Tomasz Wandas, Fronda.pl: Co sądzi Pan o nowej szefowej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen? Jakie było jej dotychczasowe zdanie o sytuacji politycznej w Polsce, odkąd rządzi u nas Zjednoczona Prawica?

Ryszard Czarnecki, poseł do Parlamentu Europejskiego: Pani Von der Leyen jako minister obrony narodowej Niemiec była zwolennikiem (co jest bardzo ważne) bliskiej współpracy euroatlantyckiej i realnego sojuszu z USA - to z pewnością różni ją od Fransa Timmermansa, który był zakładnikiem pewnych lewicowych, antyamerykańskich obsesji. Ponadto, jako niemiecki polityk, jest niesłychanie pragmatyczna. Doskonale wie, że teraz musi starać się o bliską i dobrą relację z Polską, ponieważ jest to w jej osobistym interesie. 

To znaczy?

Pani Ursula von der Leyen wygrała wybory na przewodniczącą Komisji Europejskiej dziewięcioma głosami, doskonale wie, że fakt, iż jest dzisiaj szefową KE miał miejsce dzięki dwudziestu sześciu głosom europosłów Prawa i Sprawiedliwości. Tuż przed jej wyborem na nową szefową KE w jednej z bardziej znanych brytyjskich gazet, ukazał się artykuł autorstwa Niemca, z którego można było się dowiedzieć, jakim nieszczęściem będzie, gdy o wyborze Von der Leyen zdecydują głosy prawicy - i tak się stało. 

Jak zatem wyglądało to głosowanie? 

Przeciwko Von der Leyen głosowali nie tylko wszyscy „zieloni” i wszyscy komuniści, ale też część liberałów i aż siedem delegacji narodowych w grupie socjalistycznej. Warto zwrócić uwagę, że europosłowie aż trzech niemieckich partii (w tym delegacja niemiecka, koalicjant CDU czyli SPD w ramach czarno-czerwonego rządu w Berlinie) głosowało przeciwko własnej rodaczce. 

O czym to świadczy?

W tej sytuacji nie dziwi fakt dwóch rozmów (oficjalnej oraz nieoficjalnej, tej w cztery oczy) z premierem Morawieckim w Warszawie. Na co warto zwrócić uwagę, temat praworządności w Polsce (który była wcześniej tak ważny dla Komisji Europejskiej) już się nie pojawił. 

Dlaczego? 

Skoro w jej interesie jest dobra współpraca z polskim rządem, mającym silny, demokratyczny mandat, należy się spodziewać zdecydowanie lepszych relacji między Polską a Komisją Europejską niż wtedy, kiedy Juncker ogłosił, że nie będzie już kandydował na szefa komisji i w zasadzie ustępował we wszystkim kandydatowi na szefa KE, czyli Fransowi Timmermansowi. Ten zły czas dla Polski już minął. 

Wiedząc, że w dyplomacji na wysokim szczeblu rzadko zdarzają się przypadki, dopytam, o czym świadczy fakt, że Ursula von der Leyen, tuż po wizycie we Francji odwiedza Polskę? Rozumiem, że wynika to z faktu, że docenia ona to, iż głosy polskich europosłów przyczyniły się do tego, że została ona szefową Komisji Europejskiej, ale czy to wszystko?

Niewątpliwie fakt, iż Polska jest na jej europejskiej trasie zaraz po Francji, jest to docenienie znaczenia naszego kraju, to uznanie, że może i czasem Polska będzie różnić się z Brukselą, ale Polski nie można ominąć. Jeżeli Unia Europejska ma być stabilna, jeżeli projekt europejski ma się rozwijać, a nie zwijać, to Polska jest tu konieczna. Pragmatyczna Niemka, Ursula von der Leyen o tym wie, w związku z tym,  jeżeli nawet nie jest entuzjastką prezesa Kaczyńskiego czy premiera Morawieckiego, zdaje sobie sprawę, że jeśli chce sprawnie rządzić Komisją Europejską, nie mieć kłopotów i być może powalczyć o reelekcję, to ewidentnie musi blisko współpracować z rządem w Warszawie. Jej wizyta w Polsce, tuż po Francji, jest pierwszym krokiem w tym kierunku. 

Jakie wnioski możemy wyciągnąć po jej spotkaniu z premierem Morawieckim? Na co szczególnie powinniśmy zwrócić uwagę? Czego nie powinniśmy przeoczyć? 

Choć ani Ursula von der Leyen ani premier Morawiecki tego nie powiedzą, było to spotkanie dwóch polityków, z dwóch krajów, z których jeden jest liderem Unii, a drugi jest liderem „nowej Unii”, a więc tych trzynastu krajów, które w ostatnim piętnastoleciu weszły do Unii Europejskiej. Są takie tezy, że bez współpracy tych dwóch liderów Unii i „nowej Unii”, Unia Europejska znajdzie się na równi pochyłej. Myślę, że Ursula von der Leyen to wie, chce uniknąć równi pochyłej i dlatego jest otwarta na dobrą współpracę w Polską i co więcej, z racji, że jest politykiem pragmatycznym, otwarta jest też na propozycje premiera Morawieckiego związane z uszczelnianiem „dziur” VAT-owskich, które kiedyś w Polsce były wielkie, dziś są znacznie mniejsze, ale też które są problemem wielu państw członkowskich Unii Europejskiej. Polska proponuje bardzo pragmatyczną koncepcję zasypania tej dziury budżetowej europejskiej wspólnoty.  

Początek naszych relacji wygląda dobrze, czy jest to zapowiedź, tego, że teraz będzie już tylko lepiej niż było za Timmermansa? Tylko jeśli tak, to co teraz zrobi nasza opozycja, do kogo będą się skarżyć na polski rząd? 

Patrząc przez pryzmat racjonalnych przesłanek, uważam, że te dobre relacje między Warszawą a Brukselą są w interesie Brukseli. Nie jest tak, że jest to przede wszystkim w naszym interesie, my o nic prosić nie musimy. Natomiast, prawdę mówiąc, mało mnie obchodzą problemy opozycji, których ta, zdaje się mieć teraz bardzo dużo. Zarówno ja, jak i moi koledzy i koleżanki z Prawa i Sprawiedliwości myślimy o Polsce, o tym jak wzmocnić jej pozycję w wymiarze wewnętrznym i zewnętrznym, a nie o tym jak dogodzić opozycji. 

Złośliwi mówią, że po raz pierwszy w Parlamencie Europejskim nikt z polskich posłów poza byłą premier Kopacz nie dostał znaczącej funkcji, czy faktycznie tak jest? Jeśli tak, to dlaczego? A jeśli nie, to skąd ta narracja? 

To kompletna bzdura, pani poseł Kopacz jest jedną z czternastu wiceprzewodniczących europarlamentu, a nasz przedstawiciel - pan prof. Karol Karski jest jednym z pięciu kwestorów, co więcej uzyskał on tę funkcję jednogłośnie, poprzez aklamację, co świadczy nie tylko o jego osobistej pozycji, ale też pozycji Prawa i Sprawiedliwości. Zwracam też uwagę na fakt (o którym w Polsce się nie mówi, co zdumiewa), że Prawo i Sprawiedliwość w Parlamencie Europejskim ma trzech wiceprzewodniczących komisji, a Platforma ma ich tylko dwoje. To pokazuje, że autorzy narracji, którą pan przytoczył są nieprofesjonalni i nie wiedzą jaka jest rzeczywistość, albo kłamią jak najęci. 

Minister Krzysztof Szczerski został kandydatem na komisarza Unii Europejskiej. Jakie ma szanse by objąć to stanowisko? Jeśli by mu się udało, to co by to znaczyło dla Polski?

Gratuluję nominacji Krzysztofowi, który jest politykiem o dużym narodowym doświadczeniu. Warto przypomnieć przy tej okazji fakt, że pracował on już w instytucji unijnej, w Parlamencie Europejskim, był szefem struktury, która zajmowała się planowaniem w większej grupie europejskich konserwatystów i reformatorów. Ponadto, był też ministrem odpowiedzialnym za sprawy międzynarodowe w Kancelarii Prezydenta, ma wiele zagranicznych kontaktów i jestem przekonany, że byłby świetnym komisarzem w przeciwieństwie do naszego poprzedniego komisarza pani Elżbiety Bieńkowskiej. Pytanie jakie pozostaje, to jaką otrzyma tekę, myślę, że Polska powinna starać się o to, by otrzymał tekę gospodarczą, typu rynek wewnętrzny, przemysł, przedsiębiorstwa, rolnictwo, bo to jest z punktu widzenia interesu polskiego najważniejsze. 

Dziękuję za rozmowę.