Piotr Semka komentując kwestię współpracy Lecha Wałęsy z SB, odniósł się do osób broniących byłego prezydenta. 

Sprawę Lecha Wałęsy należy rozpatrywać w kategoriach ostatnich 23 lat. Intrygują mnie ci, którzy zachowują się tak, jakby tę kwestię ujawniono dopiero po wizycie Marii Kiszczak w Instytucie Pamięci Narodowej – powiedział na antenie TV Republika Piotr Semka.

Publicysta "Do Rzeczy" komentował udostępnione w czytelni Instytutu Pamięci Narodowej materiały z teczki (personalnej i pracy) TW "Bolka". 

– Myślę, że zobaczymy w nich (w dokumentach - red.) Wałęsę jako pozbawionego skrupułów gracza, który jednocześnie chciał być dla władzy partnerem. W tych jego kontaktach jest przecież próba pouczania. SB traktowała go jako zwykłego agenta, natomiast miał w sobie jakieś zadatki do bycia trybunem – zaznaczył.

Semka podkreślił, że obóz, który broni prawdy o "Bolku", musi pamiętać, iż Wałęsa "zawsze grał na siebie". – Dlatego napisałem o nim książkę, ponieważ niektórym jest niezwykle trudno zrozumieć tak dziwne zygzaki, które wykonywał ten człowiek przez wszystkie lata. Cała diabelskość polega na tym, że Wałęsa był niszczącym ogniwem dla obozu solidarnościowego – dodał.

– W Grudniu'70 ci ludzie mieli po 30-40 lat. Część z nich opuściła później Wybrzeże, a oficerów przerzucono w inne rejony. To bardzo pomogło Wałęsie – mówił publicysta. – Były prezydent prowadził grę. Były momenty, w których wiedział, że jest ważny i władza nie może mu nic zrobić. To wszystko poprowadziło go potem do słynnej rozmowy w cztery oczy z gen. Czesławem Kiszczakiem, a przecież nie wiemy, co się wówczas stało – oświadczył.

emde/TV Republika