"U nas zwykle wizyta trwa 15 minut, tam 1,5 godziny – opowiada Tomasz Bratoń dziennikowi "Fakt". To nie jedyny minus polskiej rzeczywistości medycznej. Leczenie poważnych chorób czy pomoc osobą niepełnosprawnym okazuje się w Polsce możliwe tylko dla bogatych. W Niemczech każdy ma prawo do takich samych świadczeń lekarskich jak każdy. "W Polsce do specjalistycznego wózka inwalidzkiego za 15 tys. zł NFZ dokłada ok. 1,5 tys. zł, w Niemczech państwo pokrywa 80 procent kosztów. – Tu od trzech lat mamy pod górkę – mówi Beata Jarosz" - pisze Fakt.

Walcząc o zdrowie i życie dla swojego dziecka państwo Jarosz zdecydowali się wyjechać z Polski do Niemiec. Ojciec dostał pracę, ubezpieczenie i okazało się, że niemiecka opieka medyczna normalnie funkcjonuje w porównaniu z polską: "Już po pierwszej wizycie lekarze (niemieccy - aut) zaproponowali inne rozwiązania niż u nas, nie mówiąc o tym, że nigdzie nas nie odsyłali. W Polsce ciągle musiałem zwalniać się z pracy, żeby coś załatwić. Jechaliśmy z małą do lekarza do Polanicy to odsyłali nas do Wrocławia. Stamtąd medycy kierowali nas do Krakowa i tak w kółko – mówi pani Jarosz.

Widać, że pan minister Arłukowicz nie potrafi totalnie zarządzać ministerstwem zdrowia. Dla niego ważniejsze jest promowanie np. in vitro (i płacenie za nie z naszych datków) niż reforma najważniejszego ministerstwa w Polsce. Ludzie będą opuszczać nasz kraj nie tylko za pracą, ale również by ratować życie swoich bliskich. A to jest największą porażką rządu polskiego.

 

sm/Fakt