Wizna to niewielka miejscowość położona w województwie podlaskim, w powiecie łomżyńskim.

Najdokładniejszą charakterystykę terenu walk odnaleziono w opracowaniu Zygmunta Kosztyły: Odcinek “Wizna” obejmował teren szerokości 9 km, znajdujący się na lewym (wschodnim) brzegu Narwi i Biebrzy, pomiędzy miejscowościami Maliszewo i Kołodzieje. Środkiem zabagnionej doliny (na grobli) biegła szosa Wizna-Białystok, dzieląc odcinek na dwie części – północną z miejscowościami Kołodzieje, Giełczyn (pododcinek “Giełczyn”) i południową z miejscowościami Góra Strękowa, Kurpiki, Perkusy i Maliszewo (pododcinek “Góra Strękowa”). Był to układ bardzo niekorzystny, gdyż utrudniał dowodzenie i łączność.

W celu zamknięcia przejścia przez zabagnioną dolinę obu rzek i obrony węzła dróg w kwietniu 1939 roku przystąpiono do budowy umocnień. Składały się one z 6 ciężkich 8 małych i 2 lekkich schronów bojowych, wybudowanych wyłącznie na wschodnim brzegu. Podstawę głównej pozycji obronnej stanowiło sześć schronów ciężkich. Cztery z nich rozmieszczone były na południe od rzeki Narew, pozostałe 2 – na północ, w rejonie wsi Giełczyn. Schrony te były żelbetowe o grubości ścian dochodzącej do 150 cm. Każdy posiadał kopułę pancerną o grubości 15-20 cm i wagi ok. 8 ton. Uzbrojenie składało się z 2-3 ckm oraz kilku rkm w otworach strzelniczych i w kopułach. W tylnej części schronów znajdowało się wejście, wyposażone w drzwi pancerne. W celu ochrony wejścia wykonane były dodatkowo otwory strzelnicze i zapadnie do wrzucania granatów ręcznych. Schrony ciężkie mieściły ok. 20 do 30 ludzi.

Oprócz schronów ciężkich, na pozycji głównej rozpoczęto budowę sześciu małych schronów (2 na południe od wsi Maliszewo, 4 w rejonie wsi Kołodzieje). Na tej wysuniętej pozycji przy Narwi, na linii Sulin-Włochówka, wybudowano 2 schrony bojowe. Przy pierwszym załamaniu szosy rozpoczęto budowę schronu bojowego z kierunkiem ognia wzdłuż szosy, w celu blokowania mostu od czoła, oraz 2 schronów w rejonie Sulina. Rozmieszczenie schronów w terenie zapewniało im dobre warunki obserwacji i ostrzału na całe przedpole oraz wzajemną łączność i współdziałanie ogniowe. Schrony w Giełczynie i Górze Strękowej miały ze sobą łączność wzrokową i ogniową oraz możliwość ostrzelania każdego odcinka terenu od wsi Kołodzieje, do szosy Wizna – Strękowa Góra. Schron, znajdujący się u podnóża wzgórza 126 w Górze Strękowej, miał również możliwość ostrzelania bagien na południe od szosy. W ten sposób uzupełniał się ogniowo ze schronem w Kurpikach, który również miał dobre pole obserwacji i ostrzału. Najlepszy wgląd w teren miał schron dowódcy odcinka, umieszczony na wzgórzu 126. Posiadał on warunki prowadzenia obserwacji prawie na całym odcinku obrony oraz łączność wzrokową z większością schronów. Wszystkie schrony stanowiły więc zorganizowany system ognia, uzupełniony rowami strzeleckimi i łącznikowymi oraz zaporami z drutu kolczastego

Podsumowując opis parametrów techniczno-taktycznych fortyfikacji Wizny autor stwierdza co następuje: Przebieg walki wykazał, że całość tych umocnień, aczkolwiek nie wykończonych całkowicie, spełniała w zasadzie swe zadanie. Jednak przy braku środków przeciwpancernych czołgi i działa nieprzyjaciela mogły podejść na bliską odległość i ogniem na wprost do strzelnic obezwładnić schrony. Do tego dochodziła jeszcze bezprzykładna słabość obsady – około 700 ludzi na 9 km frontu.

Według wstępnych ustaleń odcinek “Wizna” miał mieć obsadę minimalną złożoną z trzech jednostek bojowych: 3 kompanii ckm baonu fortecznego “Osowiec”, baterii artylerii pozycyjnej w składzie dwóch plutonów oraz 3 baonu z 71 pułku piechoty. Przy czym, 2 września ostatniej z wyżej wymienionych jednostek przydzielone zostało inne zadanie, w rezultacie czego nieliczna, już wcześniej, grupa obrońców została jeszcze bardziej osłabiona. Ostateczny skład polskiej obsady odcinka “Wizna” był następujący:

Dowódca całości – kapitan Władysław Raginis; pododdziały: 8 kompania strzelecka 135 pp wzmocniona plutonem ckm – dowódca kapitan Schmidt, 3 kompania ckm baonu fortecznego – dowódca kapitan Raginis: bateria artylerii pozycyjnej - dowódca por. Brykalski, 136 rezerwowa kompania saperów, pluton artylerii piechoty z 71 pp; pluton zwiadowców konnych 135 pp; pluton pionierów 71 pp. Razem około 20 oficerów i 700 szeregowych, 6 dział, 24 ckm, około 18 rkm i 2 karabiny przeciwpancerne.

Misja powierzona kapitanowi Raginisowi i jego załodze dotyczyła obrony umocnień na lewym brzegu rzek Narwi i Biebrzy oraz prowadzeniu rozpoznania w kierunku na Jedwabne. Jak podsumowuje Kosztyła: Wykonanie powierzonego zadania utrudniała szczupłość sił i środków, odsłonięte skrzydła, wyschnięcie bagien oraz płytkość obrony. W tej sytuacji szanse były znikome

7 września dowodzony przez gen. Falkenhorsta, zmierzający z Prus Wschodnich w kierunku na Brześć, niemiecki XXI korpus pancerny opanował miejscowość Wizna. Rozpoczęły się intensywne ataki bombowe na szosę na odcinku pomiędzy Wizną a Osowcem. W nocy wojskom niemieckim udało się przeprawić przez rzekę, jednak wkrótce ich marsz został zatrzymany przez załogę kapitana Raginisa.3 8 września walki trwały cały dzień. Pomimo wysiłków artylerii, wspieranej lotnictwem, nieprzyjaciołom nie udaje się przedrzeć przez polską linię obrony. Kapitan Raginis oraz porucznik Stanisław Brykalski złożyli przysięgę, że “żywi nie opuszczą powierzonych im pozycji”.

Tego dnia miały jeszcze miejsce dwa ważne wydarzenia. Pierwszym z nich było złożenie obietnicy udzielenia wsparcia przez ppłk Tabaczyńskiego, który tego dnia wizytował odcinek “Wizna”. Kapitan Raginis nie miał się jednak nigdy dowiedzieć o tym, że po powrocie do Osowca ppłk Tabaczyński otrzymał rozkaz niezwłocznego wycofania wszystkich pododdziałów (oprócz załogi odcinka “Wizna”). Na jego protest zareagował sam Naczelny Wódz Edward Rydz-Śmigły, który telefonicznie zażądał wykonania rozkazu, uzasadniając swą decyzję koniecznością zgromadzenia jak największej ilości sił w południowo-wschodniej Polsce.4 W ten oto sposób, kapitan Raginis skazany został na samotną walkę z niemieckim agresorem. Drugim istotnym wydarzeniem było przejęcie dowództwa po stronie niemieckiej przez gen. Heinza Guderiana, dowódcy XIX korpusu pancernego. Tym samym w nocy z 8 na 9 września siły nieprzyjaciela zostały wzmocnione. Garstka polskich żołnierzy postanowiła jednak kontynułować obronę, stawiając opór dwóm niemieckim brygadom pancernym posiadającym dodatkowo wsparcie jednostek lotnictwa (Tab.1). Od tego momentu trwała nierówna walka, którą porównuje się do bitwy, którą stoczył w roku 480 p.n.e. spartański król Leonidas pod Termopilami. 9 września ok godziny 10.00 siły nieprzyjaciela przystąpiły do kolejnego natarcia. “Huraganowy ogień artylerii, naloty lotnictwa, ataki piechoty i czołgów następowały kolejno po sobie. Ogień ten trwał z niesłabnącym natężeniem cały dzień. Równocześnie lotnictwo nieprzyjaciela bombardowało pozycje i zaplecze”– taki opis znajdziemy w opracowaniu Kosztyły.2 To właśnie podczas tego natarcia zginął, raniony odłamkiem pocisku por. Stanisław Brykalski.3 Polacy stawiali bohaterski opór, jednak w godzinach popołudniowych północny pododcinek (Giełczyn) przeszedł w ręce wroga. Kapitan Raginis, będący dowódcą odcinka południowego (Góra Strękowa-Kurpiki) nieugięcie kontynuował swoją samotną walkę przeciw połączonym siłom dwóch atakujących korpusów pancernych Wehrmachtu

Około godziny 16.00 kpt. Raginis zameldował za pomocą radiostacji, że ma bardzo duże straty i że sam jest ranny. Podał równocześnie, że mimo ciężkiej sytuacji nie opuści swego posterunku. Był to ostatni meldunek z odcinka Wizna, bowiem w chwilę potem artyleria zniszczyła radiostację. Odcinek został pozbawiony łączności. (...) Znaczna część obrońców poległa, wielu zostało ciężko rannych.

Około godziny 18.00 siły nieprzyjaciela zdołały przełamać polską linię obrony. Polacy nieugięcie stawiali jednak zaciekły, pełen męstwa opór. W ten oto sposób walkę o zdobycie jednego ze schronów opisuje mjr Malzer z XIX korpusu pancernego:

(…) czołowe natarcie na schron nie doprowadziło do celu. Dowódca saperów zdecydował się zatem obejść schron i podejść skrycie przez małą wieś Kurpiki. Przez zamienioną w zgliszcza wieś oddział szturmowy uderzył skośnie na schron, który wciąż ostrzeliwał naszą piechotę. W tym czasie nadjechały nasze czołgi i pod ich osłoną oddział szturmowy zbliżył się do schronu. Czołgi otworzyły ogień na strzelnicę schronu i przygniotły obsługę polskich karabinów maszynowych do ziemi. Wobec tego udało się jednemu z naszych saperów podejść do drzwi wejściowych schronu i umieścić tam ładunek wybuchowy. Pod wpływem silnej detonacji drzwi odskoczyły. Wejście jednak natychmiast zostało zabezpieczone. Twardzi polscy obrońcy nie chcieli w żadnym wypadku zaprzestać walki i nasz oddział został ponownie zasypany pociskami z broni maszynowej. Mimo to, drugi saper podczołgał się do strzelnicy karabinu maszynowego – eksplodował ładunek wybuchowy i karabin zamilkł. Próba wtargnięcia do schronu spełzła jednak na niczym, ponieważ kopuła była nadal nieuszkodzona, a z niej polski karabin maszynowy trzymał nas dalej pod ogniem. Szybko podjęto decyzję uporania się z kopułą. Jeden z saperów ukrył się za wieżyczką czołgu, który wjechał na ścianę schronu. Dwa karabiny maszynowe, które dotychczas prowadziły szalony ogień zostały zniszczone. Ale i teraz Polacy się nie poddali, mimo ze broń ich uległa zniszczeniu. Jeden z saperów wszedł ponownie na schron i wrzucił przez strzelnicę kopuły kilka granatów ręcznych. Dopiero w ten sposób skutecznie złamano opór Polaków. W schronie znaleźliśmy 7 zabitych.

Z takim poświęceniem walczyła załoga każdego ze schronów. W nocy z 9 na 10 września Polacy stawiali opór armii wroga w pozostałych dwóch schronach. Jednym z nich był schron kapitana Raginisa. Warunki, w których przyszło walczyć żołnierzom opisuje Kosztyła: W schronie dowódcy, oprócz obsługi, znajdowali się obserwatorzy artylerii oraz kilku żołnierzy z obsady rowów strzeleckich. Razem ponad 20 ludzi (w tym kilku rannych). W zatłoczonym schronie panowała wysoka temperatura (brak wentylacji), a gazy prochowe wywoływały torsje u załogi

Dnia 10 września około godziny 11.00 siły nieprzyjaciela przeszły do decydującego natarcia. Nieliczni pozostali przy życiu żołnierze, nadludzkim wysiłkiem, zdołali po raz kolejny odeprzeć atak wroga.6 Wówczas dowodzący siłami niemieckimi generał Guderian zastosował wobec Polaków szantaż. Kapitanowi Raginisowi przekazano wiadomość o następującej treści:

Jeżeli dowódca nie podda schronu, to wszyscy jeńcy wzięci z tego odcinka zostaną rozstrzelani.

Wkrótce potem rozegrał się finał dramatu. Najbardziej szczegółowy opis tego wydarzenia podaje źródło internetowe:

Żołnierze byli wycieńczeni, ogłuszeni, oślepieni, do tego nie było amunicji, słowem nie było jakiejkolwiek możliwości obrony. Upłynęło jednak ponad godzinę czasu, zanim kapitan podjął decyzję … . Zwracając się w schronie do trwającej wciąż przy nim załogi, podziękował im za to, że spełnili swój żołnierski obowiązek, a następnie rozkazał opuścić schron. Sam się nie poddał. Seweryn Biegański, który jako ostatni opuszczał schron tak opisywał ten moment: „kapitan spojrzał na mnie ciepło i łagodnie ponaglił. Gdy byłem już w wyjściu, uderzył mnie w plecy silny podmuch i usłyszałem wybuch”. Kpt. Raginis rozerwał się granatem, dotrzymując w ten sposób wcześniej złożonej przysięgi

Dorota Lazarro/Instytut Slawistyki Uniwersytetu Sztokholmskiego