W minionym tygodniu Gregory R. Copley, wieloletni ekspert ds. bezpieczeństwa opublikował szeroko komentowany artykuł: „Czy Stany Zjednoczone są gotowe do wojny z Chinami?”. Przedstawił w nim interesująca wizję wojny Stanów Zjednoczonych z Chinami. Według Copleya Państwo Środka nie chciałoby teraz rozpoczynać wojny, ale gdyby wybuchał, jest gotowe się do niej włączyć; Pekin, chcąc zyskać dominację nad USA, musi zaatakować przed 2030 rokiem, gdy Ameryka zakończy modernizację armii. O komentarz poprosiliśmy Andrzeja Talagę z Warsaw Enterprise Institute.

 

Krzysztof Smaga: Czy możemy mówić o realnym zagrożeniu wojną amerykańsko – chińską? Kto w tej chwili posiada strategiczną przewagę?

Andrzej Talaga: Na początku musimy rozróżnić kilka spraw. Strategiczną czyli generalną przewagę mają Stany Zjednoczone. To przewaga druzgocąca – budżet amerykański jest wielokrotnością budżetu chińskiego przeznaczonego na obronność. Sprzęt oraz koncepcje strategiczne jakich używają Amerykanie daje im olbrzymią przewagę nad Chinami, które dopiero raczkują w tej dziedzinie. Sytuacja wygląda podobnie w przestrzeni kosmicznej oraz w płaszczyźnie sprzętowej np. rakiet balistycznych czy głowic nuklearnych. Stany Zjednoczone w tej materii zdecydowanie dominują.

 

Czy istnieje zatem uzasadniona obawa przed działaniami ze strony Chin?

Żeby odpowiedzieć na to pytanie musimy przejść z poziomu strategicznego na poziom potencjalnego teatru działań wojennych czyli Morza Chińskiego i Morza Południowochińskiego. Tam , jak się okazuje, przez ostatnie lata Chińczycy bardzo wyraźnie zreformowali stan swoich sił zbrojnych kosztem Ameryki. Obecne działania sił zbrojnych USA na tych obszarach są bardzo utrudnione, a wręcz niemożliwe. Wypływa to z faktu, iż Chińczycy rozbudowali baterię dział, zarówno przeciwokrętowych jak i lądowych, które mogą niszczyć grupy lotniskowców z dużym powodzeniem. Amerykanie muszą natomiast dokonywać uderzeń z wielkich odległości, żeby zminimalizować ryzyko trafień własnych okrętów. Wynika z tego, że tam, na konkretnym obszarze potencjalnych działań wojennych, jest równowaga, może nawet z lekką przewagą strony chińskiej. Globalnie natomiast przewagę ma Ameryka.

 

Na jakie sojusze państwowe mogłaby liczyć Ameryka, a na jakie Chińczycy?

Te sojusze już są i to wyraźne. Są sojusze dwustronne Ameryki: z Tajwanem, Koreą i z Japonią. To daje Amerykanom także przewagę geograficzną, ponieważ wszystkie te kraje położone są przy Chinach, a nie przy Ameryce. W związku z tym będą one pasami lądowymi do operacji, choćby lotniczych w wypadku wybuchu takiej wojny. Siły amerykańskie są już zresztą obecne w Korei i Japonii. Nie ma ich na Tajwanie, ale mogą tam się pojawić w razie wybuchu wojny. Więc ci sojusznicy to przede wszystkim te państwa. Są także inne np. Indonezja. Amerykanie poza możliwością uderzeń na duże odległości, mogą zastosować blokadę morską, co będzie straszliwe dla chińskiej gospodarki, bo większość towarów wpływających i wypływających z Chin prowadzi przez cieśniny np. indonezyjską, które Amerykanie mogą relatywnie łatwo zablokować. Chiny wiele straciłyby gospodarczo na takiej wojnie. Myślę, że możemy dołożyć do grona sojuszników także Australię.
W mniejszym stopniu Filipiny, bo obecny prezydent jest antyamerykański, ale to może zmienić się za dwa lata w czasie zbliżających się wtedy wyborów prezydenckich.

 

Jaką rolę w całym konflikcie może odegrać Rosja?

To jest pytanie, które spędza sen z powiek obu stronom potencjalnego konfliktu.

 

Dlaczego?

 Dlatego, że Chiny są relatywnie dobrze przygotowane od uderzeń ze wschodu ze strony Japonii, Korei, Morza Chińskiego. Tam mają rozbudowane systemy przeciwlotnicze oraz przeciwrakietowe, a także system bunkrów gdzie strategiczne zasoby są przechowywane albo mogą być chronione w wypadku masowych bombardowań. Natomiast nie są kompletnie chronione od północy i od zachodu. Oznacza to, że gdyby Rosja udostępniła przestrzeń powietrzną dla sił uderzeniowych Stanów Zjednoczonych, to ich skuteczność byłaby znacznie większa niż gdyby tego nie zrobiła.

 

Czy Polska może odegrać jakąś rolę w tym konflikcie?

Wystarczy spojrzeć na mapę żeby odpowiedzieć negatywnie. Nie możemy odegrać żadnej roli, jesteśmy za daleko. Co więcej nie powinniśmy nawet odgrywać żadnej roli, ponieważ nasz sojusz z Amerykanami w ramach NATO nie zobowiązuje nas do żadnych działań w wypadku wybuchu wojny chińsko – amerykańskiej. Nie mamy żadnego dwustronnego sojuszu z Ameryką, więc tym bardziej nie jesteśmy do tego zobligowani. Poza tym nic faktycznie nie moglibyśmy zrobić, więc wszelkie działania są bezcelowe. Nie posiadamy takich środków ani możliwości finansowych i operacyjnych. Polska nie odegra
i nie powinna próbować odegrać jakiejkolwiek roli w takim konflikcie.

 

Czy trwająca aktualnie epidemia koronawirusa może być zwiastunem ewentualnej wojny? 

Powinniśmy wiązać wszystkie sytuacje ze sobą, aczkolwiek epidemia takim zwiastunem nie jest. Była nią już wojna handlowa Ameryki z Chinami czy sytuacja w Hongkongu i reakcja amerykańska. Istnieje cały zbiór czynników, które mogłyby prowadzić do wojny, ale oczywiście nie muszą, ponieważ rozmawiamy o wojnie, która może nigdy nie wybuchnąć. Te państwa mogą konkurować ze sobą bardzo agresywnie politycznie lub gospodarczo, także militarnie na zasadzie wyścigu zbrojeń oraz dyslokacji sił. Wielka reforma amerykańskiej piechoty morskiej jest modernizacją przygotowującą do wojny z Chinami, więc to wszystko powoduje, że taka wojna może być dla Chin nieopłacalna. Być może po prostu nigdy do niej nie dojdzie. Nie twierdziłbym także, że teraz ryzyko jej wybuchu jest bardziej prawdopodobne niż przed koronawirusem. To byłyby zbyt daleko idące wnioski.

Dziękuję za rozmowę.