Fragment książki Tadeusza M. Płużańskiego, Bestie. Mordercy Polaków, Wydawca 3S MEDIA, Seria: Biblioteka Wolności – Historia

 

Wedle historyków agentem, przez którego wpadła grupa „Witolda”, był Leszek Kuchciński. Przed wojną członek Obozu Narodowo-Radykalnego, po 1939 r. Tajnej Armii Polskiej, która weszła potem w skład Armii Krajowej. W TAP działał razem z Tadeuszem Płużańskim. Spotkali się ponownie w 1947 r. i Kuchciński zamieszkał u Płużańskiego, który był kurierem Pileckiego do II Korpusu gen. Andersa we Włoszech. Kuchciński od końca 1945 r. pełnił funkcję szefa Oddziału Bezpieczeństwa i Służb Politycznych wywiadu Obszaru Centralnego WiN.

 

POSZEDŁ DO PIACHU

 

Historyk Wiesław Jan Wysocki w książce „Rotmistrz Pilecki” (wyd. 1994 r.) pisze, że agent Kuchciński rozpracowywał grupę „Witolda” przez kilka miesięcy. „Dzięki jego informacjom funkcjonariusze MBP mieli ułatwione zadanie podczas śledztwa”.


Bezkrytycznie powtarza to krewniak rotmistrza, Krzysztof Pilecki („Był sens walki i sens śmierci”, wyd. 1998 r.): „W przypadku Witolda Pileckiego i jego bliskich współpracowników siły bezpieczeństwa zastosowały jeden z wypróbowanych sposobów, wprowadzając do organizacji „WiN” swego agenta Leszka Kuchcińskiego”.

/

 

Wysocki: „Rola Kuchcińskiego ujawniła się w pierwszej fazie śledztwa, ale nikt z uwięzionych nie był z nim bezpośrednio skonfrontowany [brak informacji o aresztowaniu Kuchcińskiego w związku ze sprawą „Witolda” – TMP], później zaś jego wpływ na zeznania był zdecydowanie mniejszy i Kuchciński znikł z pola widzenia”.


Historyk Adam Cyra, w książce „Ochotnik do Auschwitz. Witold Pilecki 1901-1948” (wyd. 2000 r.), przytaczając akta sprawy pisze, że „zagrożony aresztowaniem Leszek Kuchciński zamierzał opuścić Polskę. (...) Jego los jest nieznany”. Można się tylko domyślać, że został skrytobójczo zamordowany przez „nieznanych sprawców”. Obrończyni Tadeusza Płużańskiego, Alicja Pintarowa, na pytanie o los Kuchcińskiego, odpowiedziała, że „poszedł do piachu”.


Wysocki: „Oprócz ewidentnie agenturalnej działalności Leszka Kuchcińskiego, która spowodowała aresztowania [Wysocki powtarza to w wydanym w ub. r. przez IPN zbiorze publikacji pt. „Przestępstwa sędziów i prokuratorów w Polsce lat 1944-1956” – TMP], istnieją wyraźne poszlaki dotyczące innych sposobów penetracji siatki „Witolda” przez bezpiekę. Wydaje się, że wokół rotmistrza zaciskały się trzy niezależne pętle aparatu terroru i prędzej czy później doszłoby do wsypy”.

 

MISJA WALLENRODA

 

„Pewne nie udokumentowane podejrzenia wskazują również Wacława Alchimowicza. Bardziej prawdopodobne jest, iż ten ostatni sam padł ofi arą prowokacji” – czytamy dalej w książce Wysockiego.


Kim był Wacław Alchimowicz? Z grupą Pileckiego nawiązał kontakt przez Kuchcińskiego, który był jego kolegą gimnazjalnym. Przed wojną też należał do ONR. W 1947 r. pełnił funkcję naczelnika III Wydziału V Departamentu MBP.


Wysocki: „Kuchciński – mówiąc językiem oskarżenia – zwerbował w styczniu 1947 r. Alchimowicza do siatki szpiegowskiej WiN. Była to ewidentna prowokacja [miała na celu zniszczenie organizacji i samego Pileckiego – TMP]. Kuchciński zwierzył się dawnemu koledze, że zerwał z działalnością konspiracyjną. Podjął pracę w MBP, ujawniając swoje związki z podziemiem winowskim. Przekonał Alchimowicza, że powinien postąpić podobnie, choć wszystko wskazuje na to, iż ten ostatni wstąpił do MBP z misją Wallenroda. Oferta Kuchcińskiego stała się dla Alchimowicza pułapką; po referendum [3 razy tak – TMP] zaczął dostarczać informacji dla podziemia, nie wiedząc, że jest ono inwigilowane, jednym zaś z konfi dentów jest jego przyjaciel”. Wysocki co prawda ma wątpliwości, ale ich nie rozwija, zadowalając się stwierdzeniem: „Możliwe, iż także Alchimowicz grał wyznaczoną rolę”.


Wiele wskazuje na to ostatnie, że agent Alchimowicz wrobił niewinnego Kuchcińskiego. Jeśli ktoś z tej dwójki był Wallenrodem to raczej nieświadomy prowokacji Kuchciński.

 

Z akt sprawy wynika, że Alchimowicz, pracując w MBP, był cennym informatorem dla grupy Pileckiego. Przekazywał informacje m. in. o sfałszowanym referendum, planach wprowadzenia masowego terroru – również podczas wyborów, o strukturze MBP, roli „doradców” sowieckich, o tym, że większość funkcjonariuszy to „kryminaliści” i „analfabeci”, o metodach rozpracowania WiN, NSZ, prawdziwych celach amnestii (lepsze rozpracowanie niepodległościowego podziemia). Alchimowicz opracowywał również listę agentów MBP w PPS i kierowniczych postaci w Wydziale Śledczym MBP, odpowiedzialnych za zwalczanie polskich patriotów (wymieniał przede wszystkim Józefa Czaplickiego, Józefa Różańskiego i Julię Brystygierową).

 

RAPORT BRZESZCZOTA

 

Likwidację czołowych funkcjonariuszy bezpieki przewidywał tzw. raport Brzeszczota (jeden z pseudonimów Kuchcińskiego, za jego pośrednictwem raport trafi ł do Pileckiego, autorem był najprawdopodobniej Alchimowicz, a na pewno od niego pochodziły informacje): „Ich usunięcie zahamuje akcję terroru, a częściowo ją uniemożliwi – ludzie ci są bowiem niezastąpieni. Trzeba liczyć się z psychiką azjatów, którzy będą bezradni, gdy zabraknie im „głowy”, a zostaną tylko ręce”. Do likwidacji miano użyć broni, którą „Witold” ukrył po Powstaniu Warszawskim, kiedy walczył w Batalionie Chrobry II. Jeden z członków grupy Pileckiego – Makary Sieradzki twierdził nawet, że planowano zamach na Bieruta (gdyby tak rzeczywiście było, wspomnianoby o tym w akcie oskarżenia).

/

 

Adam Cyra: „Raport „Brzeszczota” został przekazany do II Korpusu (...). Odpowiedzi na ów raport jednak nie otrzymano, natomiast Pilecki nie zamierzał przeprowadzić żadnej akcji terrorystycznej, a nawet nie miał środków na jej realizację. Znamienna w tej sprawie jest wypowiedź Pileckiego z listu, jaki napisał w więzieniu na Mokotowie do Różańskiego: „po przeżyciach w Oświęcimiu nie umiałbym nikogo zamordować””.


Raport Brzeszczota był zatem prowokacją. Wykorzystano go potem przeciwko Pileckiemu i towarzyszom w trakcie śledztwa i procesu. Bezpieka nie oszczędziła również swojego pracownika i agenta Wacława Alchimowicza. Został aresztowany 5 maja 1947 r. i zatrzymany „do dyspozycji” Wydziału II Departamentu III MBP. Potem był przesłuchiwany przez jednego z najgorszych ludzi bezpieki – por. Józefa Duszę, ale – co znamienne – wyłączono go z procesu grupy „Witolda”. Był sądzony w „kiblowym” procesie przed Wojskowym Sądem Rejonowym w Warszawie 19 stycznia 1948 r. za „wejście w porozumienie z Kuchcińskim w przedmiocie zabójstwa płk Czaplickiego w formie gwałtownego zamachu przez członków nielegalnej organizacji WiN”. Otrzymał trzykrotną karę śmierci, a Bierut nie skorzystał z prawa łaski. Wyrok wykonano 11 lutego 1948 r. Wysocki pisze, że „zbyt wiele wiedział o „fi rmie”, w której pracował, a dając się wciągnąć w prowokację Kuchcińskiego, wydał na siebie wyrok”.

 

WYWIAD DLA NKGB

 

Adam Cyra powołuje się na opinię Wiesława Wysockiego w czasie wojny Wacław Alchimowicz był związany ze zbrojnym podziemiem. Wysocki pisze, że Alchimowicz miał stopień podporucznika rezerwy. Używał m. in. pseudonimu „Kazik”: „Zadziwiać musi fakt, iż z taką przeszłością dobrowolnie znalazł się (od 14 maja 1945 r.) w szeregach pracowników MBP (awansował do stopnia kapitana) i kierował w nim jedną z sekcji”.


Twierdzenie o związkach Alchimowicza ze zbrojnym podziemiem jest prawdziwe tylko częściowo, a jego przeszłość wyjaśnia sprawę rozpracowania grupy Pileckiego. Alchimowicz dowodził bowiem (czego z niezrozumiałych przyczyn wytrawni przecież historycy Wysocki i Cyra nie wiedzą) jednym z oddziałów partyzanckich na Nowogródczyźnie. Nie był to jednak oddział Armii Krajowej, czy innej niepodległościowej organizacji, ale polska jednostka pod dowództwem sowieckim.


Zygmunt Boradyn w książce „Niemen. Rzeka niezgody” (2000 r.) pisze o sytuacji na Nowogródczyźnie w latach 1943-44, że „agenci sowieccy znajdowali się zarówno w terenie, jak i w oddziałach akowskich. Jak wynika ze wspomnień Bojomira Tworzyańskiego, agentem był burmistrz i komendant placówki Wasiliszki Wacław Alchimowicz „Kazik””.


Na początku 1943 r. Alchimowicz uciekł do Brygady im. Leninowskiego Komsomołu, gdzie został dowódcą oddziału. Miał on charakter wywiadowczo-propagandowy i był komórką NKGB. Rok później (w marcu 1944 r.), decyzją Raduńskiego Podziemnego Komitetu Partyjnego, Alchimowicz został szefem Międzyrejonowego Komitetu Związku Patriotów Polskich. Członkowie oddziału Alchimowicza nadal pracowali na potrzeby wydziału specjalnego Brygady im. Leninowskiego Komsomołu. „Głównym jego zadaniem było prowadzenie wywiadu i propagandy w języku polskim przeciwko AK”. 29 czerwca 1944 r. grupa Alchimowicza licząca 22 osoby, została przekształcona w oddział partyzancki im. Wandy Wasilewskiej.


„Alchimowiczowcy” podawali się za niezależnie działającą strukturę ZPP, nosili mundury WP, co „wprowadziło w błąd wielu miejscowych Polaków, w tym i członków podziemia [na Alchimowicza dała się potem nabrać grupa Pileckiego – TMP]. Nawet por. Ponury nie od razu zorientował się w rzeczywistych zamiarach i celach grupy „Alchimowicza” i 21 kwietnia w Dejnarowszczyźnie spotkał się z jej członkami (...). Z tego spotkania Sowieci sporządzili szczegółowe sprawozdanie. Nie zawierało ono informacji o VII batalionie 77 pp AK, lecz przedstawiało poglądy por. Jana Piwnika na stosunek do partyzantki sowieckiej i Niemców”.

 

PRZYJACIELE PARTYZANCI

 

Według ustaleń Zygmunta Boradyna Wacław Alchimowicz oddał „ogromne usługi wywiadowi sowieckiemu (...). Dzięki jego pomocy została dokładnie rozpracowana kompania konspiracyjna Wasiliszki. Precyzja informacji uzyskanej przez Sowietów jest przerażająca”. Alchimowicz był np. autorem obszernej notatki służbowej zatytułowanej: „O organizacji białopolskiej na terenie Okręgu Lidzkiego (prawdopodobnie kwiecień-maj 1944 r.), która jest – jak pisze Boradyn – najlepszym ze znanych dokumentów wywiadu sowieckiego dotyczących konspiracji i oddziałów partyzanckich Armii Krajowej na Nowogródczyźnie”. W „Notatce” przedstawił historię powstania Okręgu Nowogródzkiego AK, podał pseudonimy i nazwiska członków Komendy Okręgu i żołnierzy czterech batalionów 77 pp AK. Informował o stosunkach AK-Niemcy, uzbrojeniu jednostek polskich, organizacji dywersyjno-wywiadowczej „Wachlarz”.

/

 

W końcu „białopolacy” rozpracowali Alchimowicza (dlaczego tych informacji nie miał potem Witold Pilecki?), którzy wystosowali do grupy ZPP ultimatum, w którym zażądali zaprzestania wrogiej propagandy i przejścia na ich stronę, w przeciwnym wypadku grożąc likwidacją. „Do rozbicia grup – jak pisze Boradyn – jednak nie doszło”.


Na czym polegała ta propaganda? Alchimowicz redagował ulotki, wydane w języku polskim. W jednej z nich Do braci Polaków pisał: „Niewinnie czerwona partyzantka nie zabija. Bijemy Niemców, szpiegów niemieckich, zdrajców i bandytów ograbiających ludność. Nie niszczymy grup partyzanckich z nami nie współpracujących. Napadnięci będziemy bronić się. Od obszarników i faszystów nie zależą granice Polski. Choćby oni wybili wszystkich sowieckich partyzantów, granicę pomiędzy Polską a ZSRR ustali konferencja ZSRR, Anglii i USA. Polacy, nie bójcie się sowieckiej partyzantki, partyzanci to wasi przyjaciele”. Propaganda była jednak mało skuteczna, gdyż ludność polska nie wierzyła Sowietom. Nie zmienia to faktu, że działalność Alchimowicza służyła interesom obcego mocarstwa, którego celem było zniszczenie Polski. Tak jak kapował żołnierzy Armii Krajowej na Nowogródczyźnie, tak zakapował potem grupę rotmistrza Witolda Pileckiego. Taki był Wacław Alchimowicz „Kazik”, agent NKGB, „Wallenrod” WiN-u w MBP.

 

Tadeusz M. Płużański