Pamiętacie Państwo? Jak zaczynała się “pandemia” w poszczególnych krajach? Jeśli nie to przypomnę, że w Hiszpanii zaczęło się od demonstracji feministek i LGBT, w Anglii od meczów z pełnymi trybunami, we Włoszech od pacjenta zero, który chodził po knajpach, a w Polsce od spacerów po lesie. Pamiętacie Państwo jakie ograniczenia dotyczyły rozgrywek sportowych i dotyczą nadal? Moim ulubionym były zasady gry na „Orliku”, gdzie mogło przebywać maksymalnie 14 osób plus 2 trenerów i wszyscy musieli zachowywać dystans.

W światowym sporcie też jest „wesoło”, na przykład Iga Świątek na otwartym korcie Rolanda Garrosa grała przy pustych trybunach, bo mecz rozpoczął się w czasie godziny policyjnej, wprowadzonej na cześć „pandemii”. W tamtym czasie we Francji było po kilkaset przypadków zakażeń, parę tygodni później odbył się półfinałowy mecz Mistrzostw Europy z udziałem Anglii i Danii. Na trybunach stadionu Wembley znalazło się 60 000 kibiców bez maseczek, bez dystansu i w dodatku propagowali aerozol zdzierając gardła. Tego samego dnia w Wielkiej Brytanii odnotowano ponad 33 000 przypadków zakażeń. Jeśli się komuś wydaje, że wirus inaczej traktuje piłkę nożną, a inaczej tenis ziemny, to się myli. Na tych samych Mistrzostwach Europy odbywały się mecze z ograniczoną liczbą kibiców w maseczkach. Sama „idea” organizacji zawodów też idealnie się wpisuje w „mądrość pandemii”. Organizatorami ME zostało wiele krajów, co miało zapobiec rozprzestrzenianiu się wirusa. Logiczne, prawda? Z jednej strony wprowadzamy lockdown i godzinę policyjną, zakazujemy lotów samolotami, z drugiej latamy po całej Europie i nawet gdzieś pod granicę Azjatycką w Rosji i wszystko po to, żeby wirus się nie rozprzestrzeniał.

No dobrze, ale czy warto o tym wszystkim po raz 1234 mówić? Przecież „wszyscy, wszystko wiedzą”! Jestem przekonany, że nie wszyscy, tylko zdecydowana mniejszość i nie wszystko, tylko niewiele. Oczywiście takich absurdów „pandemicznych” da się przytaczać po kilkadziesiąt dziennie, ale jest pewien problem. Jak to się dzieje, że impreza na Krupówkach z udziałem 1000 ludzi staje się tak śmiercionośna, że każdy ekspert we wszystkich mediach wygłasza swoje złowieszcze "ekspertyzy", natomiast o 60 000 kibiców na Wembley i to w czasie rekordowej liczby zakażeń w Wielkiej Brytanii, nie zająknął się nikt. Z największą uwagą śledziłem wczoraj komentarze ze strony znawców futbolu i innych dziennikarzy. Żaden, podkreślam, żaden nie podniósł alarmu i nie mówił o „siewcach śmierci”, nawet Krzysztof Stanowski po maturze, który swego czasu ścigał pojedynczych obywateli i piłkarzy odwiedzających rodziców albo wychodzących z dziećmi na spacer. Dlatego też warto 1234 i 2345 raz obnażać te kretynizmy i tych ludzi, którzy są sterowanymi pacynkami medialnymi. Śmiechom i „teoriom spiskowym” nie ma końca, gdy się mówi prawdę o centralnym zarządzaniu „komunikatem społecznym”, tymczasem jest to wyłącznie fakt i to dość banalny.

Dlaczego nie było oburzenia z powodu tak „skrajnego braku odpowiedzialności” przy półfinałowym meczu na Wembley? Z prostego powodu, nikt Stanowskiemu, Szpakowskiemu, Mrozowskiemu, Anicie Werner, Jankowskiemu i Gozdyrze, a co za tym idzie TVP, TVN i Polsatowi, nie powiedział, że mają w tym obszarze robić medialną zadymę. Naturalnie to tak nie działa, że do każdego z wymienionych i nie wymienionych dochodzi mejl ze skrzynki Dworczyka, byłaby to strata czasu i energii. Oni wszyscy doskonale i instynktownie wiedzą, co mają mówić i robić, gdy tylko jedna ze stacji, czy ważna postać da sygnał. Proszę wskazać jednego dziennikarza z topu, który się postawił „pandemii”? Mówię o ścisłym topie telewizyjnym, bo przyzwoici dziennikarze z „dołów” się znaleźli. Tak się kręci ta paranoja napędzana przez sterowane i umieszczone w różnych kieszeniach sponsorskich medialne pacynki i dotyczy to wszystkich „dziennikarzy”, od politycznych, przez „lajfstylowych”, aż po sportowych. Milczą kiedy mają milczeć i kabotyńsko drą japę, gdy dostaną sygnał z centrali.


Matka Kurka