Edith Zierer była Żydówką. W czasie wojny trafiła najpierw do krakowskiego getta, później do obozu koncentracyjnego w Płaszowie, a w końcu do obozu w Częstochowie. Tam doczekała stycznia 1945 roku. W chwili wyzwolenia obozu miała 13 lat. Nie wiedziała jeszcze, że jej rodzice zginęli w Dachau, a siostra w Auschwitz. Wsiadła do wiozącego węgiel pociągu i dotarła na stację w Jędrzejowie. Tam opadła z sił. Leżała w pasiaku zmarznięta i głodna, bliska śmierci, ale nikt nie zwracał na nią uwagi. W końcu jednak zatrzymał się przy niej młody mężczyzna. Po latach wspominała, że popłakała się, kiedy zapytał ją o imię. Przyzwyczaiła się już do bycia numerem. Powiedziała, że musi dotrzeć do Krakowa. Mężczyzna na chwilę się oddalił, po czym wrócił z herbatą, chlebem i serem. Mimo posiłku, nie była jednak w stanie ustać. Mężczyzna wziął ją więc na ręce i niósł 3 km do stacji, z której odjeżdżał pociąg do Krakowa.
Mężczyzna ten był klerykiem. Edith zapamiętała jego nazwisko, był to Karol Wojtyła.
Kiedy w 1978 roku Edith Zierer usłyszała, że Karol Wojtyła został papieżem, postanowiła do niego napisać. Chciała podziękować mu za uratowanie życia. Osobiście zrobiła to w 1998 roku, kiedy spotkali się w Watykanie.
- „Kto ratuje jedno życie, ratuje cały świat”
- powiedziała Edith, kiedy papież w 2000 roku odwiedził Instytut Yad Vashem.