Z konferencji prasowej wiemy jedno – Zełenski nie zadeklarował wprost, że Ukraina zgadza się na przeprowadzenie ekshumacji pomordowanych Polaków na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej. Mamy do czynienia z kolejnym „przyjęciem do rozpatrzenia” – w tym przypadku 26 wniosków złożonych przez polski Instytut Pamięci Narodowej od 2016 roku. Dziewięć lat oczekiwania to chyba już wystarczająco dużo, by nie dać się już zbywać półśrodkami.

W świetle takiej postawy ukraińskiego prezydenta trudno nie zauważyć pewnej hipokryzji. Zełenski na forum międzynarodowym niezmiennie apeluje o solidarność, empatię, wsparcie dla ofiar wojny, przywiązanie do pamięci i prawdy. Ale czy te wartości nie powinny być uniwersalne? Czy ofiary rzezi wołyńskiej nie zasługują na pochówek tylko dlatego, że nie mieszczą się w dzisiejszej narracji historycznej Ukrainy?

Wiele osób w Polsce ma coraz bardziej dość tej „makabrycznej zabawy” – jak określił to jeden z komentujących w mediach społecznościowych. I trudno się dziwić: cierpliwość ma swoje granice.

Prezydent Nawrocki nie powinien pozwolić, by temat został po raz kolejny zamieciony pod dywan. Jeśli Ukraina oczekuje prawdziwego partnerstwa, musi także nauczyć się odpowiadać na trudne pytania i szanować uczucia tych, których przodkowie zostali bestialsko zamordowani, tylko dlatego, że byli Polakami.

Polska nie domaga się odwetu ani upokorzenia Ukrainy. Domaga się prawdy i prawa do godnego pochówku dla własnych obywateli. Czy to naprawdę zbyt wiele? Jeśli tak, to może rzeczywiście nastaje pora zrewidowania zasad tej przyjaźni.