Powołana do wyjaśnienia wypadku specjalna komisja wojskowo-techniczna nie była w stanie wyjaśnić tego zdarzenia. Cud uratowania załogi został potwierdzony przez Kościół, a chorwacką zakonnicę beatyfikowano.

Cud na oceanie

Mało znany w naszym kraju cud, który ponad 30 lat temu wydarzył się na peruwiańskich wodach Oceanu Spokojnego pokazał, że łaska i moc Boża działają ponad granicami geograficznymi i różnicami narodowymi. Poznaj niesamowitą historię uratowania latynoamerykańskiego okrętu podwodnego „Pacocha”.

Wydarzenia z nocy z 26 na 27 sierpnia 1988 roku były z pewnością doświadczeniem, które załoga okrętu peruwiańskiej marynarki wojennej zapamiętała do końca życia. Płynący u wybrzeżu Pacyfiku okręt, który nie był głęboko zanurzony, zderzył się na wodach z japońskim statkiem rybackim.

Kolizje okrętów o dużych gabarytach, pomimo tego, że zdarzają się stosunkowo rzadko, są zazwyczaj dość niebezpieczne i mają dramatyczny przebieg. Siła zderzenia jednostek pływających na powierzchni mórz lub innych akwenów wodnych może łatwo spowodować szybkie ich zatonięcie. Zwłaszcza, gdy do brzegu jest daleko, a pomoc ratunkowa przybywa w takich przypadkach zazwyczaj dopiero po pewnym czasie.

Zderzenie statków

Ocalali marynarze wspominali później, że przebieg katastrofy był błyskawiczny. Był piątek wieczorem. Po ćwiczeniach wojskowych okręt „Pacocha“ wracał do bazy. Na jego pokładzie znajdowało się kilkudziesięciu marynarzy. Okręt miał już swoje lata, gdyż jeszcze podczas II wojny światowej był używany przez amerykańską marynarkę wojenną, a następnie odsprzedany Peru.

Nagle załoga usłyszała olbrzymi huk i w chwilę później nastąpił potężny wstrząs. Wciąż pracowały jeszcze silniki okrętu znajdujące się w jego tylnej części. Przyjęła ona na siebie uderzenie japońskiego statku.

Główny właz do okrętu był otwarty i do wnętrza zaczęła dostawać się woda, powodując szybkie tonięcie jednostki. Trzech członków załogi zginęło niemal od razu, kolejni znajdujący się na górnym pokładzie w momencie zderzenia zdołali założyć kamizelki pływackie i wyskoczyć za burtę.

Walka o życie

Dowodzący okrętem kapitan Daniel Nieva postanowił własnymi siłami zamknąć główny właz, wychodząc na grzbiet kadłuba. Po sporym wysiłku udało się go częściowo zamknąć. Po wykonaniu tej czynności kapitan – który, jak się później okazało, przyczynił się tym do uratowania marynarzy znajdujących się w dolnych częściach jednostki – najprawdopodobniej ześlizgnął się do oceanu, nie mogąc utrzymać się na tonącym kadłubie. Nie mając na sobie kamizelki, chwilę później utonął.

Zatrzaśnięcie włazu zatrzymało co prawda napływ dużej ilości wody do środka okrętu, ale jednocześnie, uszkodzony kolizją statek zaczął powoli zmierzać na dno. Brakowało coraz bardziej tlenu, a pompy powietrza zostały zalane wyciekającym z silnika płynem.

W tak uwięzionym statku znajdowało się 23 marynarzy. Zastępca kapitana, Roger Cotrina, który przejął wówczas dowództwo wspominał, że to, co wydarzyło się później odczuwał, jakby rozgrywało się w zwolnionym tempie.

Siostra Marija Petković

Przez nieszczelnie domknięty właz wciąż napływała woda, ciągnąc okręt dużym ciśnieniem w dół. Cotrina przyznał podczas zeznań przed komisją beatyfikacyjną, że w tym czasie przypomniał sobie o postaci chorwackiej zakonnicy siostry Mariji Petković. Była ona założycielką Zgromadzenia Córek Miłosierdzia, powstałego jeszcze przed II wojną światową w ówczesnej Jugosławii.

Działające według charyzmatu franciszkańskiego zgromadzenie zajmowało się głównie pracą charytatywną i katechezą ubogich dziewcząt i dzieci, a później – pomocą wykluczonym i bezdomnym.

Tuż przed wybuchem wojny, po założeniu domów zakonnych na terenie Chorwacji i Wojwodiny, s. Marija wyjechała do pracy misyjnej w Argentynie. Wówczas mieszkała w tym kraju dość duża diaspora chorwacka. Zgromadzenie Córek Miłosierdzia szybko zresztą zdobyło popularność w całej Ameryce Łacińskiej, prowadząc szpitale i domy pomocy.

Według jednej z wersji to właśnie przebywający w jednym z takich szpitali oficer marynarki wojennej Peru Roger Cotrina zapoznał się z postacią s. Mariji, która zmarła w 1966 roku w Rzymie w opinii świętości.

W trakcie kilkudniowego leczenia miał okazję przeczytać kilka broszur na jej temat. Niektóre źródła chorwackie twierdzą z kolei, iż Cotrina miał chorwackie korzenie i postać zakonnicy była mu znana poprzez kręgi rodzinne.

Wbrew prawom fizyki

Niezależnie od tego, jak było w tej szczegółowej kwestii, faktem pozostaje, iż marynarz oświadczył, iż w chwili kolizji okrętów zaczął modlić się do Ukrzyżowanego Chrystusa i jednocześnie myśleć intensywnie o postaci s. Mariji.

Wszystko rozgrywało się w ciągu dosłownych kilku minut. Cotrina wspominał, że po tej modlitwie poczuł w sobie ogromną energię i jednocześnie – jak sam to określił – duchowy nakaz, aby uratować załogę i siebie. „Dla mnie był to jeden z pierwszych znaków tego, że Bóg był wtedy z nami i że zostaniemy wybawieni“ – wspominał.

W niewyjaśniony sposób oficer dał radę ponownie znaleźć się przy włazie, podnieść jego pokrywę i obrócić koło z zatrzaskami, które tym razem zamknęło się w sposób całkowicie szczelny. Okręt przestał tonąć, a nawet został nieco wyparty w górę. Na statku działał wciąż aparat Morse’a, na którym marynarze nadali sygnał SOS.

Dotarł on do znajdującego się w pobliżu amerykańskiego okrętu wojennego. Już po północy rozpoczął on akcję ratunkową i po kilku godzinach wyłowił znajdujący się pod wodą uszkodzony statek, ratując życie wszystkich w nim uwięzionych.

Kolejnym cudem było to, że w tym czasie marynarze mogli w miarę swobodnie oddychać dzięki niewielkim ilościom powietrza wytwarzanym przez działający jeszcze ostatkiem mocy niewielki generator sprzężonego powietrza.

Potwierdzony cud i beatyfikacja

Powołana do wyjaśnienia wypadku specjalna komisja wojskowo-techniczna po szczegółowych badaniach potwierdziła, iż w chwili szczelnego zamknięcia włazu przez Cotrinę tonący okręt znajdował się na głębokości 10-20 metrów pod wodą. Na takiej głębokości ciśnienie hydrostatyczne na pokrywie włazu wytwarza nacisk o sile pomiędzy 3800 i 6400 kilogramów!

Przy działaniu takich sił w warunkach podwodnych nie jest możliwe, aby nawet najsilniejszy atleta dokonał zamknięcia włazu samodzielnie, a dodatkowo jeszcze, równo dopasował do siebie zatrzaski oraz śruby na jego pokrywie.

Gdy na wodach terytorialnych Peru wydarzyła się katastrofa okrętu „Pacocha“, w Rzymie od dwóch lat trwało wstępne postępowanie w procesie beatyfikacyjnym s. Mariji Petković. Cud uratowania załogi został potwierdzony przez Kościół, a chorwacką zakonnicę beatyfikowano latem 2003 roku w Dubrowniku w czasie ostatniej wizyty papieża Jana Pawła II w Chorwacji.

aleteia.pl Źródła: elcomercio.pe, ika.hkm.hr, bitno.net