Niestety, sprawa Nord Stream 2 to kolejny problem w polityce zagranicznej USA, w którym nowa administracja wykazuje się – delikatnie mówiąc – niezdecydowaniem. Podobnie jak brak twardych działań wobec Rosji ws. Nawalnego czy cyberataków GRU na USA, także w sprawie gazociągu rosyjsko-niemieckiego nie widać, żeby Joe Biden i jego ludzie realizowali to, co zapowiadali w kampanii. Ku zresztą coraz wyraźniejszemu rozczarowaniu senatorów z obu partii. To, jaką w końcu postawę nowa administracja przyjmie wobec Nord Stream 2, będzie też odpowiedzią na pytanie o stosunek Bidena do spraw europejskich. I tego, jak chce sobie układać politykę na Starym Kontynencie. Czy będzie to jednoznaczne postawienie na Niemcy, czy jednak Amerykanie nie zaprzepaszczą tego wszystkiego, co udało się w ostatnich latach zbudować w ramach inicjatywy Trójmorza?

Ostatnie realne sankcje amerykańskie uderzające w Nord Stream 2 nałożyła jeszcze poprzednia administracja na dwa dni przed rozpoczęciem kadencji Joe Bidena. Minął przeszło miesiąc nowych rządów, a USA – wbrew zapowiedziom z kampanii – nie robią nic, by blokować szkodliwy projekt. Podczas gdy Waszyngton milczy, Rosjanie wznowili i przyspieszają budowę, aby dokończyć gazociąg. Rosyjskie statki jeszcze w styczniu wznowiły prace w duńskiej strefie ekonomicznej, a teraz czekają zgodę na wznowienie prac w strefie niemieckiej. Znaczące jest, że podczas Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa Biden nie wspomniał o rurociągu. Opiera się też żądaniom członków Kongresu USA, aby nałożyć dodatkowe sankcje na gazociąg.

Na pytanie o niechęć Bidena do kontynuacji polityki poprzednika odnośnie Nord Stream 2 możliwe są dwie odpowiedzi. Pierwsza jest mało prawdopodobna: USA nie blokują gazociągu, bo nie chcą szkodzić interesom Rosji. Zapewne chodzi o drugą: nowa administracja USA próbuje naprawić stosunki z Niemcami, a Berlin podyktował słoną cenę, w tym możliwość dokończenia Nord Stream 2. Dlatego zapewne Departament Stanu USA nie zdecydował się na wprowadzenie nowych sankcji przeciwko uczestnikom projektu Nord Stream 2. Na liście sankcyjnej znalazła się jedynie rosyjska barka Fortuna i jej właściciel firma KWT-Rus, które obłożyła już wcześniej sankcjami administracja Trumpa.

Jeśli jednak Waszyngton zgadza się na kontynuację Nord Stream 2, żeby nie narażać się Niemcom, to jednocześnie zgadza się na pogorszenie relacji nie tylko z należącymi do UE i NATO, jednymi z najbliższych amerykańskich sojuszników, Polską, Litwą, Łotwą i Estonią, ale też strategicznie ważną Ukrainą. Biden ma jeszcze czas, żeby podjąć działania uniemożliwiające dokończenie Nord Stream 2. Ten czas to również czas decyzji, czy wrócić do koncepcji Baracka Obamy i scedować odpowiedzialność za sprawy europejskie, ale i relacje Zachodu z Rosją, na Berlin, czy jednak nie wyciągać wnioski z tego co przyniósł reset, 2014 rok, a później rozwój inicjatywy Trójmorza, ale też Międzymorza (plus Ukraina). Amerykańska administracja nie powinna ignorować Europy Środkowej i Wschodniej. Chiny tylko czekają na to, by wykorzystać rozczarowanie Polski, Ukrainy czy innych krajów regionów zmianą polityki USA.

 

Artykuł pierwotnie ukazał się na stronie think tanku Warsaw Institute.
[CZYTAJ TEN ARTYKUŁ]