Po polsku znaczy to: „Umiłowałem cię”, co nawiązuje do słów Apokalipsy (Ap 3, 9). Tekst dotyczy miłości wobec ubogich – i z tego powodu można byłoby się spodziewać, że na jego autora czeka wiele potencjalnych pułapek. Wygląda na to, że – szczęśliwie – udało się ich uniknąć i otrzymaliśmy w efekcie rzetelny, papieski tekst.

Ciekawa jest zresztą jego historia. Choć na okładce adhortacji widzimy nazwisko Leona XIV i to on bierze pełną odpowiedzialność za dokument, wymyślił go ktoś inny – a konkretnie Franciszek. Leon pisze zresztą otwarcie, że „odziedziczył” projekt tej adhortacji po swoim poprzedniku, który nadał mu już tytuł, wyznaczył ramy, częściowo napisał. Papież Robert Prevost pisze, że dodał do tego tekstu tylko „kilka refleksji” – ale wydaje się, że w rzeczywistości zrobił o wiele więcej. „Dilexi te” nosi wyraźny „ślad” Leona XIV.

Chodzi przede wszystkim o silne zakorzenienie w Tradycji Kościoła. Najnowsza adhortacja jest bardzo mocno oparta na Piśmie Świętym, co nie zaskakuje – temat ubóstwa i biedy to przecież niezwykle ważny element zarówno Starego, jak i zwłaszcza Nowego Testamentu. Dokument Leona XIV jest jednak osadzony również w nauce wielkich teologów i świętych – i to ze wszystkich wieków. Obficie cytuje takich autorów jak św. Augustyn czy św. Ambroży z Mediolanu, św. Dominik i św. Franciszek, ale także św. Teresa z Kalkuty czy św. Jan Paweł II. Polskiego czytelnika cieszy spora liczba odniesień do nauczania Karola Wojtyły. Nie jest to tylko zwykły gest – „nasz” papież poświęcał ubóstwo wiele uwagi, stąd ma nieusuwalne i ważne miejsce w przestrzeni katolickiej nauki społecznej, której częścią jest właśnie nowa adhortacja papieska.

Dobre umocowanie w Piśmie i Tradycji, cytaty z wielu znakomitych autorów – to wszystko tworzy dobrą, poprawną i bardzo katolicką strukturę adhortacji. Nie jest to w żadnej mierze jakiś publicystyczny utwór, nacechowany aktywizmem politycznym. Niestety, takie dokumenty w ostatnich latach też się zdarzały. Wystarczy przypomnieć Franciszkowe „Laudate Deum”, adhortację z października 2023 roku, która traktowała o ekologii. Ile było tam właśnie tonu publicystycznego, nieledwie apokaliptycznych ostrzeżeń, których nie powstydziłaby się sama Greta Thunberg… Źle się to czytało, zwłaszcza mając w pamięci znacznie lepszą encyklikę na ten sam temat, „Laudato si” z 2015 roku. Tak czy inaczej, adhortacja Leona XIV nic z tego nie zawiera. Jest dokumentem bardzo spokojnym – choć podejmuje również „trudne” tematy, na przykład migrację. „Dilexi te” poświęca im kilka akapitów. Nie rozróżnia się między migrantami, którzy naprawdę potrzebują pomocy, a tymi, którzy przybywają po prostu po socjal, co stanowi pewną słabość – przydałoby się, aby Ojciec Święty mniej ogólnikowo potraktował tak złożone zjawisko, jakim jest migracja. W sumie jednak temat ten stanowi tylko drobną część całej adhortacji, w dodatku jest też osadzony w nauczaniu poprzednich papieży – nie tylko Franciszka, ale choćby Piusa XII, co nadaje mu właśnie ten poważny, tak potrzebny dokumentom papieskim styl.

Dobre wrażenie robią też ostatnie paragrafy „Dilexi te”, które mówią o jałmużnie. Post, modlitwa i jałmużna – to powinny być trzy elementy każdego życia chrześcijańskiego. Podczas gdy o modlitwie zwykle się pamięta, o jałmużnie i poście – zdecydowanie mniej. Adhortacja przypomina tymczasem, jak ważna dla każdego katolika jest właśnie jałmużna, o ile dawana w sposób, który nie poniża potrzebującego. Dobrze, że Ojciec Święty zajął się tym istotnym tematem – tym więcej, że – znowu polski akcent – na czele Dykasterii ds. Posługi Miłosierdzia stoi w Watykanie właśnie Polak, kardynał Konrad Krajewski.

Trudno powiedzieć, jakie będą przyszłe losy adhortacji Leona XIV. Również papież Franciszek opublikował dokument rozpoczęty przez Benedykta XVI, encyklikę „Lumen fidei”. Później została jednak zapomniana, rzadko wracała w wystąpieniach papieskich. Być może z „Dilexi te” będzie inaczej, jako że Leon XIV wydaje się mieć faktyczną wolę kontynuowania tematu ubóstwa, który, choć w Kościele zawsze obecny, za pontyfikatu Franciszka był szczególnie silnie obecny. To akurat dobra część dziedzictwa zmarłego papieża.

Można mieć zatem nadzieję, że „Dilexi te” stanie się częścią „żywotnego” Magisterium współczesnego Kościoła. Zobaczymy jednak, jak będzie – podobnie, jak z ostateczną oceną nowego dokumentu trzeba się jeszcze wstrzymać, bo na gruntowną analizę tak długiego tekstu, przeprowadzoną z porównaniem tłumaczeń, potrzeba przecież dużo czasu. Tematycznie, strukturalnie i w tonacji rzecz wygląda jednak zupełnie dobrze.

 

Autor jest publicystą portalu PCh24.pl