Organizatorka wulgarnych i agresywnych manifestacji, wprost nawołująca m.in. do demolowania kościołów, Marta L. wciąż próbuje kreować się na ofiarę. W wywiadzie opublikowanym kilka dni temu na łamach „Dziennika Gazety Prawnej” aktywistka mówiła o postawionych jej zarzutach karnych przekonując, że większość z aktywistek tzw. strajku kobiet musi korzystać z pomocy psychologów.

- „Większość z nas jest pod opieką psycholożek i psychologów. Mamy cały program: psychopogotowie dla osób wypalonych aktywistycznie i dla tych, którzy doświadczyli przemocy na ulicy albo były na przemoc narażone” – żaliła się Marta L. w rozmowie z „Dziennikiem Gazetą Prawną”.

Jak podkreślała, sama żyje obecnie w nieustannym stresie i potrzebuje pomocy psychologicznej. Aktywistka dodała, że tzw. strajk kobiet jest inwigilowany, a 20 proc. jego aktywistów to szpiedzy.

Pytana o agresję w czasie protestów (którą na dostępnych w Internecie nagraniach przejawiała) liderka proaborcyjnych manifestacji zapewniała, że sama nie zachęcała do agresji, a wręcz przeciwnie, dążyła do… deeskalowania sporu na ulicach.

kak/solidaryzm.eu