Z dość niecodzienną sytuacją przyszło się zmierzyć lekarzom brytyjskiej placówki Gloucestershire Royal Hospital. Jeden z pacjentów bowiem w domowym zaciszu zbyt mocno zaangażował się w wyścig zbrojeń i zgłosił się na wspomniany oddział ratunkowy z pociskiem armatnim umiejscowionym między pośladkami.

Zanim personel medyczny zdołał uwolnić człowieka-armatę ze sporej wielkości przeciwpancernego naboju artyleryjskiego z okresu II wojny światowej, musiał najpierw wezwać na pomoc saperów, którzy zabezpieczyli izbę przyjęć przed ewentualną detonacją, a następnie zbadali pocisk.

Będący kolekcjonerem broni pacjent, tłumaczył obecność w swej tylnej części ciała nieco przerośniętego czopka faktem wyeksponowania posiadanych przez siebie militarnych zasobów na podłodze, a następnie nieszczęśliwym poślizgnięciem się i upadkiem na wspomniany pocisk, który miał się w ten sposób niefortunnie znaleźć tam, gdzie się znalazł. Wszystko to oczywiście przypomina nieco kultową scenę z komedii Barei, w której bohater dzwoniąc na pogotowie tłumaczy, że kolega, którego wcześniej pozbawił życia miał wypadek, bo „tak nieszczęśliwie szedł, że wbił sobie nóż w plecy przy obiedzie”.

W przypadkową, poślizgową implementację artyleryjskiego naboju w naszego człowieka-armatę absolutnie nie wierzy cytowana przez angielski The Sun lekarka Carol Cooper, która przekonuje: „Asortyment przedmiotów wpychanych sobie przez ludzi do odbytu jest niesamowity, od kieliszków do wina po butelki ketchupu i elementy odkurzaczy. To w życiu pracowników pogotowia ratunkowego codzienność. Nigdy jednak nie słyszałam, by z podobnego powodu wezwano oddział saperów”. Cóż, jeśli ktoś miał jeszcze jakiekolwiek resztki wątpliwości co do spektakularnego pikowania naszej cywilizacji, chyba właśnie się ich wyzbył.

 

ren/The Sun