„Żądania zadośćuczynienia znów uderzają w Niemcy – ostatnio z Grecji, Polski i Namibii. Postulaty te nazywane są 'reparacjami', chociaż w istocie chodzi o materialne zadośćuczynienie”- pisze w szwajcarskim dzienniku „Neue Zuercher Zeitung” (NZZ) publicysta Michael Wolffsohn. 

Dziennikarz zwraca uwagę, że roszczenia Namibii nie mają związku z III Rzeszą, ale z Niemcami cesarza Wilhelma II. W odniesieniu do tej zbrodni niemiecki rząd długo wzbraniał się przed używaniem pojęcia "ludobójstwo", a w roku 2015 nastąpił zwrot w terminologii. Jak wskazuje Wolffsohn, nie chodzi tu wyłącznie o ekwilibrystykę słowną, gdyż termin "ludobójstwo" nasuwa skojarzenie z Holokaustem, mimo iż werbalne zrównywanie obu zbrodni jest w jego ocenie nieuzasadnione. 

Jak zauważa publicysta, oficjalne zaakceptowanie tego terminu prowadzi prosto do kwestii zadośćuczynienia, które w przypadku Żydów było „historycznym precedensem”. Mimo iż kwota zadośćuczynienia była niższa niż wartość zrabowanego majątku, nie narusza to modelowego układu – „najpierw ludobójstwo, potem zadośćuczynienie”.

„Wniosek jest prosty: kto w Niemczech mówi ludobójstwo, ten sugeruje porównywalność z Holokaustem i musi liczyć się z tym, że zgodnie z precedensem osoby, które przeżyły, lub ich następcy zażądają zadośćuczynienia”- wskazuje dziennikarz. Wolffson ocenia, że niemieccy decydenci zajmujący się tą problematyką kierowali się raczej względami moralnymi, zapominając o materialnym aspekcie roszczeń.

Zdaniem Wolffsohna, żądania takich krajów jak Grecja czy Polska są skutkiem "niemieckiej podwójnej moralności", gdyż oba kraje wyciągnęły z „nowej urzędowej niemieckiej teorii ludobójstwa” własne wnioski prowadzące do roszczeń za cierpienia w drugiej wojnie światowej. 

„Nie tylko w Grecji i Polsce ofensywa odszkodowawcza przeciwko Niemcom odwraca ponadto uwagę od samokrytycznej dyskusji o kolaboracji z niemieckimi mordercami Żydów w czasie wojny i Holokaustu”- wskazuje. Publicysta podkreśla, że sprawcy II wojny światowej od dawna nie żyją, stąd też  „prawnokarny” aspekt problemu nie ma znaczenia. Nie istnieje również taka kategoria jak wina zbiorowa, szczególnie w pokoleniu „niewinnych potomków”. Postulat, by prawo znaczyło „ponadczasową, prawno-naturalną sprawiedliwość”, jest raczej „pobożnym życzeniem niż prawną rzeczywistością”.

„Jeśli chodzi natomiast o Sąd Ostateczny, to decyzja nie należy do człowieka, lecz do Boga, jeśli, taką mam nadzieję, istnieje”- podkreśla dziennikarz. 

yenn/DW.com, Fronda.pl