Trzaskowskiego ogłosił, że chce zostać członkiem tej partii. „W tych dniach porażki postanowiłem dać przykład. Jak państwo wiecie, byłem bezpartyjny. Dzisiaj przedłożyłem akces do Platformy Obywatelskiej. (...) Mam nadzieję, że wniosę nie tylko lekki odcień konserwatyzmu, ale również pewien entuzjazm, dynamikę w rozwijanie się tej partii”.
Co ciekawe, deklaracja Giertycha nie spotkała się z jakąś choćby pojedynczą krytyką wewnątrz PO, ale to nie znaczy, że oferta Giertycha została przyjęta wszędzie z entuzjazmem.
Giertych, równolegle do swojego akcesu do PO, rozpoczął w swoim typowym stylu akcję na rzecz zakwestionowania wyników wyborów prezydenckich. Na platformie X ogłaszał, że dostaje sygnały o przeprowadzeniu zorganizowanej akcji fałszowania wyników wyborów. Giertych przesłał do Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego zawiadomienie dotyczące używania przez członków Obwodowych Komisji Wyborczych aplikacji umożliwiającej rzekomą weryfikację zaświadczeń o prawie do głosowania poza miejscem pobytu. Jednocześnie ogłosił, że portal TikTok parokrotnie częściej podawał treści pozytywne dla skrajnej prawicy niż wszystkich innych partii. Jak pisał: „Dzisiejsza Gazeta Wyborcza prezentuje badania międzynarodowej organizacji Global Witness, z których wynika, że platforma TikTok promowała w kampanii treści skrajnie prawicowe pięć razy częściej niż wszystkie inne. Podobny scenariusz wystąpił w Rumunii. To wskazuje na jedno. Chińczycy (albo Chińczycy na zlecenie Rosjan) manipulowali naszą kampanią. Nie możemy tego tak zostawić. Wystąpię dzisiaj do ABW o natychmiastową odpowiedź, czy jest to prawda”.
Roman Giertych musiał przeżyć jednak pewne rozczarowanie. Wśród wielu polityków i publicystów przyjaznych Platformie jego kampania spotkała się z chłodnym przyjęciem. Sam Donald Tusk, zarzekając się, że każda sprawa musi być zbadana, delikatnie wskazał, iż przedwczesne ogłaszanie, że sfałszowano wybory, jest groźne dla stabilności państwa. Analogiczne głosy pojawiły się wśród koalicjantów. Przed pomysłem ponownego przeliczania głosów ostrzegał lider PSL Władysław Kosiniak-Kamysz. Także Szymon Hołownia zaznaczył wyraźnie, że: „jak na razie nic nie daje powodu, by podważać ogłoszony przez PKW wynik wyborów”. Hołownia podkreślił, że: „Jeśli sąd najwyższy potwierdzi ważność wyborów, to zwoła na 6 sierpnia Zgromadzenie Narodowe, by odebrać przysięgę od prezydenta Karola Nawrockiego”. Swoją wypowiedź zakończył wyrazistą deklaracją: „W demokracji wola większości jest święta”. To pierwsza od dłuższego czasu tak wyrazista porażka Romana Giertycha.
Ten kubeł zimnej wody wylany na arcyharcownika walki z PiS to wskazanie mu miejsca w szeregu. Sam Donald Tusk zresztą zwykł używać Giertycha jako oręż w walce z PiS, ale może dwa razy zastanowić się, czy przypisywany mu pomysł zastąpienia nim ministra sprawiedliwości Adama Bodnara jest rozsądny. Nie trzeba dużego daru obserwacji, aby zauważyć, że Giertych ma na punkcie walki z opozycją wręcz obsesję. I wśród polityków Platformy bywa to zauważane.
Dlatego można zastanowić się, czy deklaracje byłego lidera LPR o wejściu do Platformy nie są tylko jednostronnym chciejstwem. Tak czy inaczej, batalię o ponowne przeliczenie głosów Giertych wyraźnie przegrał. Zobaczymy czy po tej porażce będzie w stanie znów przejść do jakiejś nowej ofensywy.