Z  demonologiem, ks. dr. Mariuszem Gajewskim, r o z m a w i a  d r M i c h a ł  K o s c h e

Czy Ksiądz uważa się za demonologa?

Dobre pytanie na początek. Czy ja jestem demonologiem? Jestem przede wszystkim uczniem Chrystusa, w jego służbie. Tak się składa, że od kilkunastu lat zajmuję się tematyką okultyzmu, sekt i satanizmu. Jeśli rozumie się demonologię jako dyscyplinę nauki/poznania ukierunkowaną na systematyczną refleksję nad zjawiskiem zła, to w jakimś sensie można mnie nazwać demonologiem. Niemniej zawsze podkreślam w rozmowach z ludźmi, że w walce ze złem zwycięża ten, kto trwa przy Chrystusie, a nie ten, kto posiada rozległą wiedzę na temat Diabła i jego strategii zwodzenia. Zajmowanie się diabłem dla niego samego nie ma sensu. Wszelkie pisanie i mówienie o demonach i diabłach powinno odbywać się w kontekście głoszenia Dobrej Nowiny o Jezusie Chrystusie. Zatrzymanie się na złu, delektowanie się opowieściami grozy przynosi wiele szkody dla życia duchowego. Walka duchowa to bardzo poważna sprawa. Epatowanie „opowieściami z krypty” jest nieodpowiedzialne. Współczesny świat nie wierzy w istnienie Diabła.

Dlaczego warto zajmować się tą tematyką?

Warto zajmować się tematyką złego ducha, bo on istnieje. To najważniejszy i jedyny powód. Mało tego, istnieje i walczy z Bogiem, walczy z człowiekiem i zapewne walczy z innymi aniołami, które wiernie przy Bogu trwają. A skoro jesteśmy w stanie wojny, to warto poznać przeciwnika i jego metody działania. Tylko głupiec zamyka oczy, kiedy do niego strzelają. I tu jedna sprawa, którą uważam za kluczową, a mianowicie, że moja codzienna walka nie jest prywatną wojenką. Choć ze złem każdy walczy w jakiś sposób samodzielnie (pokusy, kuszenie itd.), nigdy jednak samotnie. Wspólnota Kościoła to olbrzymia armia Pana, niezwykła rzesza wspierających się wojowników. Na froncie ze złem walczymy zawsze razem, wspieramy się i w tym nasza siła.

W czym tkwi istota grzechu Diabła?

Pycha, bunt i nieposłuszeństwo, charakteryzują go najmocniej. To pierwsze skojarzenie, jakie przynosi  lektura tekstu natchnionego. Wszelkie inne opisy mają charakter dywagacji i spekulacji. Myślę, że w pewnym momencie „serce” Diabła opanowało zwątpienie, w jakiś dziwny sposób przestał kochać, ufać, zapomniał o miłości. W miejsce tych cnót zagnieździła się pycha, nieufność, zazdrość, zawiść. Trudno powiedzieć, o co poszło, ale powiedzmy raz jeszcze odwołując się do metafory – „serce” Złego napełniło się trucizną i skamieniało.

Czy można powiedzieć, że Zły jest uosobieniem pychy?

Jak najbardziej. Diabła nazywa się najczęściej ojcem kłamstwa. Pierwszym stworzeniem, jakie okłamał był on sam. Uwierzył swemu własnemu kłamstwu, że można żyć bez Boga, że można żyć przeciw Bogu. Skłamał i pociągnął za sobą innych. Czara pychy rozlała się szeroko. Skutków tego wydarzenia doświadczamy do dziś, choć w innej już perspektywie niż nasi przodkowie.

Jak to rozumieć?

Jak popatrzymy na biblijną historię zbawienia, to szybko zauważymy, że Adam i Ewa zaraz po grzechu nie byli w najlepszej sytuacji. Schowani i przestraszeni próbowali ukryć siebie i swój grzech. Przestraszyli się, bo zaufali wężowi. Na szczęście Bóg jest tym, który ocala, dostali więc piękną obietnicę zmiażdżenia głowy węża. Nie wiem, ile z tego zrozumieli. Nie jest to ważne. Dla nas najistotniejsze pozostaje dzieło Jezusa Chrystusa, On sam. Dzisiaj na grzech, na Diabła patrzymy z perspektywy krzyża i przede wszystkim zmartwychwstania Pana Jezusa, a nie z perspektywy krzaków, w których ukrył się Adam z Ewą. To nawet nie jest perspektywa obietnicy nowej ziemi, jaką otrzymał Abraham. Dziś na to wszystko patrzymy inaczej, pełniej, mamy „większego Mojżesza”niż nasi poprzednicy, a jest nim Syn Boży. Czyż nie jest to piękna perspektywa?  

Całość artykułu dostępna w drukowanej wersji miesięcznika Egzorcysta

Artykuł pochodzi z miesięcznika nr 29