Ks. Kazimierz Sowa wkrótce po wybuchu kontrowersji wokół skandalicznego zachowania jego i innych kapłanów, którzy ważyli się sami „przepraszać” prezydenta Komorowskiego za biskupów, pobiegł tłumaczyć się „Gazecie Wyborczej”. Tak: duchowny, który otwarcie popiera prezydenta, choć ten zgodził się na zamrażanie ludzi, nie zamierza rezygnować ze swojej liberalnej agendy.

Ks. Sowa ocenia, że sformułowania biskupów, którzy stwierdzili, że osobnik popierający mrożenie ludzi i manipulację życiem, były jego „prywatnym zdaniem zbyt radykalne”.

„Nie sprzeciwiliśmy się ani biskupom, ani Kościołowi” – deklaruje też ks. Sowa, który wbrew episkopatowi nie widzi żadnego problemu w przyjmowaniu Komunii świętej przez zwolennika mrożenia ludzi. Dlaczego? Oczywiście: bo zna prezydenta! „Pamiętamy, że w latach 80. gdy nikt nie miał wielkiej odwagi, uczył historii w seminarium duchownym”. A więc skoro raz prezydent zrobił coś dobrego: to teraz hulaj dusza, piekła nie ma! Ludzi można mrozić…

Dodaje też: „Jeśli ktoś taki nagle staje się uosobieniem wszelkiego zła, bo podpisał ustawę o in vitro, nie jest to chyba zgodne z nauczaniem Chrystusa, żeby nigdy nie przekreślać człowieka”.

Oczywiście, że nie byłoby to zgodne z nauczaniem Chrystusa, gdyby tylko prezydent Komorowski przeprosił za in vitro i swoją decyzję odpokutował. Tymczasem ustawę podpisał bardzo niedawno i nikt nie usłyszał ani słowa, by w jego ocenie popełnił błąd…

Trudno się jednak dziwić. Bo jak mówi ks. Sowa, przyjmowanie Ciała naszego Pana Jezusa Chrystusa to nie mniej nie więcej, a „sposób przeżywania religijności”: „Symptomatyczne było też, że ten przeklęty prezydent ze swoją rodziną i z połową kancelarii szli do komunii. Nie robili tego dla manifestacji, to po prostu od dawna ich sposób przeżywania religijności”.

<<< KONIECZNIE PRZECZYTAJ - KTÓŻ JAK NIE BÓG - WARTO!!!! >>>

Gdy dodamy do tego, że zdaniem ks. Sowy dobre, katolickie ustawy w państwie są niepotrzebne („Jeśli kogoś nie zmieniła Dobra Nowina, to nie zmieni go ani nie zostanie świętym przez dobrą ustawę”) to staje się jasne, że duchowny broni czegoś, czego bronić się nie da.

Nie będziemy pouczać księdza, bo nie taka jest nasza rola. Prawda jest jednak bolesna: ks. Sowa i pozostali kapłani „od Mszy u wizytek” po prostu Komorowskiego lubią. Lubią jego, jego środowisko, są z nim od lat związani – i teraz nie potrafią przyznać, że trzeba powiedzieć dość. Nie potrafią powiedzieć w twarz ludziom, z którymi się przyjaźnią, że ci grzeszą i sprzeciwiają się nauce Kościoła.

To konformizm daleki od prawdy naszego Pana.

kad