Lada dzień w Nowym Teatrze będzie można zobaczyć „Kabaret Warszawski” - pierwszy spektakl zagrany w dawnej bazie śmieciarek na Mokotowie. W roli transseksualisty w sztuce wystąpi Jacek Poniedziałek. Z tej okazji znany gej i aktor (kolejność nieprzypadkowa, bo od czasu coming out'u Poniedziałek więcej mówi o swojej orientacji niż gra) udzielił wywiadu „Gazecie Wyborczej”.

Rozmowa jak rozmowa, gdyby nie szokujące wyznanie geja-aktora, który przyznał się do... transfobii. “Transseksualizm jest niewątpliwie tematem przez nas wypieranym. Wstydliwym, stanowiącym w Polsce o wiele większe tabu niż homoseksualizm. Wywołującym niezdrowy uśmiech, szyderstwo, przemoc słowną. Wystarczy spojrzeć na to, co dzieje się wokół Anny Grodzkiej. Nawet wśród ludzi stosunkowo otwartych, tolerancyjnych, wykształconych, artystów, intelektualistów, polityków. Nawet wśród homoseksualistów osoby transseksualne budzą często agresję. Sam przez wiele lat miałem z tym problem. W jakimś sensie byłem transfobem, bo czułem w ich obecności niepokój. To dosyć powszechna reakcja” - stwierdził Poniedziałek.

Gej-aktor podzielił się z “Gazetą” wrażeniem, że transseksualizm wciąż odbierany jest jako kaprys albo perwersja. “Uważamy, że to dewiacja, zboczenie, skłonność, z którą przecież można sobie jakoś poradzić. Po co przebierać się w damskie ciuszki? Po co robić operację, zmieniać płeć? Nie przesadzajmy: "chłop to jest chłop, a baba to baba". Takie jest nasze myślenie” - wyznał Poniedziałek.

I już można by się zacząć niepokoić, że naszym gejem-aktorem wkrótce zainteresuje się czujna Kampania Przeciw Homofobii albo ministra ds. równości, gdyby Poniedziałek nie dodał na koniec, że z jego transfobicznej przypadłości wyleczyła go Anna Grodzka. “Zmieniłem swoją postawę pod wpływem dwóch osób. Po pierwsze, Anny Grodzkiej, którą poznałem osobiście. I pod wpływem książki Justin. Zrozumiałem, że to nie jest kwestia chcenia i niechcenia. Człowiek wie, że nie jest w stanie z tym walczyć. Musi przejść transformację, żeby nie zwariować we własnym ciele, które jest mu obce, nie swoje” - przekonywał.

Gej-aktor ubolewał także nad tym, że w Polsce odradza się faszyzm, a nasz kraj bardziej przypomina mu Republikę Weimarską. Na dowód tego przytoczył wypowiedzi, jakie padły po Marszu Niepodległości 11.11.2012: “20 tysięcy chłopa podczas manifestacji nacjonalistycznej z zachwytem reaguje na faszystowskie hasła przemawiającego: "Żydy i pedały powinny się bać, bo nie będzie dla nich miejsca w wielkiej Polsce". I biją brawo, wow, są zachwyceni. Do tego doszliśmy. Nic dziwnego, że nam się to kojarzy z czasami Republiki Weimarskiej. Bo wobec haseł nawołujących do eliminacji "innych" to nie jest tylko histeria pięknoduchów. To są przerażające fakty”.

Poniedziałek zdradził też, kogo najbardziej się boi. “Przede wszystkim kiboli. Kiedy widzę kibiców Legii, uciekam, zmieniam trasę. Wolę się z nimi nie konfrontować, bo nie potrafię nie odpyskować. Ten dziki ryk, ten chamski język, agresja, nieodparta potrzeba upokarzania i bicia innych. Są grupą wyjętą spod prawa. Im wszystko wolno” - bredził, jakby zapominając o tym, że to raczej homoseksualiści mają dziś w Polsce status świętej krowy. Przypisują sobie boskie prerogatywy, nie można o nich złego słowa powiedzieć, bo zaraz podniosą larum, że to nietolerancja, dyskryminacja, a na koniec sprowadzą naukowe argumenty do faszyzmu.

Panie Jacku, niechże się Pan zajmie raczej graniem, przebieraniem w damskie ciuszki i przekłuwaniem uszu (takiego “poświęcenia” wymagała jego najnowsza rola), ale niech już Pan nie bredzi o tych prześladowaniach...

maja