Kościół katolicki w Niemczech przysparza problemów katolikom od wielu lat. Co najmniej od czasów II Soboru Watykańskiego, traktowanego tu raczej jak umowna granica, jest rozsadnikiem teologicznych rewolucji. Największe „gwiazdy” ruchu progresywnego narodziły się właśnie w niemieckiej przestrzeni. To choćby nieżyjący już Karl Rahner czy Hans Küng, ale także wciąż jeszcze działający Eugen Drewermann albo Walter Kasper.
W 2019 roku Niemcy postanowili swoją oryginalną teologię przekuć w czyn. Ówczesne kierownictwo kościelne podjęło decyzję o rozpoczęciu procesu instytucjonalnej zmiany, który nazwano Drogą Synodalną (Der Synodale Weg). Od samego początku proces ten miał dwa motory. Pierwszym był z oczywistych względów niemiecki Episkopat, kierowany przez takich biskupów, jak wyraziście progresywni Reinhard Marx czy Georg Bätzing. Drugi stanowiła świecka organizacja, która od wielu dekad w pewnej mierze współrządzi niemieckim Kościołem – Centralny Komitet Niemieckich Katolików.
Na Drodze Synodalnej postawiono wiele reformistycznych postulatów i przegłosowano mnóstwo rozmaitych dokumentów. Jedne dało się wdrożyć w życie od razu, inne wysłano do Watykanu z prośbą o akceptację albo o rozpatrzenie jako opcji dla całego Kościoła. To przypadek pomysłu wprowadzenia sakramentalnego diakonatu kobiet jako pierwszego etapu drogi do kapłaństwa kobiet. Niemcy chcieliby to zrobić, ale sami nie mogą, potrzebują Stolicy Apostolskiej.
Nieco inaczej jest z Konferencją Synodalną, o której pisałem na wstępie. To nowe gremium decyzyjne, które rozpocznie swoje prace już w listopadzie 2026 roku.
Konferencja Synodalna jest czymś zupełnie nowatorskim. Zasiadają w niej zarówno biskupi, jak i świeccy. Biskupów jest 27, tyle, co niemieckich diecezji. Świeckich – również 27, dla parytetu, wybranych przez Centralny Komitet Niemieckich Katolików. Do tego dochodzi jeszcze trzecia „dwudziestka siódemka”, ludzi wybranych zarówno przez Episkopat jak i przez Komitet, duchownych lub świeckich.
Ambicje Konferencji Synodalne są duże. Chce rządzić – i rządzić będzie. Taka jest wola Centralnego Komitetu, taka jest wola niemieckiego Episkopatu. Biskupi za Odrą już dawno doszli do wniosku, że jednym z elementów uwiarygodnienia oraz uwspółcześnienia Kościoła musi być jego swoiste zbliżenie do świata demokracji. Wyłączna władza grupy biskupów wydaje im się z tym modelem niekompatybilna. Stąd pragnienie włączenia do struktur decyzyjnych ludzi świeckich. Świeccy, jako aktywiści kościelni zrzeszeni w Komitecie, zdecydowanie to popierają. Wszystko to spotyka się właśnie w Konferencji Synodalnej – czołowym postulacie procesu Drogi Synodalnej.
Konferencja od strony formalnej… nic nie może. Zgodnie z powszechnym prawem Kościoła władza w diecezjach należy do biskupów, a nie do jakichkolwiek ciał czy kolegiów. Kiedy Konferencja Synodalna wystartuje, nie będzie zatem niczym innym, jak tylko gremium „doradczym”. Diabeł jednak, jak mówią, tkwi w szczegółach. Niemieccy biskupi deklarują, że będą traktować „doradcze” postanowienia Konferencji Synodalnej „bardzo poważnie” – innymi słowy, po prostu implementować je bez żadnych zmian. Formalnie Konferencja Synodalna zatem tylko doradza, ale biskupi oraz świeccy z Komitetu umawiają się w ramach „gentlemen’s agreement”, że chodzi jednak o sprawowanie realnej władzy.
Wilk syty i owca cała, ktoś powie. Powszechne prawo Kościoła nie ucierpiało, apostolska struktura władzy w Kościele zostaje zabezpieczona – a demokratyzacja jednak się dokonuje…
Stolica Apostolska długo borykała się z planami Niemców. Odbywały się rozmowy, dyskusje, debaty. Wreszcie Watykan zaakceptował te plany, odpowiednio zmienione, tak, by nie naruszać kościelnego prawa. Z efektu Niemcy są dosyć zadowoleni. Tylko trzech biskupów o bardziej konserwatywnym nastawieniu uważa, że to idzie za daleko. Reszta chce brać w przedsięwzięciu udział.
Jak to się skończy? Cóż, niemiecki Kościół znajduje się w dość trudnej sytuacji. Szybko traci wiernych, pomimo swojego bogactwa ma problemy z płynnością finansową, jest w dość żenujący sposób zblatowany z mainstreamem politycznym… Nie sądzę zatem, by Konferencja Synodalna w jakikolwiek sposób mu zaszkodziła – trudno sprawy jeszcze pogorszyć. Niemiecki model może być jednak promowany w Europie jako docelowy i właściwy także dla innych Kościołów lokalnych – na przykład w Polsce. Ciekawe zatem, czy niemiecka Konferencja Synodalna pozostaje tylko niemiecka, czy też raczej będzie przekształcać się we wzór chętnie przyjmowany przez różne kraje.
Wątpię, żeby polscy biskupi chcieli dzielić się władzą z jakimś „Komitetem Świeckich Katolików”. Kto wie jednak, co przyniesie przyszłość. Profil ideowy polskiej hierarchii przecież też się zmienia…
Paweł Chmielewski
Autor jest publicystą portalu PCh24.pl
