Mariusz Paszko, portal Fronda.pl: Jak Pan ocenia skalę i precyzję ukraińskiej operacji „Pajęczyna”, której efektem było zniszczenie ponad 40 rosyjskich samolotów, w tym bombowców strategicznych Tu-95MS?

Generał Roman Polko: Ta akcja z pewnością trafi do podręczników szkolenia wojsk specjalnych. Arsenał taki jak bombowce strategiczne Tu-95MS jest w szczególny sposób chroniony. Zniszczenie jednego takiego samolotu to już ogromny sukces wojsk specjalnych, a co dopiero uderzenie na wiele tego typu celów.

Podkreślę to jasno, że jest to z pewnością cenny sukces Ukrainy, ale nie jest to jeszcze taki sukces, który przesądzi o losach tej wojny. Rosja ma ogromny potencjał i przestawiła gospodarkę na tryb wojenny. Tymczasem Ukraina przez wiele miesięcy była pozostawiona w dużej mierze sama sobie. To, co zrobił prezydent Trump – de facto wyciągając Putina z izolacji i dając mu polityczny sukces – to coś, co Miedwiediew otwarcie już potwierdza. Mianowicie, że Rosja nie chce żadnych rozmów pokojowych, ale dąży do strategicznego zwycięstwa. Widać wyraźnie, że bez wsparcia Zachodu Ukraina sobie nie poradzi. Kluczowe jest, by zapowiadane przez prezydenta Trumpa wsparcie USA rzeczywiście się zmaterializowało, jeśli Putin nie będzie chciał negocjować ze stroną europejską. To wsparcie już teraz jest spóźnione, ale nie mamy innego wyjścia – dla naszego własnego bezpieczeństwa musimy wspierać Ukrainę.

A jak Pan skomentuje rozmowy w Turcji, które trwały ledwie godzinę i zakończyły się bardzo niejasnymi sformułowaniami?
Tak naprawdę to nie były negocjacje, tylko rozmowy o wymianie jeńców. Obie strony doskonale zdawały sobie z tego sprawę. Rosja wysłała byłego ministra kultury, Ukraina ministra obrony. Już to pokazuje, jak Rosja podeszła do tych rozmów: delegując osoby niedecyzyjne. To była farsa.
Zresztą, jak powiedział Miedwiediew, te rozmowy w Stambule nie mają na celu zawarcia kompromisowego pokoju, ale zapewnienie Rosji szybkiego zwycięstwa. Rosja nie może pokonać Ukrainy na polu walki – Ukraina stawia opór, pokazuje determinację, wolę walki i skuteczność. Dlatego Rosja chce zwyciężyć Ukrainę na polu dyplomatycznym – przy pomocy Stanów Zjednoczonych, przy pomocy prezydenta Trumpa.
Czy akcja Ukraińców na Syberii może wpłynąć na zmianę rosyjskiej strategii wojennej?
Z pewnością ma ona znaczenie na poziomie taktycznym i operacyjnym, ale nie jest to jeszcze przełom. Nie chcę obniżać rangi tego sukcesu – kropla drąży skałę – ale takich akcji musi być więcej. Ta konkretna operacja była misternie przygotowana, trwała ponad rok. Ukraińcom należy się za to ogromny szacunek, za utrzymanie jej w tajemnicy – to niezwykle trudne.
To ogromna akcja, ale Rosja ma nadal potężne zasoby i determinację do prowadzenia działań wojennych. I niestety Zachód wciąż się spóźnia z pomocą. Były momenty, szczególnie w pierwszym roku wojny, gdy wystarczyłoby rzeczywiście wesprzeć Ukrainę bez blokad – wtedy już mogłoby dojść do przełomu. Gdy pojawiły się HIMARS-y, Ukraina zaczęła działania ofensywne, ale były wtedy blokady na czołgi, na samoloty. Teraz tych blokad już nie ma, ale Rosja nauczyła się i skutecznie bronić okupowanego terytorium.

Rosja nie jest dziś w stanie zdobywać kolejnych miejscowości ani osiągać swoich celów – nie potrafi dojść nawet do linii samozwańczych republik. Doczekała się jednak tego, co prawdopodobnie od początku zakładała – rozbicia jedności NATO i Unii Europejskiej. Mamy konie trojańskie i pożytecznych idiotów, którzy mówią „nie dla Ukrainy w NATO”.

Przecież negocjacje się nawet nie rozpoczęły, a my już oddajemy pole. Kto tak robi?
Wspomniał Pan, że ta akcja trafi do podręczników wojsk specjalnych. Co ją wyróżnia?
Przede wszystkim rozmach, ale i nowoczesność tej operacji – wykorzystanie zaawansowanej techniki, inteligencji, a nie siły fizycznej. To zupełnie inny wymiar działań niż ten znany z dawnych lat. Kiedy objąłem dowodzenie GROM-em, zaczęliśmy właśnie stawiać na inteligencję i technikę.

Dziś żołnierz wojsk specjalnych to nie jest napompowany sterydami „superkomandos” z hollywoodzkich filmów. To ktoś, kto potrafi wykorzystać inteligentne narzędzia – drony, systemy elektroniczne, potrafi współdziałać ze służbami specjalnymi, pozyskiwać informacje, zdobywać serca i umysły, by mieć wsparcie lokalnych agentów.

Tego typu obiekty, które zaatakowali Ukraińcy, podlegają ścisłej ochronie. To wiele systemów obronnych, które chronią rosyjskie lotniska. A mimo to we wszystkich tych bazach udało się skutecznie przeprowadzić ataki. Akcja nie została zdekonspirowana. Można powiedzieć, że to była niemalże „mission impossible” zrealizowane w 100%.
Czy niemieckie rakiety Taurus w końcu trafią na Ukrainę? Zapowiadano to już wielokrotnie, ale ciągle mówi się o obawie przed eskalacją.
Przede wszystkim chciałbym, żeby amerykańska pomoc zaczęła realnie docierać. W Europie widać determinację, by wspierać Ukrainę. Sama Ukraina pokazała już, że potrafi budować własne drony i systemy walki.
Popatrzmy choćby na Niemcy – na początku wojny chcieli wysyłać tylko hełmy, a dziś ich pomoc wojskowa jest naprawdę potężna. My również udzieliliśmy ogromnego wsparcia – i to mimo, że nasze PKB jest mniejsze. Warto pamiętać, że Niemcy wydają niewiele ponad 2% PKB na obronność, a my prawie 5%, ale w liczbach bezwzględnych ich budżet wojskowy jest trzy razy większy od naszego.
Nie łudźmy się, że sami zwyciężymy. To myślenie siły pięści, obecne w niektórych środowiskach – niestety także w Konfederacji – jest po prostu oderwane od rzeczywistości. Musimy stać twardo na dwóch nogach: po pierwsze utrzymać relacje ze Stanami Zjednoczonymi, które mają najlepszą armię świata, a po drugie – budować solidarność i silne sojusze w Unii Europejskiej.
Polska, która ma dobre relacje z USA, ma dziś ważną rolę do odegrania jako pośrednik i integrator – bo wspólne, skoordynowane działania są kluczem do pokonania Putina.
Co Pan Generał sądzi o mianowaniu gen. Alexusa Grynkewicha na dowódcę sił alianckich NATO w Europie? Media podają, że ma białoruskie pochodzenie.
Bardzo wysoko cenię prezydenta Czech, który jako generał lepiej rozumie specyfikę działań wojennych. Źle oceniałem z kolei Pola Bremera, cywilnego administratora Iraku, który zmarnował sukces wojskowy, rozwiązując armię iracką.

Nie znam osobiście generała Grynkewicha, ale to, skąd ktoś pochodzi, nie ma dziś większego znaczenia – liczy się to, kim naprawdę jest i jakie ma doświadczenie. Mark Rutte, były holenderski premier, budził moje obawy – relatywizował chociażby porażkę w Srebrenicy, gdzie zginęło 8 tysięcy cywili. Tłumaczył to brakiem wyposażenia, co nie było do końca prawdą. Inne oddziały – polskie, kanadyjskie – potrafiły wtedy działać skutecznie.
Dajmy więc mu szansę – zobaczymy. Kluczowe jest jednak to, że NATO to nie dyktatura jak Układ Warszawski, gdzie rządził marszałek Związku Sowieckiego. To wspólnota państw, które są świadome, że NATO gwarantuje nam bezpieczeństwo i skutecznie odstrasza Rosję.

Warto też wspomnieć o krajach takich jak Węgry, które blokowały wstąpienie Finlandii i Szwecji do NATO. Turcja to inna sprawa. Ale jedno jest pewne – i Unia Europejska, i NATO mają dziś ogromny problem z koniami trojańskimi Putina. Inaczej nie postrzegam Orbána czy Fico.

Uprzejmie dziękuję Panie Generale za rozmowę.