Autor bluźnierczych eksponatów, wystawianych za pieniądze podatników, w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w wywiadzie dla lewicowego portalu „Krytyka Polityczna” deklaruje, że dla niego „krzyż jest [...] symbolem wyzwolenia z więzów religii”. Ciekawe czego symbolem jest dla niego gwiazda Dawida? Z wywiadu czuć, że cała taka sztuka leci siarą.

Na Frondzie opisałem wystawę (w finansowanym z pieniędzy podatników) Muzeum Sztuki Nowoczesnej na, której można zobaczyć takie eksponaty (autorstwa Daniela Rycharskiego) jak: różańce z krwi homoseksualistów, krzyże ubrane w ubrania gejów (by odstraszać z pól dziki), sztandar ze świętym Ekspedytem na tle sodomickiej tęczowej szmaty, witraże zawierające bzdurne oskarżenia wobec Kościoła katolickiego o współprace z nazistami, szaty liturgiczne utożsamiające katolicyzmu z rasistowskimi mordami. Na wystawie wyświetlane są filmy, na których artysta je popiół ze spalonego konfesjonału i miejsca kopulacji w gejowskim klubie albo robi z rekonstrukcje żydowskiego cmentarza z macew będących dekoracją w antypolskim filmie „Pokłosie”.


Wystawa ta jest, moim zdaniem, kolejnym dowodem na to, że sztuka nowoczesna jest instrumentem lewicowej indoktrynacji. I nie ma żadnego powodu, by była finansowana z pieniędzy podatników. Lepiej by było, gdyby pieniądze dziś odbierane w podatkach zostawały w kieszeniach podatników, i to oni by decydowali czy i na jaką sztukę je wydawać. Dziś podatnicy są zmuszani do finansowania sztuki szerzącej nienawiść do katolicyzmu i polskości.


Moją opinię zdaje się potwierdzać wywiad artysty dla lewicowego portalu. Wywiad „Rycharski: Krzyż jest dla mnie symbolem wyzwolenia z więzów religii” przeprowadził Jakub Majmurek (autor tekstów publikowanych w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”).


Swoja bluźnierczą wystawą Daniel Rycharski zamanifestował, co dla niego znaczy być „chrześcijaninem LGBT” i „jakie są granice przynależności do wspólnoty wiary”. Gej artysta twierdzi, że nie może być katolikiem, choć jest z tym wyznaniem silnie związany, oraz że poszukuje odpowiedzi „na bezdomność duchową LGBT”.


Gej artysta zadeklarował, że porusza go teologia niekatolicka a protestancka, nie uczestniczy w katolickich praktykach, zbudował „dla siebie myśl religijną, w której czuję się dobrze, bez wyrzutów sumienia” i jednocześnie zależy my „na dialogu ze środowiskami, z którym pracuję jako artysta: księżmi, inteligencją katolicką, takimi grupami jak Wiara i Tęcza – organizacja zrzeszająca katolickie osoby LGBT”.


Według artysty katolicki „Kościół, który jest teoretycznie »otwarty« i powinien być oazą dla wierzących osób LGBT, jak przychodzi co do czego, też tak naprawdę jest zamknięty”. To bardzo optymistyczne dla katolików stwierdzenie artysty geja.


Katolików przywiązanych do nauczania katolickiego na pewno podniesie na duchu relacja geja artysty, który chciał zawiesić tablice z cytatem z Katechizmu o szacunku dla homoseksualistów (Kościół nakazuje szacunek dla wszystkich, i równocześnie potępia wszelkie grzechy w tym i homoseksualizm) w dominikańskim kościele św. Jacka w Warszawie. Kiedy chciał to zrobić „od razu został [...] z niego wyrzucony. Jeden z braci zakonnych groził” mu „policją”. To bardzo optymistyczne, że zakon dominikanów jest nadal katolicki. Cieszy również to, że przeor zakonu nie chciał marnować czasu na spotkania z gejem artystą, i, że homo heretykom nie udało się umieścić tablicy w żadnym innym kościele.


Zdaniem geja artysty: „jako osoby homoseksualne nie jesteśmy po prostu akceptowani w Kościele katolickim, nie jesteśmy częścią tej wspólnoty”.


Traumatycznym przeżyciem dla geja artysty była historia z krzyżem, jaki zrobił „z drzewa, przy którym dwie osoby LGBT popełniły samobójstwo”, bo „ich związek był nieakceptowany przez otoczenie”. Jak relacjonuje artysta „krzyż powstał w celu zorganizowania drogi krzyżowej w intencji ofiar homofobii. Włączyć się miały różne środowiska katolickie: Wiara i Tęcza, „Więź”, „Tygodnik Powszechny”. Ostatecznie okazało się, że sama Wiara i Tęcza nie jest gotowa do takiego działania [...]. Kilku liderów organizacji zablokowało projekt”.


To, kto inspiruje artystę, najlepiej pokazuje jego deklaracja, że „praca nad krzyżem sporo” go „kosztowała psychicznie. Gdy powstawał, nie mogłem być zbyt blisko tego obiektu, miałem dziwne sny, różne psychozy”. Normalnie leci siarą na odległość.


Gej artysta swój bluźnierczy krzyż przeniósł z wystawy „Późna polskość” (którą też oczywiście opisywałem) i postawił go przed pałacem prezydenckim, by krzyż „mówiący o tragedii narodowej w Smoleńsku – zastąpić innym. Także mówiącym o tragedii narodowej, jaką jest homofobia”. Konkretnie by ''zastąpić'' krzyż, którego już tam od lat nie było swoim krzyżem. Jak wspomina gej artysta „część ludzi nie wiedziała, o co mi chodzi. Myśleli, że jestem z tzw. sekty smoleńskiej. Podchodzili i gratulowali, że postawiłem tu znowu krzyż”. Czyli sekta sodomitka została wzięta za sektę smoleńską.


Jak wspomina gej artysta „na samym początku współpracowałem z szeregiem osób związanych z Kościołem: Dawidem Gospodarkiem z Katolickiej Agencji Informacyjnej, z Pawłem Dobrowolskim z Centrum Myśli Jana Pawła II, projekt konsultowałem z księdzem Lutrem”. Pracami geja artysty „interesowali się Paweł Rojek czy Michał Łuczewski”.


W opinii geja artysty „krzyż […] należy do wszystkich, którzy chcą poprzez odwołanie się do niego powiedzieć coś o świecie, w którym żyją”. Wystawiany „na wystawie krzyż wskazuje na ciemną stronę religii, która nie działa prawidłowo, jeżeli nie zabezpiecza nas przed homofobią. Krzyż wskazuje równocześnie na fakt, że to w wierze chcę szukać oparcia, z pomocą tego świata wartości możliwe wydaje mi się rozszerzenie akceptacji i poszanowania praw”.


Jak informuje gej artysta „tytułowa praca z wystawy, Strachy. To krzyże ubrane w odzież osób LGBT, ustawione na polach w Kurówku, by odstraszać dziki od pastwisk”.


Wyjaśniając swoją filozofię polityczną gej artysta stwierdził, że „od początku pracuję z różnymi grupami osób wykluczonych, z osobami LGBT i mieszkańcami wsi. Zawsze marzyłem o sojuszach między nimi. [...] Wiedziałem, że jako artysta muszę się zabezpieczyć przed krytyką. Takim zabezpieczeniem była na przykład identyfikacja jako osoba wierząca”.


Gej artysta poinformował czytelników, że pozytywnie jego prace ocenił „Magazyn Kontakt” i „Tygodnik Powszechny”, a krzyż umieszcza w swoich pracach, bo artyście służy on „jako symbol wyzwolenia się z niewoli religii, rozumianej jako zestaw rytuałów, który zwalania nas z myślenia. Jako wezwanie do prawdziwej świeckości. Do życia w prawdziwej wierze, bez opresji i niewoli religii. Cytując Mariusza Szczygła: osoby LGBT dostają sygnał, że ten krzyż jest również ich.

Z kolei parafrazując Bonhoeffera: wierzę, że tylko zanurzając się w świat bez Boga, można odbudować relacje z Chrystusem. Tą wystawą podejmuje również próbę przywrócenia symbolu krzyża dla osób LGBT”.


W wywiadzie gej artysta deklaruje, że „na pewno nie chcę nikogo tą wystawą nawracać ani namawiać na Chrystusa, czy nawet na bezreligijne chrześcijaństwo. […] Mam jednak świadomość, jak opresyjna bywa religia, i że są osoby, które mogą czuć się zaszczute przez Kościół katolicki. Niektórym Kościół po prostu zrujnował życie”.


Gej artysta deklaruje, że „poprzez [swoją] wystawę chcę powiedzieć, że istotą chrześcijaństwa jest sekularyzacja, wzięcie na poważnie przez osoby świeckie kształtowania religii. Duża instytucja sztuki zamienia się w rodzaj nowego kościoła, przejmując wiele obiektów, które Kościół katolicki odrzucił. To jest dla mnie fajna metafora chrześcijaństwa jako świeckości. Miejsce instytucji kościelnych przejmują świeckie. Tak być powinno, z tym się trzeba pogodzić. Sztuka zrobiła przecież więcej dobrego niż religia”.


Jan Bodakowski