Głośna sprawa z Michałem Szutowiczem, który razem z grupą aktywistów brutalnie zaatakował kierowcę furgonetki Fundacji Pro-Prawo do Życia, nie powstrzymuje lewicowych ekstremistów przed kolejnymi atakami na wolontariuszy. Wczoraj do takiej napaści doszło w Gdańsku. Broniący się przed atakującą furgonetkę kobietą kierowca użył gazu łzawiącego. Aktywistka już próbuje kreować się na ofiarę w „Gazecie Wyborczej”.

Wczoraj po godzinie 13:00 w Gdańsku miał miejsce kolejny atak na furgonetkę „Stop Pedofilii”. Społeczna działaczka Maja Wojdyło próbowała dokonać „obywatelskiego zatrzymania” samochodu działaczy antyaborcyjnych. Tym razem jednak, w przeciwieństwie do głośnego ataku z udziałem Michała Szutowicza, wolontariusz fundacji nie pozostał bierny. Broniąc się przed napastniczką użył gazu łzawiącego. To dla aktywistki było chyba spełnieniem marzeń, bo natychmiast zaczęła kreować się na kolejną „ofiarę”.

- „Maja Wojdyło, działaczka społeczna z Gdańska, potraktowana gazem pieprzowym przez kierowcę pogromobusa, w trakcie próby obywatelskiego zatrzymania (...) Czego jeszcze trzeba, żeby zakończyć ten spektakl nienawiści rozgrywający się na naszych ulicach? Nie podejmujcie sami żadnych akcji wobec pogromobusa i kierowcy - dzwońcie na policję, zgłaszajcie do Straży Miejskiej. Róbcie zdjęcia, filmy” – relacjonuje zdarzenie stowarzyszenie LGBT „Tolerado”, publikując w mediach społecznościowych zdjęcia aktywistki.

 

Maja Wojdyło, działaczka społeczna z Gdańska, potraktowana gazem pieprzowym przez kierowcę pogromobusa, w trakcie próby...

Opublikowany przez Tolerado Piątek, 25 września 2020

Już dziś w „Gazecie Wyborczej” ukazał się wywiad z nowym „męczennikiem” walki o „tolerancję”. Kobieta opowiada, że kiedy pracowała w domu, jej spokój zakłócał dźwięk z „homofobusa”. Postanowiła więc zareagować i, jak opowiada, wychodząc z domu chwyciła… spray. Chciała użyć go, aby umieścił na furgonetce jakieś napisy.

- „Mimo że nie należę do społeczności LGBT, nie mogę zrozumieć, jak to jest możliwe, że oni jeżdżą bezkarnie po ulicach. Nie byłam w stanie tego dłużej słuchać” – mówi kobieta.

Ku zdziwieniu działaczki okazało się jednak, że pasażerowie furgonetki nie zgodzili się, aby zdewastowała własność fundacji. Chciała napisać „Stop bzdurom”, ale udało jej się namalować jedynie dwie litery:

- „Z kabiny, od strony pasażera wyskoczył dobrze zbudowany mężczyzna w ciemnych okularach. Nie zdążyłam nawet obrócić głowy, dostałam gazem prosto w oczy. Oślepłam, stałam na chodniku i wyłam z bólu, krzyczałam, prosiłam o pomoc. Podeszły dwie osoby, kupiły mi mleko, żebym mogła przemyć oczy” – mówi „Gazecie Wyborczej”.

Incydent skomentował na Twittterze Waldemar Krysiak znany jako „Gej przeciwko światu”:

- „Marta płacze, że kierowca (najprawdopodobniej) furgonetki organizacji "Pro Prawo do życia" użył na niej gazu. Pytanie: co oczka Martuni robiły 10cm od ciała pana kierowcy, że ten musiał/mógł użyć samoobrony? Czyżbyśmy byli świadkami płaczu kózki, co za bardzo poskakała? (...) Na grupkach LGBT już zaczęło się szerzenie propagandy o całym zajściu (...) No i wszystko jasne: obywatelskie zatrzymanie” – pisze.

kak/wyborcza.pl, DoRzeczy.pl, Twitter