Jak stwierdził Zełenski, pocisk został rozmieszczony przez białoruski reżim w nieujawnionym miejscu, a jego zasięg czyni go istotnym elementem potencjalnej eskalacji militarnej w Europie Środkowo-Wschodniej. Informacje o lokalizacji miały zostać przekazane nie tylko do struktur NATO, ale także do poszczególnych rządów europejskich.
Co ciekawe, pojawiły się już spekulacje, że pocisk został ulokowany w byłej sowieckiej bazie jądrowej w Pawłowce pod Słuckiem. Oficjalnie Białoruś temu zaprzecza. Aleksander Łukaszenka stwierdził wręcz, że "rozmieściliśmy tam, gdzie jest to wygodne".
Niepokojący jest jednak nie tylko sam fakt istnienia pocisku, ale także sposób jego powstania. Ukraiński wywiad donosi, że do jego budowy Rosja użyła podzespołów produkowanych na Zachodzie, które trafiły do Moskwy przez państwa trzecie – z ominięciem sankcji. To potwierdza słabość dotychczasowych mechanizmów kontrolnych i sankcji.
– Bez tych komponentów Rosja nie zbudowałaby Oresznika – zaznaczył Zełenski. Jak dodał, Kijów już wcześniej apelował o sankcje wobec firm odpowiedzialnych za dostawy kluczowych elementów, jednak jak dotąd nie widać realnych działań ze strony Zachodu.
Część analityków wojskowych wciąż twierdzi z kolei, że Oresznik to jedynie nowa wersja dawnego rosyjskiego RS-26 Rubież – bardziej broń psychologiczna niż rzeczywiste zagrożenie militarne. Jednak sam fakt, że Moskwa i Mińsk prowadzą grę informacyjną wokół tej rakiety, świadczy o chęci wywarcia presji na sąsiednie kraje i NATO.
