Marta Brzezińska: Oczami wyobraźni już widzę te kąśliwe komentarze, ale niech tam, zaryzykuję i przewrotnie zapytam: czy bycie singlem to grzech?

 

Br. Marcin Radomski OFM Cap: O masz! (śmiech), trudne pytanie. Trudno mi powiedzieć, czy to grzech. Wydaje mi się, że nie. Trzeba by raczej zapytać, dlaczego ktoś podejmuje decyzję o takim stylu życia. Generalnie, w kościele pojęcie „singiel” w ogóle nie istnieje. Nie ma czegoś takiego, jak życie w samotności, ponieważ Kościół ze swojej natury jest wspólnotą. Nawet pustelnicy podlegają biskupowi, są w jakiejś relacji do człowieka. Nie ma czegoś takiego, jak życie poza wspólnotą. Idąc tym tropem, można się zastanawiać, jakie są przyczyny decyzji o byciu singlem. Często osoby, które wybierają taki styl życia mówią, że tak jest im wygodniej. To bardzo kontrowersyjna kwestia, dlatego raczej nie pytałbym, czy to jest grzech, ale zastanowiłbym się nad motywami, dla których ktoś decyduje się być singlem.

 

W całej tej dywagacji trzeba też uściślić definicję singla.

 

Rozumiem, że to ktoś, kto skupia się na robieniu kariery, zarabianiu pieniędzy. I konsekwentnie nie chce wchodzić w trwałe relacje z drugim człowiekiem.

 

Dokładnie tak, bynajmniej nie miałam na myśli osoby, która nie ma partnera, bo z różnych względów nie może go sobie znaleźć. Albo na przykład uważa, że jeszcze nie dojrzała do wchodzenia z kimś w związek. Mówimy o osobach, które po prostu NIE chcą wchodzić w relacje.

 

Dodajmy – ze względu na wygodę. Albo inne wydumane przyczyny.

 

Powiedział Brat, że w kościele nie ma samotnych osób. A celibatariusze?

 

Tak, ale bycie celibatariuszem nie oznacza życia w samotności. To wybór ze względu na inne dobro, ze względu na drugiego człowieka. Celibatariusz wybiera takie życie po to, by bez zaniedbywania zobowiązań względem rodziny móc pomagać większej liczbie osób. Oddaje się do dyspozycji Kościołowi. Bardzo niebezpieczne jest porównywanie singli do celibatariuszy.

 

A jeżeli osoba świecka decyduje się na życie w celibacie, ale nie dlatego, żeby komuś pomagać, tylko dlatego, że jest trudna w kontaktach z innymi i nie chce/nie umie nad tym pracować. Nie chcę użyć zbyt mocnych słów, ale chodzi mi po prostu o dopisywanie sobie ideologii do swojej samotności.

 

To już jest inna sprawa, bo tu ważny jest motyw. I tu już można mówić o grzechu zaniedbania, bo ktoś w ogóle nie ma ochoty nad sobą pracować. I tylko z tego względu decyduje się na samotność. Może być celibatariusz, który jest trudny w relacjach, albo denerwują go kobiety/mężczyźni i z tego tylko względu decyduje się na taką drogę życia. To już nie jest wybór ze względu na powołanie, ale osobiste zaniedbanie i jego konsekwencja. To prędzej, czy później wyjdzie na jaw, bo takie osoby nie odnajdą się także w życiu zakonnym, czy jako celibatariusze.

 

Swego czasu bardzo modne było singlowanie. Powstawały nawet specjalne kluby dla singli, oferty wakacji, etc. Jeśli ktoś wybiera taki styl życia tylko dlatego, że jest/był on modny, to można o tym mówić w kontekście grzechu?

 

To jest przede wszystkim niepoważne. I wiąże się z rozbijaniem naturalnego modelu rodziny. Jeśli spojrzeć wstecz, sięgając nawet prehistorii, człowiek zawsze żył w większej wspólnocie (rodzina, znajomi, sąsiedzi) i mniejszej (relacji mężczyzna-kobieta). Tu nie trzeba żadnych argumentów teologicznych, to wynika po prostu z natury. Zdrowe społeczeństwo to takie, w którym są relacje mężczyzna-kobieta. Wszelkiego rodzaju zachwiania w tej dziedzinie prowadzą do patologii. Według mnie, całe to singlowanie może też być związane z lobby homoseksualnym, bo to kolejne rozbicie komórki, jaką jest rodzina. Normalną, funkcjonującą w społeczeństwie relacją jest relacja mężczyzna-kobieta. A singiel? Singiel może wszystko. Nie jest z nikim związany, nie ma zobowiązań, wszystko mu wolno.

 

Spotkałam się niedawno z opinią, że pary, które nie są (jeszcze) małżeństwem, a mieszkają ze sobą, to także single. To jak to – sparowany, a jednak singiel? Jest tu jakaś logika?

 

Z pewnością. Kluczem do zrozumienia tego jest wierność i oddanie. Na początku pytałaś mnie, czy bycie singlem to grzech. W pewien sposób można dojść do odpowiedzi na to pytanie, jeśli zapytamy się czy egoizm to grzech. Chyba nikt nie ma wątpliwości, że tak. A czy bycie singlem jest byciem dla siebie, czy dla innych.

 

Raczej dla siebie.

 

A to egoizm?

 

W jakimś sensie tak.

 

Drogą dedukcji dochodzimy więc do stwierdzenia, że singlowanie w jakimś wymiarze może być grzechem. Tak samo, jeśli ktoś jest w związku, w którym nie stawia się na wierność i na oddanie, bycie dla drugiej osoby, grzeszy. W wolnych związkach nie stawia się na wierność, dziś jesteś z tym, jutro z tamtym. Żyjesz z kimś, ale raczej nie dla tej osoby. Bardziej to ona jest dla ciebie. Wykorzystujesz drugiego człowieka dla własnego dobra w danej chwili, bo jest ci z tym kimś dobrze. W momencie kiedy coś się zmienia, a nie ma elementu wierności we wspólnocie, zmieniasz obiekt zainteresowania na taki, który bardziej spełnia twoje warunki.

 

A jeśli mówimy o związku, który (jeszcze) nie jest małżeństwem, ale stawia na wierność?

 

W Kościele mamy też okres przygotowania – narzeczeństwo. Wszystko zależy od tego, jakie dana para ma nastawienie. Jeśli nastawiasz się na życie w małżeństwie, to musisz przejść czas przygotowania, ale to nie jest bycie singlem.

 

Jeśli osoba nie jest jeszcze żoną/mężem, ani narzeczoną/narzeczonym, ale mieszka z chłopakiem/dziewczyną, to jest singlem?

 

A jak to nazwać inaczej? To luźny związek, który nie jest nastawiony na przyszłość. Wszystko zależy od motywacji danych ludzi. Są przecież takie związki, które nie są małżeństwem, ale kupują sobie mieszkania, mają wspólny kredyt. I są razem ze względu na to mieszkanie i kredyt. Intencja bardzo dużo zmienia.

 

Rozmawiała Marta Brzezińska