W chwili gdy Państwo czytacie ten felieton, właśnie 4 listopada miasto Nowy Jork wybiera swego kolejnego burmistrza. I wszystko wskazuje, że będzie nim nie tylko radykalny socjalista z obozu Partii Demokratycznej, ale i muzułmanin urodzony w afrykańskim kraju Uganda.
Ten, kto zwycięży w wyścigu o fotel miasta nazywanego często „wielkim jabłkiem” ten będzie rządzić społecznością ponad ośmiu milionów ludzi. To odpowiada władzy nad ilością ludzi, którą pochwalić się mogą znaczące kraje na świecie. Ale nie sposób oderwać nowojorskiej elekcji od sytuacji politycznej w całej Ameryce. I nic dziwnego, że amerykańscy postępowcy dostrzegają w nowojorskich wyborach jutrzenkę zmierzchu epoki Donalda Trumpa. K
to startuje w wyborach? Trzech kandydatów, którzy mają realne szanse można wskazać już dziś. Największe wyniki sondażowe osiąga Zohran Mamdani – który wspierany jest przez część Partii Demokratycznej, ale przede wszystkim zbudował swoją kampanię na niezwykle wielobarwnej koalicji ruchów obywatelskich, rozmaitych autorytetów z lewej strony takich jak np. były kandydat prezydencki Bernie Sanders, ale i przedstawicieli samorządów. Jego rywalem z obozu demokratów, tyle że z jego bardziej centrowej części jest Andrew Cuomo, który wcześniej ubiegał się o nominację z ramienia Demokratów w prawyborach, ale przegrał z Mamdanim i występuje jako kandydat niezależny. Trzecim kandydatem, który ma najmniejsze szanse jest republikanin Cultis Sliwa. Nota bene polityk o polskich korzeniach. Sliwa już raz startował w ostatnich wyborach w 2021 roku, ale wtedy przegrał z demokratą Erikiem Adamsem.
Jak wyglądają sondaże? Około 43 % wyborców deklaruje, że odda głos na Mamdaniego. Nieco mniej zdobywa w badaniach Andrew Cuomo, który zdobywa w badaniach tylko 33 %. I wreszcie Cultis Sliwa, który powoływać się może jedynie na 14 % poparcia wyborców w sondażach. Jeśli ktoś chciałby wymyśleć sobie biografię i profil ideologiczny kandydata absolutnie nie pasującego do dzisiejszej, wychylonej na prawo Ameryki to mógłby sobie wymyśleć biografię Zohrana Mamdaniego.
Mamdani przyszedł na świat w afrykańskiej Ugandzie w 1991 roku. Jego rodzice, z pochodzenia Hindusi, przybyli do Ameryki, gdy mały Zohran miał siedem lat. I oboje rodzice są przykładem imigrantów, którzy zdołali wspiąć się na szczyty nowojorskiej elity. Ojciec jest znanym profesorem nauk politycznych, a matka zrobiła karierę jako filmowiec. Jednocześnie rodzice wychowali syna w wierze islamskiej i Mamdani nie ukrywa, że jest praktykującym Muzułmaninem. Jego kariera to typowa ścieżka rozwoju dla ludzi, którzy równolegle do zachowania swoich korzeni kulturowych w naturalny sposób kierowali się ku lewicy jako siły, która z racji swojej ideologii promowała wielokulturowość i ochronę np. praw ludności muzułmańskiej.
Mamdani w okresie burzy politycznej, którą wywołało zabójstwo George Floyda, domagał się obcięcia nakładów na nowojorską policję, co dziś jest dla niego polityczną kulą u nogi i za co parokrotnie już publicznie kajał się. Pierwszy sukces osiągnął w 2021 roku, gdy został wybrany do parlamentu stanowego Nowego Jorku z dość ubogiej dzielnicy Queens. Jednocześnie zawsze podkreślał, że należy do frakcji demokratycznych socjalistów Ameryki, która sytuuje się na lewym skrzydle partii demokratycznej.
Sukces Mamdaniego opiera się na fakcie, iż ogromna część ludności miasta to albo ludność czarnoskóra albo zwolennicy ruchów stosunkowo świeżych imigrantów albo wreszcie ludzi zmagających się z biedą, dla których prosocjalne hasła Mamdaniego są niezwykle atrakcyjne. A demokratyczny socjalista ma lekką rękę do hojnych obietnic. Atakuje niezwykle wysokie koszty życia w Nowym Jorku, obiecuje zamrożenie czynszów, ogłasza, że powstaną darmowe linie autobusowe, a miasto będzie łożyć na bezpłatną opiekę nad dziećmi. Powtarza też, że miasto pod jego rządami wybuduje aż dwieście tysięcy nowych, niedrogich mieszkań. Wisienką na torcie jego programu wyborczego jest propozycja utworzenia dotowanych przez państwo supermarketów oferujących niedrogą żywność.
Kto ma za to wszystko zapłacić? Oczywiście bogaci i korporacje, którym miasto ma nałożyć znacznie wyższe podatki. Mamdani zamierza podnieść stawkę podatku od osób prawnych do poziomu 11,5 %, dla porównania w RFN wynosi ona 15 %. Na dodatek zapowiada, że każdy kto zarabia w Nowym Jorku ponad milion dolarów rocznie będzie płacił o 2 % więcej podatków.
Bardziej trzeźwi komentatorzy wskazują, że by te plany przeszły, będą musiały być zatwierdzone przez parlament stanu Nowy Jork. A tam demokratyczna gubernator Kathy Hochul, choć jest demokratką, to umie liczyć pieniądze i już zapowiada, że na szalone pomysły Mamdaniego się nie zgodzi. Ale co z tego skoro Mamdaniego kocha zwykły szary nowojorski wyborca. I co więcej Mamdani zdołał nawet przyciągnąć do siebie ok. 43 % elektoratu nowojorskich Żydów, choć tradycyjni liderzy tej wspólnoty wskazują na jego wyraźne deklaracje wsparcia dla ludności palestyńskiej w Gazie.
Na tle populizmu Mamdaniego – zasiedziały w establishmencie elit demokratów Cuomo jawi się jako oderwany od życia pieszczot elit. A z kolei republikański kandydat Curtis Sliwa jest po prostu zbyt późno zgłoszony. Owszem, miał swój okres popularności w latach siedemdziesiątych, gdy stworzył ochotnicze patrole tzw. aniołów-stróży, którzy za zgodą władz patrolowali niebezpieczne wówczas nowojorskie metro niosąc pomoc ewentualnym ofiarom napadów. Tyle, że dziś Sliva ma 71 lat i na tle 34-letniego Mamdaniego jawi się jak postać z zamierzchłej przeszłości.
Wszystko więc wskazuje, że Nowy Jork zdobędzie socjalizujący Muzułmanin, a wielu biznesmenów przeniesie swój interes z Nowego Jorku do Teksasu czy na Florydę. Czy oznacza to jakąś nową lewicową falę, która rzuci wyzwanie rządom Trumpa? W krótkim planie oczywiście nie. Nowy Jork to inny świat niż większość Ameryki. Ale każda zmiana od czegoś się zaczyna. I dlatego jeśli wygra Mamdani to demokraci ogłoszą, że epoka Trumpa zaczęła się kończyć. Czy tak będzie? Zobaczymy za rok, może dwa?
