Campbell, która doradzała rządowi Wielkiej Brytanii i jest autorką książki AI by Design: A Plan For Living With Artificial Inteligence, uważa, że pary, które martwią się przeludnieniem lub nie mogą sobie pozwolić na wychowywanie dziecka, będą mogły je sobie kupić w postaci cyfrowej za około 25 dolarów miesięcznie. Takie „dziecko” nie tylko będzie imitować zachowania i mimikę prawdziwego dziecka, ale będzie można dotykać je i przytulać dzięki specjalnym rękawicom haptycznym do rzeczywistości wirtualnej. Możliwe również będzie zaprogramowanie takiego „dziecka”, aby miało rysy twarzy i cechy charakteru przypominające swoich „rodziców”.
Według ekspertki „rodzice” będą mogli sobie wybrać też wiek swojego „dziecka” i to, czy będzie istnieć w czasie rzeczywistym lub pojawiać się na zawołanie. I usunięcie takiego „dziecka” nie będzie raczej budzić żadnych wyrzutów moralnych – w końcu to tylko program. Campbell uważa, że byłoby to długoterminowe rozwiązanie dla przeludnienia powiązane z kontrolą urodzin.
Co więcej, takie „dziecko” znakomicie wpasuje się w tzw. „Metaverse” – platformę rzeczywistości wirtualnej połączoną z Internetem – nowy produkt firmy Meta, czyli byłego Facebooka. Metaverse – mający być „poszerzeniem samej rzeczywistości” – spotkał się już z krytyką. John Horvat II określił to „metafizycznym atakiem na światopogląd Kościoła” oraz czymś, co „unicestwia naturę wszechświata stworzonego przez Boga”.
„South West News Service”, który zamieścił opinie ekspertki, podaje wyniki badań YouGov, według których 10 procent par decyduje się nie mieć dzieci z powodów kosztów utrzymania dziecka, a „niemal 10 procent unika założenia rodziny z powodu troski o przeludnienie”. W oparciu o te badania Campbell przewiduje, że 20 procent par zdecyduje się w przyszłości na wirtualne dziecko zamiast prawdziwe.
Campbell sądzi też, że postępy w rozwoju technologii sprawią, iż takie „dzieci” będę w wirtualnej rzeczywistości Metaversu „nieodróżnialne od tych w świecie realnym”. Specjalistka spodziewa się, że takie „dzieci” staną się „akceptowaną i w pełni przyjętą częścią społeczeństwa w na sporych obszarach rozwiniętego świata”.
Trzeba przyznać, że to dość ponura wizja rzeczywistości. Z drugiej strony można się zastanawiać, czy nie ograniczyłoby to kupowania przez pary homoseksualne prawdziwych dzieci i wynajmowania tzw. „matek surogatek”. Jak najbardziej prawdziwy, a nie wirtualny, handel żywym towarem przecież trwa.