Reportaż z Grzechynii, jaki zdecydowaliśmy się opublikować całkowicie jednoznacznie pokazuje, co przyciąga ludzi do Pustelni Niepokalanej. Pobożność, wiara, zaangażowanie, autentyzm, odwaga księdza Natanka nie ulegają wątpliwości. Nie ma też wątpliwości, co do tego, że właśnie takich wartości szukają u niego ludzie. Problem polega tylko na tym, że te – same w sobie pozytywne cechy kapłana – od jakiegoś czasu nie służą już Kościołowi, a można i trzeba powiedzieć jasno, od jakiegoś czasu szkodzą one już Mistycznemu Ciału Chrystusa rozbijając jego jedność. A jeśli tak jest, to nie może być mowy o Bożym Dziele, i to nawet jeśli u jego początków leży autentyczny Boży Impuls.
Bez posłuszeństwa nie ma Kościoła
Posłuszeństwo pozostaje jedną z najbardziej fundamentalnych zasad życia Kościoła. Tam, gdzie go brak, tam, gdzie wypowiada je zakonnik swojemu przełożonemu czy kapłan swojemu biskupowi, kończy się katolicyzm i Kościół. Doktryna Kościoła nie pozostawia wątpliwości, że – nawet jeśli przełożony nie ma racji, nawet jeśli się myli – to dla podwładnego jego wola jest wolą Boga. Jeśli zatem przełożony czy biskup decyduje, że kapłan ma zamilknąć, to jego obowiązkiem, wobec Boga, jest zamilknięcie. Odmowa podporządkowania się oznacza odmowę wypełnienia woli Boga.
Usprawiedliwieniem takiej postawy nie jest zaś i nie może być dobro wiernych czy dobro Kościoła. Dobrem Kościoła jest wypełnianie woli Bożej, i jeśli Bóg będzie chciał, by decyzja pasterzy została zmieniona, to sam się o to zatroszczy. I wielokrotnie już tak się w historii zdarzało. Masa wybitnych kapłanów czy późniejszych świętych było zmuszanych do zamilknięcia. I w takiej sytuacji milkli, czekając na to, że Bóg – także za pośrednictwem przełożonych – pozwoli im na powrót mówić.
Casus mariawitów
I właśnie w tym miejscu widać najmocniej różnice między ojcem Pio, św. Józef Kalasancjuszem czy w jakimś stopniu (o wiele mniejszym) także siostrą Faustyną a ks. Piotrem Natankiem. Ci pierwsi z pokorą przyjmowali decyzje przełożonych i gdy trzeba było w pokorze przyjmowali wolę Bożą wyrażoną w ich decyzjach. Ten ostatni kwestionuje wolę przełożonych i wypowiada posłuszeństwo tym, których Bóg nad nim ustanowił. Ostatecznie oznacza to zaś sprzeciwienie się jasnej woli Boga, który przemawia do niego (być może ćwicząc go w pokorze) przez jego biskupa.
Taki sprzeciw zaś zawsze, niezależnie od jego źródeł, kończy się w ten sam sposób: porzuceniem woli Bożej, odrzuceniem Kościoła, rozbiciem jedności, czyli tym, czego chce dla nas nie tyle Bóg, ile zły duch. A najlepiej widać to na przykładzie mariawitów. Źródła ich wspólnoty były, jak najbardziej szlachetne i pobożne. Mateczka Kozłowska miała słuszne intuicje religijne, dobrze dostrzegała kryzys duchowieństwa i odważnie o tym mówiła. I być może byłaby teraz świętą Kościoła, porównywalną lub większą niż św. Faustyna, gdyby nie sprzeciw wobec woli Boga objawionej przez papieża. Ten jeden akt sprawił, że pozytywny w gruncie rzeczy ruch obrócił się przeciwko swoim źródłom i zaczął być duchem podziału a nie jedności. Koniec zaś mariawityzmu, szczególnie pod przywództwem arcybiskupa Kowalskiego był opłakany. Wszystko zaś dlatego, że zabrakło posłuszeństwo, a diabeł kupił pobożnych ludzi pychą świadomości tego, że to oni mają rację.
I wiele wskazuje na to, że podobnie może być z księdzem Piotrem Natankiem. On również ma poczucie, że ma racje, że jest potrzebny ludziom, że niesie im mocny przekaz, i uważa, że to upoważnia go do sprzeciwu, nieposłuszeństwa. Tyle tylko, że jeśli nie powróci do posłuszeństwa, czyli do Boga, to przyniesie ludziom nie Chrystusa a siebie, nie jedność i Kościół, a podział.
Doktryna jest ważna
Problemem w takich sytuacjach bywa też to, że często zaczyna się od gorliwości, a kończy na odejściu od doktryny. I zdaniem części obserwatorów w przypadku ks. Natanka może być podobnie. Autentyczne zaangażowanie w promowanie kultu Chrystusa Króla prowadzić ma do negowania jako masońskiego kultu Najświętszego Serca Pana Jezusa. Promowanie wyniesienia Jezusa do godności Króla przysłania fakt, że polski Episkopat zawierzył już Polskę Najświętszemu Sercu Jezusowemu. Akt ofiarowania Polski Najświętszemu Sercu Pana Jezusa został powtórzony nawet kilka tygodni temu. Na razie elementy te nie są szczególnie eksponowane, ale doświadczenie innych charyzmatyków, którzy nie podporządkowali się Kościołowi pokazuje, jak cała sprawa może się zakończyć.
Komu to wszystko służy?
I wreszcie na koniec trudno nie zadać fundamentalnego pytania o to, czy działalność ks. Natanka rzeczywiście służy Kościołowi i ludzkim duszom. I tu, tak długo jak nie podporządkuje się on decyzjom swojego biskupa ordynariusza, odpowiedź może być tylko jedna. Nie służy. Kościół jest bowiem tam, gdzie jest biskup i papież, a nie gdzie jest – nawet najbardziej charyzmatyczny – ksiądz. Odciąganie ludzi od biskupa, negowanie jego władzy jest ostatecznie odciąganiem od Kościoła. To zaś nie służy duszom, ani ich zbawieniu.
Dlatego jeśli ksiądz Natanek chce rzeczywiście służyć Kościołowi i Bogu, jeśli wierzy, że ma do wypełnienia pewną misję powierzoną mu przez Boga, to jest tylko jedna droga, by ją wypełnić. A jest nią nie buńczuczne zapewnienia, że nie podporządkuje się biskupowi, ale pokorne przyjęcie kary i szukanie możliwości jej zdjęcia. I trzeba pamiętać, że nawet jeśli się to nie uda, nawet jeśli resztę życia przyjdzie księdzu spędzić na próbach odzyskania pełni prawd, to jego cierpienie w posłuszeństwie będzie duchowo o wiele bardziej wartościowe, niż najlepsze nawet kaznodziejstwo i najpobożniej sprawowana msza, bez posłuszeństwa. Wybór należy do księdza Natanka.