1cz. wywiadu LINK

Luiza Dołęgowska, fronda.pl: Kościół potępia genderyzm jako atak na rodzinę, macierzyństwo, wierność. Wydaje się, że w Polsce, kraju katolickim nurt gender nie ma szans się rozwijać.  

Prof. dr hab. Aleksander Nalaskowski: Myślę, że przy tak konserwatywnym nastawieniu społeczeństwa, jednak tak silnie związanym z religią to mało realne. Ktoś tam mówi, że Polacy są ''religijni'', bo tylko 40 proc. chodzi do kościoła, księża to policzyli, i ta religijność wcale nie jest taka, jak to podkreślamy. Jeśli przyjmiemy ten wskaźnik chodzenia do kościoła i odejmiemy od całej populacji ludzi, którzy są pospolicie leniwi i nie chodzą do kościoła nie dlatego, że nie lubią Pana Boga, ale również z tego samego powodu, dla którego nie ruszą się z kanapy i nie pójdą do teatru, do kina czy na mecz żużlowy - bo im się nie chce - to nie znaczy, że ktoś, kto nie poszedł na mecz żużlowy nie lubi żużla.

Jeśli odejmiemy od tego tę całą populację leniwych, to wynik nie będzie taki zły, a poza tym - należy przyjąć inny wskaźnik. Już kiedyś ten wskaźnik proponowałem w moim felietonie, mianowicie: ilu ludzi odważy się nie ochrzcić dziecka? A ilu ludzi zdecyduje się i na łożu śmierci powie 'nie chcę księdza'? Jaki odsetek to będzie - 1 lub 2, a może 3 procent?

Mały odsetek. Czy dopiero w obliczu śmierci chcemy się zabezpieczyć?

No właśnie. Liczmy według tego. Człowiek w sytuacji ostatecznej szuka Boga. A więc w jego istnienie wierzy! I nie ma dyskusji, więc nie liczmy tych, którzy z różnych powodów chodzą lub nie chodzą do kościoła. Mnie  żaden ksiądz nie przeszkadza w kościele, w związku z tym bardzo chętnie chodzę do każdego kościoła, ale trudno do profesora głosić kazania. Zresztą nasz proboszcz ma wyjątkowo mądre kazania i wiele się na nich uczę. Ma nawet i takie kazania, jakbym ja sam je pisał.

Tym bardziej miło słuchać.

W tym społeczeństwie, które chce wejść do życia przez bramę Kościoła i odejść z życia przez bramę Kościoła, tak naprawdę ta moda nie miała szans zakiełkować. Myśmy wiele rzeczy z Europy przyjęli, zaraz nasamprzód 20-letnie zjeżdżone samochody, potem z Europy przejęliśmy ,,Playboya'', ,,Hustlera'' i coś jeszcze, potem przyjęliśmy z Europy różne głupie mody… Ale też z Europy przyjęliśmy niezwykle dobry internet, telefony komórkowe, które są absolutnie użyteczne i genialne, bo nareszcie mamy kontakt z małżonką, z bliskimi czy z kimkolwiek chcę - również z panią.

Przyjęliśmy z Europy laptopy, których nie byliśmy w stanie wówczas sami wyprodukować i do dziś właściwie nie ma polskich aut, bo wszyscy prawie jeździmy zagranicznymi. Ta Europa nie jest do końca taka zła i głupia; w Europie też są ludzi wierzący, którzy chodzą do spowiedzi, choć tych jest coraz mniej. Są tam ludzie bardzo pracowici, bardzo przyzwoici, którzy nie kradną i nie krzywdzą itd., i nie tylko z powodu poprawności politycznej. I nam się wydaje, że przyjęliśmy gender ale to jest moda, że za tym nic nie stoi i że tak naprawdę pedalstwo jest wredne.

Wystarczy przeczytać definicję u Boczkowskiego. U nas znani są Lew Starowicz i Michalina Wisłocka, a naprawdę wybitnym seksuologiem, doskonałym specjalistą był prof. Krzysztof Boczkowski - uczeń Bilikiewicza, wybitna postać, o której się nie słyszy, bo to był uczony, a nie publicysta. On napisał, że homoseksualizm charakteryzuje - proszę uważać - ''obcowanie płciowe w kiszce stolcowej'' - i to leczy z umiłowania do homoseksualizmu.

Ujął tę kwestię dosłownie.

Prawda? Bardzo obrazowo, i zaraz się odechciewa. I to jest naukowe! Nie sposób coś temu zarzucić, bo tu nie ma żadnego wulgaryzmu, to jest nauka.

Na pewno nie zaczerpnął nic ze słownika wyrazów obraźliwych.

Nie da się genderyzmu oddzielić od homoseksualizmu, od tej propagandy homoseksualnej, która się na tym ''wiezie''. Tak jak nie da się obecnych sukcesów finansowych Polski oddzielić od hasła, zupełnie genialnego hasła pani Beaty Szydło ''wystarczy nie kraść''. To hasło mówi wszystko: nie kradnijcie, a będziecie mieli.

I teraz druga sprawa: co się dzieje na uczelniach. Tam była to zwykle propaganda, to było przypisane często do jednego człowieka - ten odsetek osób zajmujących się nauczaniem genderyzmu, różnie pojmowanym, bo w przypadku uczelni nie jest to aż tak jednoznaczne. On gromadzi na wykładach, czy w formie fakultetów tych, którzy są tym zainteresowani. Oni i tak by się tym interesowali i stanowią pewną grupę, którą trudno byłoby mi określić i ostro wyznaczyć. W każdym razie nie jest to żaden przedmiot kanoniczny, ani rozstrzygający o kształcie studiów; bardzo często występuje w formie fakultatywnej czy też bywa ukryty, np. jako ''edukacja równościowa''. Byłem na takim wykładzie zobaczyć, o co chodzi - i kobieta żaliła się tam, że na wszystkich obrazkach dla dzieci dziewczynki są mniejsze niż chłopcy.

Ojej, to straszne!

A w życiu jest inaczej?

Nie, więc dziwię się, że ona się dziwiła.

No więc właśnie, a ona pastwiła się nad tymi rysunkami, że dziewczynki wykonują tradycyjne zawody - pielęgniarskie itd., a mężczyźni męskie - w górnictwie itp. Wiec powiedziałem - proszę bardzo: kobiety do górnictwa!  Idąc dalej w tym kierunku powiem tak: Anita Włodarczyk nie miałaby w ogóle szans startować z chłopami. A stratuje ze względu na to, że zna swoją płeć, a po drugie - rzuca o ponad 3 kg lżejszym młotem. Młot męski waży 7,25 kg a kobiecy 4 kg. I dlaczego w takim razie kobiety skaczą wzwyż niżej niż mężczyźni, dlaczego jest podział we wszystkich dyscyplinach sportowych, z wyjątkiem jednej, mojej umiłowanej - jeździectwa? Dlaczego w innych jest podział na płeć?

Zgodnie z ideologią gender powinno się wobec tego zrównać wszystkie wymagania odnośnie wyników sportowych?

Tak, i wtedy byłoby równo.

Więc dlaczego genderyści nie zgłaszają takiego postulatu na olimpiadach?

No właśnie nie wiem.

Czyli genderyzm jest podnoszony wtedy, kiedy może być dla pewnych celów wygodny, a jeśli nie da się go nijak uzasadnić, wtedy się o nim milczy?

Na uniwersytecie jest wygodny wtedy, kiedy ktoś ma o nim mówić, ale najczęściej  jest niewiele osób, które o nim mówią; w pedagogice jest to niewielka część zawodowych wykładowców. Wybitny, kryształowy człowiek, już nieżyjący od 50. lat, jeden z ojców współczesnej polskiej pedagogiki, Kazimierz Sośnicki, napisał w swojej książce rozdział o pedagogice socjalistycznej. Wszyscy się dziwili: jak to, wychowanek szkoły lwowsko-warszawskiej, ta sama grupa studentów co Czyżowski, Tatarkiewicz, Kotarbiński czy Banach w matematyce - Sośnicki to był ich kumpel. Więc jak to możliwe? A on pisał o pedagogice socjalistycznej jako o obiekcie swoich badań, on jej nie chwalił, więc należy odróżnić rybę od ichtiologa. Więc jeżeli pedagog może zająć się genderem, to może się nim zajmować obiektywnie i powiedzieć to, co ja pani właśnie dziś powiedziałem.

Wszystko można badać i niekoniecznie być apologetą danej dziedziny.

Mało tego - nauka nie może być apologią czegokolwiek, bo apologia wiązałaby się z pewnym nieuczciwym traktowaniem konkurencyjnych idei, a istotą nauki jest dochodzenie prawdy.

Nie mają prawa, nie mogą mieć dostępu do moich wykładów jakiekolwiek funkcje ocenne, pod jednym warunkiem: że nie głosisz zła, że nie stawiasz zła na równi z dobrem. Jeśli pedagogia socjalistyczna wprowadziła punkty za pochodzenie robotniczo-chłopskie dla kandydatów na studia, bo były wynikiem ideologii, to nie stawiasz ich na równi z komorami gazowymi - bo też były wynikiem ideologii. I tu jest granica, wobec której żaden uczony nie może być obojętny.

Czyli nie można mówić, że gender jest dobre, bo otwiera horyzonty - nie. Owszem, istnieje coś takiego i trzeba pokazać jego realny przebieg. Radzę dla zdrowego rozsądku uczynić z tego 'plastelinowego boksera', przyjąć postawę ośmieszającą. To się w szkołach nie przyjęło, nauczyciele się zrazili, rodzice się nie zgadzali. Były często nagłaśnianie jakieś Pontony czy Kondomy, czy inne grupy, które próbowały szkolić w tym zakresie. Generalnie: trzeba chronić szkołę przed ludźmi, którzy nie są do tego przygotowani.

Jednak pojawia się taki problem, że ten genderyzm przemyka się przez szparę w drzwiach do sal wykładowych.

Na uczelniach jest to pewna moda, a generalnie: uczelnie są lewackie, jest wiele takich uczelni.  Np. nie dopuszczono do wystąpienia Amerykanki, kobiety, która mówiła o tym, że jest dzieckiem z gwałtu. To raczej nie wynikało z przekonań rektorów, ale bardziej z politycznej poprawności, ale nie sądzę - choć nie mam żadnych danych i mówię ze swojej obserwacji, żeby ktokolwiek traktował to poważnie, jako naukę.

Czyli jak traktować próby indoktrynowania genderyzmem? Jako przypadek dziwactwa, coś poza normą?

Jako kuriozum. To się zdarza, czasami urodzi się komuś dwugłowe dziecko.

Jeśli  jednak widzimy, że gender próbuje się przebić, dojść do głosu, być nauką - jak to zjawisko traktować?

Nie wpuszczać, bo to nie jest nauka! Dzieci mają się spotykać z prawdami naukowymi, po to są w szkołach mikroskopy czy na chemii - probówki. Dzieci mają poznawać prawdę, prawdę o literaturze, jeśli polonista jest dobrze przygotowany po studiach, to powie prawdę o Mickiewiczu, czy intelektualizmie w poezji Herberta, emocjach w poezji Tetmajera albo o patriotyzmie w pracach Wyspiańskiego. I to jest prawda. Natomiast w przypadku gender - nie ma po co dzieci z tym spotykać, bo to nie jest żadna nauka. Choć nigdy nie wiadomo, kiedy będzie groźny, bo ja nie umiem przewidzieć, jakie rogi mogą z niego wyjść. Ale na razie, dla mnie, po pewnym przerażeniu, gender okazał się być odpowiedzią na modę i w tej chwili jest czymś w kategorii wesołego miasteczka.   

Dziękuję za rozmowę