Tomasz Turowski – komunistyczny szpieg wywiadu PRL w Watykanie działający jako kleryk w zakonie jezuitów, dostał rozkaz zdobywania i przekazywania centrali (czyli de facto szefostwu KGB i GRU) wszelkich informacji o zauważonych lukach w systemie ochrony papieża Polaka!

Działał pod kryptonimami „10682”, „Orsom” i „Ritter”, swobodę działania po 1990 roku zapewniły mu układy Okrągłego Stołu.

Jako supertajny komunistyczny agent PRL był w przebraniu jezuity na Placu św. Piotra w chwili zamachu na Jana Pawła II i był również jako dyplomata zabezpieczający wizytę polskiej delegacji także na lotnisku w Smoleńsku w chwili śmierci Prezydenta RP, prof. Lecha Kaczyńskiego i całej polskiej elity.

Absolwent rusycystyki, od 1973 agent Wy­dzia­łu XIV Departamentu I Służby Bezpieczeństwa PRL. W 1975 otrzymał misję przeniknięcia do zakonu jezuitów, zwią­za­ne­go z włoskimi słu­żba­mi specjalnymi (je­zu­i­ci są tam ka­pe­la­na­mi). Był „nielegałem”, tj. szpiegiem nie­peł­nią­cym oficjalnie żad­nych funkcji dyp­lo­ma­tycz­nych, ze specjalnie spreparowanym ży­cio­ry­sem. Działał pod kryp­to­ni­ma­mi „10682”, „Orsom” i „Ritter”. Dzię­ki wcześniejszej zna­jo­moś­ci z okresu studiów z kardynałem Karolem Wojtyłą przed wyjazdem do Włoch otrzymał od niego oraz od biskupów zajmujących się polską emigracją w Rzymie listy polecające. Studiując w Rzymie mieszkał w domu zakonnym i pracował w sekcji wschodniej Radia Watykańskiego. Po wyborze Karola Wojtyły na papieża wielokrotnie kontaktował się z nim podczas nagrywania jego wystąpień dla radia.

Znajomość najnowszej historii dowodzi, że ktoś, kto pracował w czasach PRL-u na rzecz wywiadu komunistycznego na „kierunku watykańskim” (jak określano to według ówczesnej resortowej nomenklatury), a kimś takim miał być Tomasz Turowski, był znany szefostwu KGB. SB nie była autonomiczna wobec służb sowieckich, a je szczególnie interesowało to, co działo się w Watykanie. SB była głównym dostarczycielem materiałów stamtąd dla KGB, o czym zresztą pisze w pracy „Wywiad a władza” Zbigniew Siemiątkowski, którego o sympatię dla lustracji trudno podejrzewać. O transparentności PRL-owskich służb wobec KGB opublikowano też wiele opracowań w czasopiśmie ABW „Przegląd Bezpieczeństwa Wewnętrznego”, w październiku 2010 r. sąd okręgowy uznał, iż Turowski złożył niezgodne z prawdą oświadczenie lustracyjne. Sąd Apelacyjny stwierdził jednak w 2012 r., że nie powinno dojść do procesu Turowskiego.

Tomasz Turowski, były oficer wywiadu, który udzielił długiego wywiadu Agnieszce Kublik i Wojciechowi Czuchnowskiemu z „Gazety Wyborczej”. Bardzo sugestywnie przekonuje naiwnych rozmówców, że jego zadaniem w Watykanie była tak naprawdę… dyskretna obrona Jana Pawła II przed ewentualnymi zamachami, przyznając zarazem, że dostał rozkaz zdobywania i przekazywania centrali (czyli de facto szefostwu KGB, a pewnie i GRU) wszelkich informacji o zauważonych lukach w systemie ochrony papieża Polaka.

Warto przypomnieć, że Komitet Centralny Ko­mu­nis­tycz­nej Partii Zwią­zku Sowieckiego już w lis­to­pa­dzie 1979 roku wydał KGB polecenie, by „za­po­biec nowemu kierunkowi w polityce, za­po­cząt­ko­wa­ne­mu przez polskiego papieża, a w razie ko­niecz­noś­ci - sięgnąć po środki wykraczające poza dezinformację i dyskredytację”, co ujawnił na portalu Frondy Jakub Jałowiczor.

„Środki wykraczające poza dezinformację i dyskredytację” to eufemistycznie nazwany wyrok śmierci. Pod rozkazem podpisali się członkowie KC, w tym, co ciekawe, Michaił Gorbaczow - przypomniał Jałowiczor.

We wspomnianym wywiadzie pt. „Kret w Watykanie. Prawda Turowskiego” komunistyczny agent w Rzymie nie kryje, że jego przełożony Sylwester Flak nakazał mu w Boże Narodzenie 1979 roku zdobywać informacje na temat bezpieczeństwa Jana Pawła II. Turowski wmawia rozmówcom, że chodziło wyłącznie o dobro Ojca Świętego, ponieważ ewentualny zamach miałby przynieść PRL szkody na forum międzynarodowym, a Kublik i Czuchnowski łykają to kłamstwo tak, jakby urodzili się wczoraj oraz nie wiedzieli, iż od początku swego pontyfikatu Jan Paweł II był na celowniku sowieckich służb specjalnych, których faktyczną, aczkolwiek nie formalną częścią były ich polskie odpowiedniki.

Krótko mówiąc, w listopadzie zapada na Kremlu decyzja o ewentualnej likwidacji papieża, a w grudniu agent z satelickiego państwa dostaje rozkaz śledzenia jego ochrony.

Turowski bez żenady powiedział dziennikarzom „GW”:

„- Przypominam sobie rozmowę z pułkownikiem Flakiem o moich raportach. To było w Magdalence, on mówi tak: Jeśli możesz, to dawaj informacje o bezpieczeństwie Jana Pawła II.”

W 1980 został przeniesiony w zakonie jezuitów z Rzymu do Paryża i rozpracowywał opozycję polską we Francji. Pozostawał tam do 1985, kiedy odmówił przyjęcia ostatnich święceń i powrócił do Polski. Pozostał w służbie wywiadu PRL, a po jej upadku przeszedł pozytywnie weryfikację.

Po 1989 rozpoczął pracę jako dyplomata (dzięki układom Okrągłego Stołu), był m.in. ministrem pełnomocnym ambasady RP w Moskwie (1996-2001) oraz ambasadorem w Hawanie (2001-2005). Jednocześnie pracował jako oficer służb III RP najpierw dla Zarządu Wywiadu Urzędu Ochrony Państwa, a potem dla Agencji Wywiadu. W kwietniu 2010 współorganizował wizytę prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Smoleńsku. Po katastrofie smoleńskiej uczestniczył 6 maja 2010 r. w Rosji w spotkaniu rosyjskich i polskich śledczych poświęconym tej katastrofie.

Funkcjonariusz wywiadu PRL, Tomasz Turowski któremu "zdarzyło się być" jako supertajny agent PRL w przebraniu jezuity na Placu św. Piotra w chwili zamachu na Jana Pawła II i któremu także "zdarzyło się być" jako dyplomata zabezpieczający wizytę polskiej delegacji także na lotnisku w Smoleńsku w chwili śmierci Prezydenta RP, prof. Lecha Kaczyńskiego i całej polskiej elity udzielił on bardzo ciekawego wywiadu.

Tomasz Turowski przyznał, że kilka miesięcy przed tragedią Bronisław Komorowski lądował na lotnisku w Smoleńsku.

Pana zdaniem jak to lotnisko wyglądało?

- Żałośnie. Jakieś baraczki, które udawały wieże, gdzie byli nawigatorzy pilotujący samolot na odległość. Jakieś urządzenia oświetleniowe - dość prymitywne - pasa startowego. Nie wyglądało to zachęcająco. Jednak przy takich niezbyt przychylnych warunkach parę miesięcy wcześniej lądował tam marszałek sejmu Bronisław Komorowski.(...)

Z oficjalnych danych wynika, że był w Smoleńsku ale równo rok wcześniej, 10.04.2009. Rok a kilka miesięcy to chyba różnica. Sam "funkcjonariusz wywiadu PRL" Tomasz Turowski nie był nawet zatrudniony wtedy przez ministra R.Sikorskiego w MSZ.

za: yelita.pl