Atrapa brzuszka wykonana jest z silikonu i ma różne wielkości – stosownie do postępującej ciąży – rozmiar S odpowiada 2-4 miesiącowi, rozmiar M 5-7 miesiąc, a rozmiar L to końcówka ciąży. Ponoć kobiety używają sztucznego brzuszka najczęściej w komunikacji miejskiej, bo to jedyny sposób na uzyskanie miejsca siedzącego. Pomysłowe. Przyznam, że w warszawskim metrze, w którym o siódmej rano jest na pewno tłoczno, ale nie tak tłoczno jak w Chinach, ciężarne kobiety nie mają lekko. Wiele razy widziałam, jak panowie (ale także panie) ze słuchawkami na uszach i wzrokiem utkwionym w książkach lekceważyli stojące niemal nad nimi kobiety ze sterczącymi brzuszkami. Rozumiem, ciąża to nie choroba, ale w zatłoczonym wagoniku brzemiennej pani z pewnością miło byłoby usiąść. Mniejsza jednak o „patent na miejsce siedzące”, bo to akurat najmniej ważny motyw używania "ciążowych atrap”.
Chińskie kobiety przyklejają sobie sztuczne brzuszki także po to, aby uzyskać przywilej krótszej pracy albo kiedy przygotowują się do adopcji dziecka, bądź korzystają z „usług” surogatek, które w zamian za korzyści materialne przechodzą za jego przyszłą opienkunkę ciążę i poród. Sztuczna ciąża ma nie wzbudzać podejrzeń wśród sąsiadów, znajomych, rodziny.
Atrapa ciąży nie jest jednak do końca bezpieczna. Lekarze ostrzegają, że jej długie noszenie silikonowego brzucha podrażnia skórę i może być przyczyną poważnych chorób skórnych, na które szczególnie podatne są osoby ze skłonnościami do alergii.
Modą modą, ale zastanawiam się, jaki związek ma atrapa ciąży z chińską polityką jednego dziecka. Bo przecież jeśli kobieta jest już matką (o czym chińskie władze z pewnością wiedzą), to jeśli paraduje sobie z silikonowym brzuchem po mieście, na który łapie siedzące miejscówki w metrze, to przecież urzędnicy odpowiedzialni za „reglamentację” potomstwa szybko się nią zainteresują. To swoją drogą może być niezwykle ciekawe. Co wtedy – abortują silikon?
eMBe